Sigur Rós - Valtari

Artur Chachlowski

ImageNie czuję się ekspertem w dziedzinie „Sigur Rós i jego muzyka”. Ale muszę przyznać, że najnowszy album Islandczyków zrobił na mnie spore wrażenie. Jest on jak „lawina poruszająca się w zwolnionym tempie” (tak o płycie „Valtari” opowiada Jonsi), jest jak „przyglądanie się staremu obrazowi z pejzażem” (tak z kolei o nowym albumie mówi basista Georg Holm)…

Faktycznie, przyglądając się widoczkowi na okładce płyty „Valtari”, którego autorkami są siostry Jonsiego, Lilja i Inga Birgisdóttir, możemy łatwo wyrobić sobie pojęcie, z jaką muzyką będziemy mieć do czynienia. Obcować będziemy z rozmytymi melodiami, pełnymi niedopowiedzeń utworami pozbawionymi formalnych ram i struktur, z plastycznymi klimatami dźwiękowymi, które poprzez zastosowanie minimalistycznych środków artystycznego wyrazu są w stanie wykreować epicką, pełną patosu atmosferę. Na krążku tym nawet cisza gra. „Valtari”, tak jak i cała muzyka Sigur Rós, to płyta marzycielska, do zadumy i do refleksji, płyta malarska, pobudzająca wyobraźnię i po mistrzowsku budująca nostalgiczne nastroje.

Na jej program składa się 8 kompozycji. Pięć pierwszych z nich to utwory z głosem Jonsiego. Trzy ostatnie („Varðeldur”, tytułowy „Valtari” oraz „Fjögur píanó”) to wyłącznie instrumentalne pejzaże, muzyczne plamy, nagrania bez jednoznacznej melodii. Pozbawione precyzyjnych form, a tym samym niczym nieograniczone. Melancholia, błogość, nostalgia, refleksja, nirwana… Takie klimaty przewijają się w tych „tworach”, bo trudno nazwać je kompozycjami, a tym bardziej piosenkami.

Trochę inaczej jest w pierwszej części płyty. Tu da się wyłonić 5 zróżnicowanych utworów, w których oprócz falsetowego śpiewu Jonsiego i tradycyjnego instrumentarium, którym posługują się Islandczycy, usłyszeć można dźwięki pojedynczych skrzypiec, sekcję smyczkową, orkiestrę, a nawet chóry. Najpiękniej to wszystko wypada w najlepszych, moim zdaniem, fragmentach albumu – w „Varúð” („Ostrzeżenie”) oraz w “Dauðalogn” („Martwa cisza”). Choć oba utrzymane są w sennym i nierealnym klimacie, to ani przez moment nie pozwalają na obojętność czy uspokojenie emocji podczas słuchania. Prowokują za to do marzeń, do odpływania w nierealność i budowania rozmazanych obrazów pod zamkniętymi powiekami.

Tak, Sigur Rós gra emocjami. Czyni to bezbłędnie, rzekłbym, że po mistrzowsku. Posługując się bajkowymi i magicznymi dźwiękami porusza czułą strunę szerokiej palety emocji, pozwala przenieść się odbiorcy tam, gdzie tylko on tego chce, pozwala rozmyślać o tym, o czym tylko się zamarzy...

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!