Nie mogę powiedzieć, że znam twórczość zespołu Lesoir w całości. Ich pierwsza płyta („Lesoir”) ujrzała światło dzienne w roku 2011, a następne trzy ukazywały się kolejno w latach 2013 („Transience”), 2014 („Luctor Et Emergo”), 2017 („Latitude”) i wreszcie w roku 2020 pojawiła się pt. „Mosaic”, która przyciągnęła moją uwagę.
Ale zanim przesłuchałem tę płytę, nazwa ‘Lesoir’ pojawiła się w mej świadomości wraz z europejską trasą promującą album „Wasteland” grupy Riverside w 2019 roku. Wtedy to grupa ta była tzw. supportem naszego eksportowego zespołu. I to właśnie ten fakt był przede wszystkim przyczyną mojego bliższego spotkania muzycznego z twórczością holenderskiej formacji. Warto tu odnotować, że chyba dobrze współpracowało się obu zespołom ponieważ Lesoir był także supportem grupy Riverside w trakcie europejskiej trasy promującej jej najnowsze wydawnictwo - płytę „Id.Entity”.
Typowo neoprogresywna płyta „Mosaic”, przypominająca nieco dokonania takich grup, jak Mostly Autumn i Magenta z dodatkowym lekko folkowym zabarwieniem, pełna była ładnych piosenek i myślę, że byłaby dobrym punktem startowym do rozwoju kariery zespołu, gdyby nie pandemia, która przerwała możliwość prezentowania się publiczności i koncertowania. Dla wszystkich scenicznych artystów był to okropny czas. Wielu z nich zaprzestało działalności, wielu ją zawiesiło, a zespół Lesoir zdobył się na nagranie, moim zdaniem, wspaniałego singla pt. „Babel”. To dwudziestominutowe dzieło zostało wydane przez zespół na własny koszt w liczbie 250 egzemplarzy i rozeszło się w… cztery tygodnie. Naprawdę warto zwrócić uwagę na tę kompozycję, bowiem (pewnie pod wpływem panującej pandemicznej atmosfery) jest to wyjątkowo smaczny muzyczny „kąsek”. Proszę także poświęcić chwilę na obejrzenie animowanego klipu do tego utworu zrealizowanego przez grupę Crystal Spotlight znaną ze współpracy z Porcupine Tree i Stevenem Wilsonem.
Zeszłoroczna wspólna trasa koncertowa z Riverside, a przede wszystkim tegoroczna nowa płyta pt. „Push Back The Horizon” to znaki, że grupa przetrwała, ciężko pracowała i zdecydowała się dać nam do przesłuchania swoje kolejne dzieło.
Nowy album zawiera 10 utworów skomponowanych przez gitarzystę zespołu Ingo Dassena, teksty i linie wokalne napisała piosenkarka i multiinstrumentalistka Maartje Meessen, a producentem albumu jest John Cornfield, znany ze współpracy między innymi z Muse, Razorlight, Supergrass, Robertem Plantem, New Model Army i Benem Howardem. Instrumentacja została nagrana w Muziekgieterij w Maastricht, wokale zostały zarejestrowane w Kornwalii w Wielkiej Brytanii, a masteringiem zajął się Steve Kitch, klawiszowiec The Pineapple Thief. Kompozycje i aranżacje smyczkowe są dziełem Ingo Dassena, Jamesa Merryweathera i Maartje Meessen. Słowem wszystko na najwyższym poziomie.
„„Push Back The Horizon opowiada o ludziach” – wyjaśnia zespół – „O relacjach i sytuacjach międzyludzkich. (…) Nie nad wszystkim mamy kontrolę i coraz bardziej tracimy kontrolę z powodu czynników wtórnych, ale także z powodu naszych własnych działań. Fakt ten powoduje, że dzieją się z nami dziwne rzeczy. A mimo to wciąż mijamy się, nie zdając sobie sprawy, że wspólnie znaleźliśmy się w punkcie zwrotnym. (…) „Push Back The Horizon” to migawka z przypadkowego życia złożona z historii, w których każdy, kto odważy się od czasu do czasu zatrzymać, rozpozna siebie. Poza przetrwaniem, chodzi przede wszystkim o życie. O to, co ludzie mogą zrobić. O przemyślane sytuacje, ale także o spontaniczne wydarzenia, które mogą niespodziewanie dać nam promyk nadziei. Albo o odpowiedzi. O rodzinę i braterstwo oraz bliskość. O to, co możemy zrobić razem. Nie o to, że mogliśmy, powinniśmy byli zrobić to wcześniej lub lepiej, ale o zwykłe „proszę, spróbujmy jeszcze raz””.
Muzycznie, jak mi się wydaje, album można podzielić na dwie części, a nawet na „dwa światy”. Pierwszy z tych „światów” to utwory oznaczone indeksem 1 do 5, „drugi świat” rozpoczyna się wraz z instrumentalnym utworem „Aeon” (szóstym na płycie) i kończy wraz z finałem płyty.
„Push Back The Horizon”, „Under The Stars”, „You Are The World” i „The Drawer” – to ładne rockowe piosenki, w których dominują neoprogresywne klawisze i gitary oraz wychwytywalna, lekko folkowa nuta. Pozostajemy w nich w atmosferze twórczości zespołów Mostly Autumn i Magenta.
Wielokrotnie zastanawiałem się jaki inny zespół posiada podwójny żeński wokal (w Lesoir śpiewają Maartje Meessen i grająca także na gitarze Eleën Bartholomeus) i po wielu przesłuchaniach duszukiwałbym się podobieństwa do zespołu Karnataka z okresu płyty „Delicate Flame Of Desire” (Rachel Jones i Anne-Marie Helder). Nie jest to oczywiście podobieństwo „jeden do jednego”. Ale mam wrażenie, że we wspomnianych utworach Lesoir brzmi w pewien sposób jak „zelektryzowana” i mocniej grająca Karnataka. Z drugiej strony, linie wokalne tych piosenek przywołują pamięć o całkiem nie-progresywnym zespole, jakim jest irlandzka rodzinna grupa The Corrs (także w dwoma wokalistkami – siostry Andrea i Sharon Corr). Tak więc, pierwszą część płyty można by określić jako muzykę neoprogresywną z dodatkiem „wsadu” folkowego. Jedynym wyjątkiem z tej części jest utwór „Fireflies” – mocny, utrzymany w staccatowym rytmie, elektroniczny, pachnący muzyką techno. Po prostu odstający od progresywno-folkowego tła. Odstający od innych piosenek z tego wydawnictwa.
Instrumentalny temat „Aeon” to, moim zdaniem, granica pomiędzy dwoma muzycznymi „światami” zawartymi na tej płycie. Sam w sobie jest genialną mieszanką różnych stylów i wibracji. Łączy w sobie popowy funk, perkusję i bas z energetycznymi riffami, syntetycznymi arpeggiami i leadami w stylu Thin Lizzy, a wszystko to szczególnie ładnie wibruje podczas słuchania przez słuchawki. Warto przy okazji wspomnieć, że na każdym wydawnictwie zespołu Lesoir pojawia się jeden utwór instrumentalny. Tu też.
Jaki jest ten „drugi świat”, który następuje zaraz po „Aeon”? To rezygnacja z mocnych, dwuosobowych wokali, rezygnacja z folkowo-rockowych aranżacji, obniżenie tonacji, dodanie sampli i elektroniki. To wreszcie nieco przygaszona i mroczna linia wokalna. Wyczuwalny posmak postrockowej zadumy i metaliczne gitary.
Początku utworu „Nadi” nie powstydziłby się najlepszy zespół postrockowy. Pulsująca gitara i perkusja w kompozycji „What Do You Want From Me” przynosi elementy muzyki alternatywnej, a „Why I Stand Here Now”, rezygnując z folkowych ozdobników, wprowadza nieco industrialnej atmosfery.
Czy „świat numer dwa” przegrywa ze „światem numer jeden”? Niekoniecznie. Jeżeli przerzucimy do „świata numer dwa” jeszcze jeden utwór – „You Are The World” z jego pulsującą perkusją i zadziornym zakończeniem, bo taki zabieg byłby usprawiedliwiony, to, omim zdaniem, otrzymujemy remis.
Nie wiem którą część Państwo wybiorą. Ja stawiam na „świat numer dwa”. Oczywiście może się okazać, że ten podział nie jest taki oczywisty i prosty, ale to powinno jeszcze bardziej zachęcić do posłuchania tej płyty. Nic przecież nie jest w stanie przekonać nieprzekonanego jak tylko własne doświadczenie.