Lord, Jon - Concerto For Group And Orchestra

Tomasz Kudelski

ImageW pogodny poniedziałkowy wieczór 16 lipca 2012 r. odebrałem niespodziewany telefon od szefa polskiego fanclubu Deep Purple. Rozmowa była krótka: Czy już wiesz? Co mam wiedzieć? Jon Lord nie żyje…

Pustka, która w tym momencie zapanowała w moim małym muzycznym świecie była przez wiele dni nie do zniesienia. Jon Lord jest moim muzycznym bohaterem, nie tylko ze względu swoją „purpurową” spuściznę, ale również karierę solową, która nabrała tempa w 2002r. po opuszczeniu Deep Purple.

Na kilka tygodni przed śmiercią Jon zdążył zaakceptować ostateczny kształt studyjnej wersji swojej pierwszej dużej klasycznej kompozycji: Concerto for Group and Orchestra. Premiera albumu, pomimo śmierci kompozytora miała miejsce pod koniec września.

Historia tego wydawnictwa sięga korzeniami jednego z kluczowych wydarzeń w ponad 40-letniej historii Deep Purple. Pionierska próba połączenia dwóch muzycznych światów: rocka i muzyki poważnej rozpoczęła też trwającą do dziś dyskusję dotyczącą źródeł inspiracji rocka progresywnego i jego związków z muzyką klasyczną, które były zarówno jego rysem szczególnym, ale również przekleństwem.

Rok 1969 dla Deep Purple nie zapowiadał się zbyt wesoło. Po początkowych sukcesach w Stanach Zjednoczonych płyty Shades of Deep Purple oraz singla Hush, kolejne wydawnictwa radziły sobie na rynku amerykańskim coraz gorzej. Jednocześnie w rodzimej Anglii zespół pozostawał wciąż praktycznie nieznany, a pierwsze trzy płyty studyjne przeszły właściwie bez echa.

Zainteresowanie Jona Lorda muzyką klasyczną nie było dziełem przypadku czy próbą dowartościowania swojej pozycji jako rockowego pianisty.  Odebrał on bowiem gruntowne wykształcenie muzyczne. Naukę gry na fortepianie rozpoczął w wieku 5 lat i kontynuował przez kolejne 10 lat. Zdał egzaminy do prestiżowej Royal College of Music, jednak młodzieńcza fascynacja jazzem oraz rhythm and bluesem spowodowała, że nigdy nie podjął tam nauki.

Pomimo to na pierwszych trzech płytach Deep Purple (nagranych w składzie z Rodem Evansem i Nickiem Simperem), Lord postrzegany wówczas za leadera grupy, w rozbudowanych formalnie aranżacjach często prezentował cytaty z muzyki klasycznej (np. Exposition z płyty Book Of Taliesyn - VII symfonia Beethovena oraz uwertura z Romea i Julii Czajkowskiego czy Prelude Happiness z płyty Shades Of Deep Purple - Szeherezada Rimskiego-Korsakowa. Płyty te zawierały jednak nie tylko cytaty z muzyki klasycznej grane przez zespół rokowy, ale również autorskie klasycyzujące sekwencje Jona nagrane z wykorzystaniem sekcji instrumentów smyczkowych (Anthem z Book of Taliesyn oraz April z płyty Deep Purple). Były to jednak miniatury wkomponowane w pop-rockowe i delikatnie psychodeliczne piosenki.

Pomysł na stworzenie pełnowymiarowego utworu wykorzystującego orkiestrę symfoniczną oraz zespół rockowy narodził się u Jona Lorda już w połowie lat 60. pod wpływem płyty Bernstein plays Brubeck plays Berstein. Na początku 1969 roku Jon Lord „sprzedał” swój szalony pomysł menadżerowi Deep Purple, Tony’emu Edwardsowi.  Ten biznesman poszukujący desperacko pomysłów na popularyzację zespołu, w który zainwestował, potraktował propozycję Jona zupełnie serio i w kwietniu 1969 roku poinformował Jona, że na 24 września wynajął salę Royal Albert Hall oraz królewskich filharmoników z Royal Philharmonic Orchestra.  Dawało to Lordowi mniej więcej 3 miesiące na ukończenie kompozycji na orkiestrę symfoniczną oraz zespół rockowy.

Z pomocą wydawcy Purpli, Bena Nisbeta, pomysł Jona został przedstawiony Sir Malcolmowi Arnoldowi. Ów ceniony angielski kompozytor oraz dyrygent (w powszechnej świadomości zapisał się jako autor muzyki do znanego filmu wojennego pt. Most na rzece Kwai), po zapoznaniu się z zarysem utworu zgodził się pokierować orkiestrą.

W samym Deep Purple pomysł nie wywoływał zbyt dużego entuzjazmu. Blackmore oraz Paice mieli już serdecznie dosyć przeintelektualizowanych zabiegów kompozytorskich Jona Lorda i przyszłość zespołu widzieli (zresztą jak się okazało słusznie) w stricte rockowym „przyłojeniu”. Ian Gillan i Roger Glover, świeżo przyjęci do zespołu na przełomie maja i czerwca 1969 roku, nie mieli jeszcze zbyt wiele do powiedzenia i zbyt bali się Lorda, aby protestować.

Sam Lord postawiony przed faktem dokonanym nie miał już wyjścia i uzbrojony w kawę, papierosy oraz kultowy podręcznik orkiestracji Cecila Forsyth’a nocami pracował nad kompozycją.  W tym czasie bowiem nowy skład Deep Purple dość intensywnie koncertował oraz nagrywał materiał na przełomowy, jak historia pokazała, album In Rock.

Zderzenie zespołu rockowego z renomowaną orkiestrą nie przebiegało bezkonfliktowo. Do historii przeszły awantury wywoływane przez członków orkiestry podczas 4 dni wspólnych prób z zespołem. Postawę orkiestry dobrze obrazuje stwierdzenie jednej z wiolonczelistek, że nie po to kończyła konserwatorium, aby grać z „popłuczynami po The Beatles”. I tylko dzięki charyzmie i uporowi Malcolma Arnolda, który skutecznie pacyfikował swoich podwładnych, wspólny koncert doszedł do skutku. Legenda głosi, że w pewnym momencie Malcolm Arnold musiał przywołać buntującą się orkiestrę do porządku słowami powszechnie uznawanymi za obraźliwe.

Sam występ, mimo początkowych obaw, okazał się sporym sukcesem. W wypełnionej po brzegi Royal Albert Hall premierowe wykonanie Concerto for Group and Orchestra skończyło się owacją na stojąco.  Deep Purple zostało dostrzeżone na Wyspach i uzyskało rozgłos, który procentował przy okazji premiery płyty In Rock. Niezależnie od tego, Ian Gillan brawurowemu wykonaniu Child In Time tego wieczoru zawdzięcza rolę Jezusa w studyjnej wersji musicalu Jesus Christ Superstar.  Na widowni był bowiem Tim Rice - twórca libretto, który zwrócił uwagę na potężny głos młodego wokalisty.

Cały koncert był transmitowany na żywo przez Radio BBC oraz następnie wyemitowany przed Świętami Bożego Narodzenia w siostrzanej telewizji pod tytułem The Best Of Two Worlds.

Wydana w grudniu 1969 r. płyta z rejestracją Concerto doszła do 26. pozycji na liście najlepiej sprzedawanych płyt w Wielkiej Brytanii (był to wówczas debiut Deep Purple na liście przebojów). Niejeden mógłby argumentować, że bez tego wydarzenia dalsza kariera Deep Purple mogła potoczyć się zupełnie innymi torami.

Po ponownym wykonaniu dzieła w Hollywood Bowl w sierpniu 1970r. świat miał zapomnieć o Concerto na następne 30 lat. Jon Lord zaś obiecał zespołowi, że swoje klasyczne aspiracje będzie realizować już poza Deep Purple.

Niemożliwość ponownego wykonania Concerto była spowodowana zaginięciem partytury.  Tak więc pomimo, że na przestrzeni lat pojawiały się propozycje ponownego wystawienia Concerto, to realizacja tego zamierzenia była niemożliwa, ponieważ Lord zaangażowany w tytaniczną „koncertową orkę” z Deep Purple, nie miał czasu na samodzielne odtworzenie zaginionej orkiestracji.

Sytuacja zmieniła się diametralnie na wiosnę 1999 roku. Po koncercie Deep Purple w sali Ahoy w Rotterdamie do Lorda podszedł młody holenderski kompozytor Marco de Goeij, z informacją, że odtworzył orkiestrację ze słuchu korzystając z istniejącej rejestracji audio oraz video.

Była to iście tytaniczna praca, która zabrała młodemu Holendrowi blisko dwa lata. Ze względu na ograniczenia techniczne pierwotnego nagrania, niektóre fragmenty były słabo lub w ogóle niesłyszalne, co bardzo dobrze widać oglądając ten występ, a i samo wykonanie nie do końca przećwiczonego utworu było dalekie od ideału, co jeszcze bardziej utrudniało prawidłowe odczytanie poszczególnych nakładających się na siebie partii poszczególnych sekcji orkiestry. Dało to jednak Jonowi niezbędną podstawę do odrestaurowania całego utworu przy pomocy dyrygenta Paula Manna.

Paul Mann nie pojawił się przypadkowo w kręgu Deep Purple. Jego wujem jest Colin Hart wieloletni tour manager Deep Purple, od którego otrzymał w wieku 7 lat płytę z Concerto, co podobno zdeterminowało jego dalsze wybory życiowe.

Niemalże w 30. rocznicę pierwszego wykonania Concerto, 25 i 26 sierpnia 1999r. grupa Deep Purple z Jonem Lordem ponowie wykonała Concerto for Group and Orchestra w Royal Albert Hall, tym razem z towarzyszeniem Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej dyrygowanej przez Paula Manna.

Pełny koncert opublikowany zarówno w formie audio, jak i wideo stanowi do dzisiaj ostatni wielki artystyczny wzlot Deep Purple.  Na fali tego sukcesu Deep Purple odbyło w 2000 r. europejską trasę koncertową z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej z Rumunii - Filarmonica de Stat Transilvania. Ostatni koncert tej trasy odbył się 3 grudnia 2010r. w katowickim Spodku.  Obecnie Paul Mann na stałe dyryguje tą orkiestrą, prywatnie pozostając w związku z członkinią tej orkiestry.

Sukces reedycji Concerto oraz wcześniejszej klasycyzującej solowej płyty Jona Lorda Pictured Within były katalizatorem poważnych decyzji Jona Lorda, który w 2002 r. postanowił opuścić Deep Purple.  Niebagatelny udział w tej decyzji miało też wyczerpanie nieprzerwanym koncertowaniem macierzystej formacji, które uniemożliwiało realizację solowych projektów Jona.

60-letni wówczas artysta o 180 stopni zmienił kierunek swojej kariery, sukcesywnie zdobywając uznanie jako kompozytor muzyki poważnej. W kolejnych latach Jon Lord skomponował i opublikował koncert fortepianowy Boom of the Tingling Strings (na fortepianie zagrał laureat konkursu szopenowskiego - Nelson Goerner), 1 suitę Disguises, Durcham Concerto napisany z okazji 175. rocznicy Uniwersytetu w Durcham - utwór wyjątkowej urody, choć w Polsce mało znany i trudno dostępny ze względu na brak dystrybucji tej płyty, czy suitę na flet, fortepian oraz orkiestrę kameralną pod tytułem To Notice Such Things napisaną jako hołd dla przyjaciela, prawnika oraz poety - Sir Johna Mortimera.  Jon Lord wydał też kolejną sensu stricto solową płytę Beyond the Notes oraz rozpoczął proces rewitalizacji swoich wcześniejszych klasycznych płyt opracowując pełną orkiestrową wersję swojej bodaj najlepsze solowej płyty Sarabande, której pierwsze kompletne wykonanie na żywo miało miejsce w grudniu 2010 r. w Budapeszcie.

Tylko kwestią czasu było kiedy artysta powróci do swojego najsłynniejszego utworu Concerto for Group and Orchestra, który to Jon Lord regularnie prezentował na koncertach, w tym dwa razy w Polsce: w Płocku w lipcu 2008r. oraz w Warszawie w listopadzie 2010r.

Do współpracy przy rejestracji ostatecznej studyjnej wersji Concerto Jon Lord zaprosił Paula Manna, co ze względu na jego wcześniejsze zaangażowanie było oczywiste oraz Królewską Orkiestrę Symfoniczną z Liverpoolu z którą Jon już współpracował wcześniej przy nagraniu Durham Concerto oraz To Notice Such Things. Otwarta była natomiast kwestia składu zespołu, ponieważ Jon będący wyłącznym autorem utworu chciał odciąć się od związków z Deep Purple, co zresztą i tak ostatecznie nie do końca mu się udało.

Jon Lord wykonując Concerto na dziesiątkach koncertów z towarzyszeniem różnych orkiestr cały czas dokonywał przeglądu oraz drobnych korekt orkiestracji utworu, gdyż chciał przygotować po 40 latach ostateczną wersję swego dzieła życia.

Przez lata kompozycja Jona Lorda była raczej niedoceniana. Traktowana jako muzyczne kuriozum i obiekt kpin ze strony dziennikarzy.  Dla przeciętnego fana rocka był to utwór zbyt trudny i niestrawny. Z kolei z perspektywy wielbicieli muzyki poważnej, zawierał on zbyt dużo partii rockowego jazgotu, aby zaliczyć go do kanonu muzyki orkiestrowej.

Pomimo, że w wersji z 1969 roku obcujemy z Deep Purple u szczytu swoich możliwości improwizacyjnych, to wielominutowe popisy solowe Blackmore’a czy Lorda, jakkolwiek same w sobie reprezentujące najwyższy dostępny poziom, były zbyt długie w stosunku do partii orkiestry i rozbijały jednolity charakter utworu.  W mniejszym stopniu to samo można powiedzieć o solu perkusyjnym Iana Paice’a, z części trzeciej, które jest zdecydowanie najlepszym znanym perkusyjnym popisem w wykonaniu „małego Iana”, jeszcze bardziej energetycznym niż The Mule z płyty Made In Japan.

Decyzja o skróceniu improwizacji zespołu, która została zrealizowana już wersji Concerto z 1999 roku i podtrzymana w wersji studyjnej, wpłynęła pozytywnie na spójność całości.

Studyjna wersja Concerto for Group and Orchestra zachowuje trzyczęściową strukturę klasycznego koncertu. Pierwotnym założeniem autora było przedstawienie zespołu i orkiestry w roli antagonistów (w części pierwszej), którzy odnajdują nić porozumienia (w części drugiej), a w części trzeciej tworzą jeden muzyczny organizm.

Concerto wyraźnie zdradza fascynację Jona Lorda muzyką romantyczną oraz pastoralną. Niezależnie od oryginalności utworu, Lord przemycił w nim dyskretne odwołania do twórczości swoich idoli: Szostakowicza, Sibeliusa czy Czajkowskiego.  Bardziej wtajemniczeni zwracają też uwagę na wpływy twórczości Malcolma Arnolda, który jako dyrygent pierwszego wykonania utworu mógł mieć również wpływ na kształtującą się dopiero formę kompozycji.

Druga część Concerto zawierająca też część wokalną ma bardziej anglosaski pastoralny charakter. W końcowej partii kwartetu smyczkowego można doszukać się podobieństw do Fantazji na temat Thomasa Tallis angielskiego kompozytora Ralpha Vaughana Williamsa w Polsce mało znanego, ale który w rodzimej Anglii cieszy się kultowym statusem zbliżonym do naszego Szopena.

Studyjna wersja Concerto od strony jego wykonania przez Królewską Orkiestrę Symfoniczną z Liverpoolu jest bliska ideału. Pozwala ona w pełni docenić walory Koncertu, jako kompozycji orkiestrowej, a nie rockowej. Pierwotna orkiestracja utworu, w szczególności łączenie i przenikanie się poszczególnym motywów, miała swoje mankamenty, co wynikało zarówno z pośpiechu przy pracy nad materiałem, stosunkowo małego doświadczenia Jona jako kompozytora oraz nie do końca precyzyjnego wykonania.

Wersja studyjna jest pod tym względem perfekcyjnie dopracowana i brzmi wyśmienicie. Można odnieść wrażenie, że intencją Lorda było przesunięcie akcentów z zespołu na orkiestrę. Tutaj wyraźnie orkiestra dominuje i zdecydowanie pod względem wykonania „wygrywa” rywalizację z zespołem. Szczególne wrażenie robi część trzecia, gdzie partie orkiestry i zespołu grane momentami niemalże unisono wykonywane są niemalże z progmetalową pasją i miażdżą potęgą oraz bogactwem brzmienia.   

Jeżeli chodzi o „zespół” to sprawy się trochę komplikują. Przy czym mówiąc o „zespole” mam na myśli partie zaproszonych muzyków z wyłączeniem Jona, który tradycyjnie gra na organach Hammonda. Jego partie pozostają najwyższych lotów i są klasą samą dla siebie. O ile jednak partie orkiestry są wzajemnie spójne, to partie „zespołu” nie brzmią do końca dobrze jako całość i „odklejają” się od orkiestry.  W tym zakresie brzmienie Deep Purple z roku 1999 było dużo pełniejsze i spójne z orkiestrą (nie robię świadomie porównań do 1969 roku ze względu na przepaść technologiczną i brzmieniową).  Są to tak naprawdę kwestie dotyczące procesu produkcji, ale w przypadku takiego utworu jak Concerto mają istotne znaczenie.

Brzmienie perkusji jest drażniąco suche, pozbawione głębi, i mało rockowe. Wiele złego można też powiedzieć o brzmieniu gitar, które jest płaskie i momentami plastikowe. Szczęśliwie dla całości nie najlepiej brzmiące partie gitarowe są zazwyczaj ratowane brzmieniem organów Hammonda Lorda. Najgorzej w tym zakresie wypada cała część pierwsza. Gdzie wejście zespołu po części orkiestry wywołuje u mnie estetyczny sprzeciw co do jakości brzmienia zespołu.

Jon Lord postanowił powierzyć wykonanie każdej części innemu gitarzyście. W pierwszej części można usłyszeć stosunkowo mało znanego bułgarskiego wirtuoza gitary Darina Vasiliewa, który często towarzyszył Lordowi na jego solowych koncertach. Taki typowy, niestety trochę plastikowy, wymiatacz będący pochodną stylu Steve’a Vaia, który uważa, że więcej równa się lepiej i raczej nie przypadnie do gustu miłośnikom bardziej klasycznego hardrockowego brzmienia.  

W drugiej, bluesowej części za partie gitarowe odpowiada obecny guru gitary - Joe Bonamassa. Jakkolwiek uważam go za gitarzystę o tyle poprawnego, co i przereklamowanego (jego popularność wynika według mnie bardziej z ogólnej posuchy na rynku gitarowych idoli niż jego talentu), to jego partie są poprawne i wypadają zdecydowanie najlepiej ze wszystkich zaproszonych gitarzystów.  

Za część trzecią odpowiadał Steve Morse, obecny gitarzysta Deep Purple. Jego solówka jest w zasadzie mniej udaną wariacją skądinąd pięknego sola, które zagrał podczas wykonania Concerto w 1999 roku.

Przyznam, ze postawą gitarzystów jestem trochę rozczarowany. Trudno zrozumieć dlaczego w sumie tak sprawni muzycy poszli na łatwiznę, w ich grze nie słychać bowiem pasji i nie wnoszą oni żadnej wartości dodanej. Szkoda, że Jon nie wykonał telefonu do pewnego szalonego gitarzysty, który obecnie rozmienia swój talent pod czujnym okiem żony oraz teściowej…

Za partie wokalne odpowiadał na płycie sprawdzony nadworny duet Jona Lorda: Kasia Łaska oraz Steve Balsamo wzmocniony przez pilota British Airways – Bruce’a Dickinsona ;-).

Kasia Łaska jest naszą uznaną wokalistką musicalową, choć mam wrażenie, że niezbyt znaną szerszej publice. Drogi Kasi i Jona zeszły się w 2008 roku w Płocku, kiedy wystąpiła w zespole towarzyszącym Jonowi. Lord podczas swoich koncertów solowych miał zwyczaj korzystać z miejscowego zespołu oraz orkiestry. Po tym koncercie Lord zaoferował Kasi stałą współpracę i młoda polska wokalistka z powodzeniem zastąpiła Sam Brown, która z powodów zdrowotnych musiała zakończyć współpracę z Jonem Lordem. 

Kasię Łaskę można również usłyszeć na płycie koncertowej Live In Bucarest (na tym koncercie można usłyszeć również Darina Vasiliewa, jak i Steve’a Balsamo) dostępnej wyłącznie w internetowym sklepie Jona Lorda.

Steve Balsamo, walijski wokalista i kompozytor, znany przede wszystkim z roli Jezusa w jednej z kolejnych scenicznych odsłon musicalu Jesus Christ Superstar.  Współpracuje on również z liderem grupy Magenta, Robem Reedem (projekty Chimpan A oraz Kompendium). Posiada on głos o skali umożliwiającej mu konfrontację z partiami Gillana, jednak jest on pozbawiony charyzmy i ciekawej barwy. Wspólna partia Steve’a Balsamo oraz Kasi Łaski, jakkolwiek ładna, niestety nie wytrzymuje porównania z oryginalną wersją Iana Gillana. Gillan, sam zresztą przerażony perspektywą występu napisał „libretto” przy butelce wina we włoskiej knajpie w dniu koncertu, a głównym tematem tekstu jest lęk przed ewentualną kompromitacją na scenie. Lepiej wypada Bruce Dickinson, który zrezygnował z maidenowej maniery, ale też do oryginału się nie zbliżył.

Trudno mieć zresztą do wokalistów pretensje, niestety stali z góry na straconej pozycji, ponieważ Gillan Anno Domini 1969 był „wokalnym bogiem” i trudno wskazać wokalistę, który byłby wstanie z nim konkurować, zarówno wtedy jak i dzisiaj. Ale i tak trzeba przyznać, że wokaliści wypadli lepiej niż Yvonne Elliman oraz Tony Ashton, którzy na studyjnej wersji Gemini Suite pięknie zmasakrowali rewelacyjną partię Gillana z koncertowego wykonania tego utworu.

Sekcja rytmiczna złożona ze starych wyjadaczy: basisty Guy Pratta (Pink Ployd) oraz Bretta Morgana (Sting, Uriah Heep, Greg Lake) również specjalnie niczym nie zaskakuje i ogranicza się do poprawnego i trochę mechanicznego odegrania swoich partii.

Tak więc z solistów jedynie Jon Lord, był w istocie poza konkurencją, ale… konkurował wyłącznie sam ze sobą. Pomimo, że ostatnia organowa partia solowa były dogrywana już w zaawansowanym stadium choroby nowotworowej, brzmi ona zarazem smutno, dostojnie, ale i po prostu pięknie.

W ostatecznym rozrachunku zespół wypada niestety gorzej niż Deep Purple w obydwu wcześniejszych odsłonach, co stanowi w zasadzie jedyny zarzut do tego materiału.

Świat muzyki klasycznej i rockowej, niezależnie od wysiłków Jona Lorda, były, są i pozostaną dwoma różnymi światami. Niezależnie od faktu, że muzycy rockowi będą wykorzystywać orkiestry w charakterze „wypasionego syntezatora”, a orkiestry zaspokajać potrzeby kultury masowej orkiestrowymi aranżacjami przebojów gwiazd rocka. Zazwyczaj próby muzyków rockowych komponowania utworów w ramach tzw. „muzyki poważnej” wywołują na twarzy klasycznie wykształconych artystów delikatny uśmiech politowania. Jon Lord był może jedynym z rockmanów, który został zaakceptowany i doceniony przez środowisko jako pełnoprawny partner i twórca. Studyjna wersja Concerto for Group and Orchestra jest tego doniosłym dowodem.  Płyta ta zapewne będzie ostatnim etapem rehabilitacji Concerto po latach zapomnienia.

Wydawać by się mogło, że tą płytą Jon Lord ostatecznie pożegnał się z publicznością i przeszedł z ciemności ku światłu. Jednak wszystko wskazuje na to, że nie to będzie finalny rozdział twórczości Jona Lorda jako kompozytora. Paul Mann w porozumieniu z rodziną oraz menadżerem Jona podjął się zadania przygotowania i udostępnienia poprzez stronę internetową Jona Lorda partytur wszystkich jego klasycznych kompozycji, uwzględniając w tym przygotowane przez niego orkiestrowe aranżacje utworów Deep Purple, które wykonywał zarówno z tym zespołem, jak i podczas solowych występów. 

Wiadomo, że zachowały się szkice utworów, które były w trakcie pisania lub nigdy nie zostały nagrane.  Na wydanie czeka zatem symfoniczna wersja kompozycji From Darkness to Light, którą Jon skomponował dla swojego lokalnego kościoła w 2000 roku. Paul Mann zapowiedział również prace nad nową studyjną wersją Gemini Suite czy Sarabande. Mann wydaje się być właściwym człowiekiem na właściwym miejscu i będzie on godnym następcą i depozytariuszem twórczości Jona Lorda.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!