Przyznaję się do winy (czyli zeznania muzyczne)*
Zbigniew Krzywański - polski gitarzysta rockowy, współzałożyciel legendarnej Republiki i zespołu Opera oraz członek duetu Bończyk/Krzywański znanego również pod nazwą Depresjoniści (od tytułu pierwszej płyty), kompozytor muzyki do wielu spektakli muzycznych oraz sztuk teatralnych (przede wszystkim dla dzieci).
Na pewno nie chcę pytać o płyty, które Cię zainspirowały ani o to, którą ‘swoją’ płytę uważasz za najlepszą. Nie zapytam również o płytę na imprezę ani na romantyczny wieczór ;)
Album, który zabrałbyś na bezludną wyspę (zaczynamy raczej dość tradycyjnie, tak na rozgrzewkę)…
Na bezludnej wyspie wolałbym dobry nóż, podręcznik survival, Przypadki Robinsona Crusoe (jako drugi podręcznik) i… gitarę (zamiast jakiegokolwiek albumu).
Album, który mógłbyś sobie zaserwować jako przysłowiową poranną kawę (małe przebudzenie, choć jednak nie trzęsienie ziemi, ale emocje powinny rosnąć)…
Chyba „Harvest” Neila Younga, a zacząłbym od „Heart of Gold” lub “Old Man” [czwarty i szósty utwór z płyty, nagranej w 1972 roku - przyp. red.].
Album, w którego nagraniu miałeś swój udział, jednak po który sięgnąłbyś w ostatniej kolejności (żeby całość nie wypadła za słodko)…
Szczerze? Nie mam takich płyt. Wszystkie swoje płyty uwielbiam. Naprawdę, bez fałszywej skromności.
Album, z gatunku tych niedoścignionych ideałów, w ponownym nagraniu którego wziąłbyś udział bez zastanowienia (takie płytowe Marchewkowe pole czyli wszystko się może zdarzyć)…
Tu mamy kolejny problem. Jeśli jest coś takiego jak niedościgniony ideał, to nie wziąłbym udziału w żadnym. Jeśli ideał, to znaczy, że ma być taki jak został stworzony. Nie jestem w stanie zmusić się do wybrania takiej płyty. Nie mam takich ambicji.
Album, którego nie chciałeś słuchać wczoraj, ale chętnie posłuchasz jutro (szczerze wyznaję winy swoje)...
Nie mam takich płyt. Są raczej płyty, do których nie wracam (wiek powoduje inne wibracje) niż te, które chciałbym „przeprosić”. Wraz z wiekiem i doświadczeniem zacząłem doceniać artyzm ludzi, których za młodu uważałem za obciach (niesłusznie!). Kogo by tu wymienić… chociażby Bee Gees, Jerzy Połomski, ABBA … To w dalszym ciągu nie mój obszar zainteresowań, ale „Bogu co boskie, cesarzowi co cesarskie”.
Album, który w szczególny sposób Cię zaskoczył („Zdziwienie, zaskoczenie to początek zrozumienia. To specyficzny i ekskluzywny sport i luksus intelektualistów.”**)…
W szczególny sposób? Chyba ostatnia płyta Soundgarden [album King Animal został wydany w 2012 roku po 15 latach od ogłoszenia rozpadu zespołu - przyp. red.]. Już piosenka z filmu Avengers zrobiła na mnie solidne wrażenie.
(na koniec możesz pofantazjować, ile dusza zapragnie) Album marzeń nagrałbyś z…
Album marzeń nagrałbym z... ja już parę takich albumów nagrałem, więc... Najbardziej ufam artystycznie tym, z którymi pracuję obecnie. Więc jeśli mam jeszcze takie marzenia jak „album marzeń”, a mam takowe, to chciałbym go nagrać ze swoim zespołem Depresjoniści. Po prostu! A jeśli wydarzy się coś innego to… też się przyłożę do tego solidnie!
przesłuchiwał: Marek J. Śmietański (http://www.facebook.com/MusicalTestimony)
fotografia Zbigniewa Krzywańskiego: Andrzej Świetlik
*) Parafraza tytułu piosenki Grzegorza Ciechowskiego wydanej na płycie Obywatel G.C. (1986).
**) Cytat z Buntu mas (1929) hiszpańskiego filozofa i pisarza Jose Ortegi y Gasseta.