Royal Philharmonic Orchestra, The - Plays Fleetwood Mac's Rumours

Artur Chachlowski

ImageModa na orkiestrowe przeróbki klasycznych utworów z repertuaru legend rocka chyba nigdy nie przeminie. Wielokrotnie w takich symfonicznych adaptacjach uczestniczyła londyńska The Royal Philharmonic Orchestra (wystarczy wspomnieć chociażby albumy poświęcone grupom Led Zeppelin, Queen czy Genesis), ale chyba jeszcze nigdy nie było tak, aby wykonała ona w całości jeden album. Aż do teraz. Bowiem pod kierownictwem dwóch mistrzów w swoim fachu, wybitnych aranżerów Jamesa Graydona i Richarda Cottle, Królewscy Symfonicy wzięli na warsztat płytę, która w latach 70. stała się przeogromnym sukcesem komercyjnym rozchodząc się w wielomilionowym nakładzie (ponad 25 milionów sprzedanych egzemplarzy) oraz bijąc wszelkie możliwe rekordy popularności. Mowa tu o wydanym w 1977 roku albumie „Rumours” grupy Fleetwood Mac. Wygenerował on całą lawinę przebojów z „Go Your Own Way”, „Don’t Stop”, „The Chain”, „Gold Dust Woman” i „Oh Daddy” na czele, lecz prawdę powiedziawszy nie było chyba na tym albumie utworu, który nie stałby się prawdziwym hitem. Tym bardziej więc „przełożenie” tych wspaniałych utworów na język kilkudziesięcioosobowej orkiestry symfonicznej i zaproponowanie takich aranży, które tym wszystkim doskonale znanym piosenkom nadałyby całkowicie nowego wymiaru, nie było zadaniem łatwym. W takich przypadkach łatwo o banał i spłycenie zamysłu twórców całego przedsięwzięcia. Trzeba przyznać, że dyrygujący orkiestrą panowie Richard Cottle i Levine Andrade wyszli z tej próby obronną ręką. Rewelacyjnym pomysłem było zatrudnienie doskonale znanego, choć z całkowicie innych przedsięwzięć, gitarzysty Petera Framptona, który dodał od siebie klika prawdziwie rockowych nut w jednej, finałowej kompozycji „Gold Dust Woman”.

Całość została nagrana i zmiksowana w słynnym Studiu nr 2 na Abbey Road, co z jednej strony dodało tej płycie dźwiękowej przestrzeni, wysokiej jakości oraz epickiego formatu, ale i stanowi prawdziwą rekomendację i nobilitację tego ambitnego przedsięwzięcia. Zresztą trzeba przyznać, że słucha się go doskonale. Myślę, że spodoba się on zarówno tym, którzy znają na pamięć oryginalny album Fleetwood Mac, jak i tym, którzy z tak właśnie podaną muzyką Lindsaya Buckinghama, Johna McVie i Stevie Nicks jeszcze nigdy nie mieli do czynienia. Co więcej, wydaje mi się, że album ten ma w sobie tak duży potencjał, że z łatwością podbije serca nawet takich koneserów klasycznej symfonicznej muzyki, którzy nigdy w życiu nie słyszeli ani o grupie Fleetwood Mac (czy w ogóle są tacy?), ani o płycie „Rumours”.

www.cleopatrarecords.com

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!