Primitive Instinct - One Man's Refuge

Kev Rowland

ImageW recenzji ostatniej płyty grupy Jadis napisałem, że aż musiałem sprawdzić datę w kalendarzu, aby upewnić się, że na pewno jesteśmy w roku 2012, a nie w 1992 - i podobne sprawdzenie było konieczne, kiedy dowiedziałem się, że grupa Primitive Instinct także wydaje nowy album. Primitive Instinct byli jednym z pierwszych zespołów, które podpisały kontrakt z Cyclops Records, zaraz po tym jak Malcolm Parker założył tę wytwórnię (“Floating Tangibility” był trzecim albumem przez nią wydanym) – ale trzeba wiedzieć, że w 1994 roku, kiedy album ukazał się na rynku, zespół miał już na swoim koncie 7 lat działalności. Byli dosyć aktywni w okolicach Londynu, jednak z jakiegoś powodu nigdy nie udało mi się zobaczyć ich na żywo. Regularnie jednak wpadałem na Nicka Sheridana (gitara i wokal), bo bywał on na tych samych koncertach, co ja. Primitive Instinct zaszufladkowałem już dawno jako “zespół, który powinienem był zobaczyć, ale który już dawno nie istnieje”, a tymczasem, ku mojej radości, powraca on z nowym albumem i ze specjalnym koncertem na 25. rocznicę istnienia.

Jak nowy album brzmi po tylu latach? Pod wieloma względami jest to muzyka dojrzała, a równocześnie pełna uroczej naiwności, co jeszcze bardziej mnie do niej przekonuje. Przypomina to trochę It Bites, trochę Marillion z ery Hogartha, trochę Barclay James Harvest i Howarda Jonesa, ale przede wszystkim: stare dobre PI. Utwory są budowane na wokalu Nicka i mają dosyć luźną strukturę, tak więc jest wiele przestrzeni, aby muzyka mogła się w pełni rozwijać. Obok progresywnych brzmień, znajdziemy tutaj także popowe melodie - myślę, że Primitive Instinct równie dobrze poradziliby sobie zarówno na scenie muzycznej zdominowanej przez takie zespoły, jak Mumford & Sons czy Coldplay, jak i na scenie typowo progresywnej.

„One Man’s Refuge” to płyta, która każdorazowo gdy jej słucham, bez żadnego konkretnego powodu wywołuje na mojej twarzy mimowolny uśmiech. Członkowie zespołu są starsi (jak my wszyscy), jednak dla moich zmęczonych uszu ta muzyka brzmi tak samo intrygująco, jak w latach 90., kiedy brytyjski prog rock był skazany na działalność podziemną i wszyscy mieliśmy poczucie wspólnego doświadczania czegoś wyjątkowego. Po wydanym w 2000 roku krążku „Belief”, musieliśmy czekać aż 12 lat na ten album i miejmy nadzieję, że następny pojawi się szybciej. Po więcej informacji o zespole i możliwości zamówienia płyty odsyłam na stronę www.primitive-instinct.com .

Tłumaczenie: Katarzyna Chachlowska

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!