Panic Room - Skin

Artur Chachlowski

ImageZespół Panic Room to spadkobierca pierwszego wcielenia popularnej brytyjskiej progrockowej grupy Karnataka. Na jego czele stanął pianista Jonathan Edwards, pociągnął on za sobą gitarzystę Paula Davisa i perkusistę Gavina Johna Griffiths, a więc muzyków mających za sobą muzyczny epizod w Karnatace. Podobnie jak doskonale znana z wielu przedsięwzięć „kobiecego art rocka” wokalistka Anne-Marie Helder, która, obok Edwardsa, stała się główną kompozytorką muzyki stanowiącej program najnowszej płyty Panic Room.

„Skin” to już trzeci, po wydanych w 2008 „Visionary Position” i w 2010 roku „Satellite”, album w dorobku grupy. To album, którego słucha się wspaniale. To rzecz stylowa i, rzekłbym: elegancka. Brzmiąca krystalicznie czysto i wyprodukowana z niezwykłym pietyzmem. To kolekcja 11 piosenkowych utworów, które z pewnością przypadną do gustu koneserom kobiecej rockowej wokalistyki. Głos Anne-Marie lśni na tej płycie w każdym utworze, a jej uduchowione interpretacje wynoszą kompozycje Panic Room na poziom niespotykany na wcześniejszych płytach. Śpiewane przez nią piosenki to materiał wysokiej klasy, w dodatku szybko zapadający w pamięć i mający tę miła cechę, że przez długie chwile sam „grający” w uszach odbiorcy. Zespół zdecydowanie porzucił próby wpisania się w hermetyczną konwencję skomplikowanego art rocka na rzecz urzekającej piosenkowości, melodyjności i przystępności.

„Skin” to album zdecydowanie pop rockowy, ale jest to pop rock utrzymany na wysokim poziomie. Porównałbym go do wczesnych płyt naszego Varius Manx (tego z okresu „Emu” i „Elf”), na których stylowej melodyjności towarzyszyły wysmakowane aranże, wysoki poziom wykonawczy, a nad wszystkim unosiła się wspaniała ekspresja wokalna. Tak właśnie jest na najnowszej płycie „Panic Room”, na której zespół nie boi się sięgać po wyszukane aranżacje, jak na przykład bardzo często wykorzystywane i nadające całości wyraźnego odcienia melancholii instrumenty smyczkowe (do współpracy zespół zaprosił kwartet o nazwie Larkin String Quartet), funkowe rytmy w „Screens” czy hiszpańskie gitarowe motywy w „Chances”. Leniwie sączące się z głośników dźwięki z powodzeniem wprawiają słuchacza w błogi nastrój. Nad wszystkim króluje wspomniany już przeze mnie spokojny klimat zwiewnej melancholii, który najlepiej sprawdza się w najciekawszych moim zdaniem utworach „Skin” i „Nocturnal”. Panic Room nie zapomina jednak o sympatykach żywszych (jak w „Promises” i „Hiding The World”), a nawet przebojowych („Chameleon”) brzmień. W nowych utworach Panic Room nie brakuje też odrobiny wysmakowanej psychodelii („Tightrope Walking”), akustycznej kameralistyki („Velvet & Stars”) oraz urokliwej balladowości („Freefalling”).

Te oraz pozostałe nagrania wypełniające program albumu „Skin” wpisują się w format bardzo przystępnych i stylowych piosenek rockowych, co powoduje, że w postaci płyty „Skin” otrzymujemy doskonały zestaw muzyczny na rozpoczynające się właśnie, pewnie trochę leniwe, ale i też pełne niezapomnianych przygód, tegoroczne lato.

Obowiązkowa pozycja na liście rzeczy pakowanych do walizki…

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!