Unitopia - Covered Mirror Vol 1 Smooth As Silk

Artur Chachlowski

ImageTo bardzo zaskakująca płyta i wcale nie taka, jakiej można byłoby się spodziewać po zespole, było nie było, będącym wciąż na dorobku. No, ale skoro mogą to wielcy, to czemu „młodym progresywnym” ma nie być wolno nagrywać albumy z coverami słynnych utworów z historii rocka?

Osobiście nie mam nic przeciwko takim płytom. Tym bardziej, że z reguły są one wyrazem młodzieńczych fascynacji, a także hołdem złożonym artystom, dzięki którym kształtował się muzyczny smak młodych twórców. Pamiętacie z naszego domowego podwórka drugi album grupy Collage? „Nine Songs Of John Lennon” to przecież nic innego, jak hołd złożony przez Wojtka Szadkowskiego twórczości zespołu The Beatles i jego legendarnego lidera. Mający od ówczesnego Collage niewiele większy dorobek panowie Mark Trueack i Sean Timms, a więc dwa muzyczne filary australijskiej formacji Unitopia, która zasłużenie zdobyła sobie albumami „More Than A Dream” (2005), „The Garden” (2008) oraz „Artificial” (2010) wysoką pozycję w świecie najmłodszego pokolenia progrockowych twórców, postanowili nagrać najważniejsze utwory, które w dzieciństwie i młodości ukształtowały ich muzyczne gusta. Jak zaznaczyli w komentarzach do poszczególnych nagrań zamieszczonych wewnątrz książeczki (należy podkreślić niebywały wręcz kunszt autora szaty graficznej – Eda Unitsky’ego – który wykonał kawał solidnej roboty komponując przepiękną, kolorową książeczkę, w której jest nie tylko miejsce na wszystkie niezbędne informacje, ale i za pomocą jego ilustracji opowiedziana jest pewnego rodzaju historia), takich utworów jest tak dużo, że mogłoby powstać 50 kolejnych tego typu albumów (i kto wie, czy nie powstanie, wszak omawiana przeze mnie płyta ma w swoim tytule znacznik „Volume 1”). Tak czy inaczej, trafia nam w ręce napakowane po brzegi muzyką wydawnictwo („Covered Mirror Vol 1 Smooth As Silk” trwa 76 minut!), na którego program składają się (prawie) wyłącznie utwory pochodzące z dorobku innych wykonawców.

Czego zatem możemy się spodziewać przystępując do słuchania tego albumu? Znajdujemy na nim unitopiowską wersję wielkiego przeboju Marillion („Easter”), jest „Rain Song” Zeppelinów, jest „Even In The Quietest Moments” z repertuaru grupy Supertramp, jest też wersja przeuroczej ballady „To One In Paradise” Alana Parsonsa, jest nawet wariacja (w formie bonusu) na temat „The Way The Waters Are Moving” Flower Kingsów, są dwie 10-minutowe wiązanki utworów chyba najsłynniejszych dla symfonicznego rocka zespołów: Genesis („The Silent Sun” / „Supper’s Ready” / „Dancing With The Moonlit Knight” / „The Lamb Lies Down On Broadway” / „Carpet Crawlers”) i Yes („And You And I” / „Awaken” / „Close To The Edge” / „Soon” / „Onward” / „South Side Of The Sky” / „Owner Of A Lonely Heart”), ale i zgoła fenomenalne wykonanie  „Calling Occupants Of Interplanetary Craft” z repertuaru duetu The Carpenters,  „Man Of Colours” australijskiej grupy Icehouse oraz nieźle zinterpretowane przez Unitopię kompozycje Todda Rundgrena („Can We Still Be Friends”) i Jamesa Warrena (spopularyzowane przez The Korgis nagranie „Everybody’s Gotta Learn Sometime”). A więc Unitopia zmierzyła się nie tylko z repertuarem stricte progresywnym, ale i z szeroko rozumianej muzyki pop. Do tego zespół dołożył kilka instrumentalnych impresji autorstwa zespołu, jak „Signs Of Life”, który de facto jest wstępem do płyty, a zarazem do coveru Carpentersów oraz „Speaking The Truth” będącym krótkim interludium umieszczonym niejako „dla odpoczynku” w połowie trwania płyty.

Skoro wiemy już co stanowi program płyty „Covered Mirror”, zastanówmy się jak ocenić to wydawnictwo? Wychodząc z założenia, że oryginały to niedoścignione ideały (a sądząc po wyżej wymienionych tytułach tak w istocie rzeczy jest), to omawiany przeze mnie album nie może otrzymać najwyższej oceny. Ale chciałbym podkreślić, że przy każdym kolejnym przesłuchaniu tego albumu towarzyszy mi uczucie prawdziwej radości i zadowolenia. Lubię w tej płycie dwie rzeczy: po pierwsze sam pomysł na zaprezentowanie własnych wersji utworów, które przed laty sprawiły, że ludzie tworzący dziś grupę Unitopia stali się wspaniałymi i wrażliwymi artystami, komponującymi świetną muzykę oryginalną, a po drugie – sposób interpretacji oraz wysoki poziom wykonania. Oczywiście jednych nagrań na tej płycie słucha się lepiej (piosenki The Carpenters, wiązanki Genesis, „Deszczowej Piosenki” Led Zeppelin, lundgrenowskiego „Can We Still Be Friends”), innych nieco gorzej (tracącej gdzieś lekkość oryginału wersji „Everybody’s Gotta Learn Sometime”, dość nudnej wiązanki nagrań Yes, przyciężkiego coveru Supertrampu czy za bardzo „rozmytej” wersji „To One In Paradise” The Alan Parsons Project), ale jako całość odbieram tę płytę w sposób bardzo pozytywny.

Przeciwnicy powiedzą: gdy zechcę posłuchać tych utworów, to sięgnę po oryginały. Zwolennicy zaś wezmą do ręki bajecznie kolorową okładkę, nastawią płytę i słuchając wypełniającej ją muzyki będą studiować zawartość ciekawej książeczki. Nie ukrywam, że przysłuchując się nowemu albumowi Unitopii każdorazowo czerpię z niego tak wiele przyjemności, że gorąco zachęcam wszystkich do tego samego… Moc (bardzo pozytywnych!) wrażeń gwarantowana. 

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!