SJS - A Sequence Of Mistakes

Artur Chachlowski

W lekko zmienionym, bo poszerzonym o muzyków z Anglii, składzie działający w Australii zespół SJS (co można rozszyfrować jako inicjały lidera zespołu Stuarta J. Stawmana) przypomina się swoim trzecim już albumem zatytułowanym „A Sequence of Mistakes”.

I choć muzyka na tym krążku łączy różne gatunki, to spotykamy na nim przede wszystkim mocne wątki melodyczne przebiegające przez serię rozlicznych eksploracji utrzymanych w duchu współczesnego prog rocka. Ale mamy tu też do czynienia ze zgrabnymi teksturami folkowymi, jazzowymi, a nawet ze zniekształconą elektroniką czy subtelnymi smaczkami utrzymanymi w orientalnych klimatach. Niesamowita muzykalność, która leży u podstaw produkcji SJS, sprawia, że mamy do czynienia z albumem świeżym, odważnym i spełnionym.

Kierujący zespołem SJS urodzony w Anglii, lecz od wielu lat mieszkający w Australii, Stuart J. Stawman, swojego rzemiosła uczył się w latach 80., pracując w studiach dźwiękowych w Londynie, gdzie miał okazję współpracować z takimi artystami, jak Talk Talk, David Gilmour czy Tears For Fears. Na swojej nowej płycie implementuje wszystko to, co wchłonął przez lata pracy z najlepszymi i w przekonywującym stylu buduje swój bogaty i urokliwy świat dźwięków. Umiejętnie znajduje nowe sposoby wykorzystania mocy swojego śpiewu, rozciągającego się w swoich rejestrach od głośnego krzyku po delikatną intymność. Nie ma pod tym względem żadnych ograniczeń, a nawet wprowadza dodatkowo głos niezwykle utalentowanej wokalistki Kirsty Forster. Wynosi ona otwierający utwór „Tear Gas” na zupełnie nowy dla SJS poziom, a strzeliste solo na fortepianie w wykonaniu nowego członka zespołu, Richarda Naisbetta, przypieczętowuje te dwa udane brytyjskie transfery do składu, w którym, obok lidera, działają sami Australijczycy, członkowie-założyciele SJS: Christopher Soulos, Graeme James i Doug Skene.

Ciekawe jest jak tych dwoje Brytyjczyków, Kirsty i Richard, trafiło do zespołu. Mówi Suart Stawman: „Kiedyś, przed laty, postanowiłem skontaktować się z moją dalszą rodziną mieszkającą w Anglii. W bardzo krótkim czasie skończyło się to na wymianie SMS-ów i e-maili ze wszystkimi moimi kuzynami. Jednak po pewnym czasie kontakty ponownie się urwały, praktycznie wszystkie, oprócz jednego, właśnie Richarda. Gdy byłem młody, ledwo go znałem i tak naprawdę nie wiedziałem, jak prowadzić z nim rozmowę. Pewnego dnia wspomniał, że ​​jego żona pisze pracę doktorską o Kate Bush. Zaintrygowało mnie to! W każdym razie, krótko mówiąc, niedługo okazało się, że Richard jest zawodowym klawiszowcem, a kiedy zaczęliśmy wymieniać nasze największe muzyczne inspiracje, odkryliśmy, że mamy wiele wspólnego: Peter Gabriel, Yes, King Crimson i mnóstwo innych artystów. Nasze muzyczne fascynacje pokrywały się w tak dużym stopniu, że zacząłem spekulować istnienie genu prog rocka w naszym wspólnym DNA. Co więcej, Richard grał w zespole Kirsty Foster Project, stąd, gdy usłyszałem głos tej wspaniałej wokalistki, oczywistym było zaproszenie jej do zaśpiewania w „Tear Gas””.

Ten utwór to znakomite otwarcie płyty. Wspaniale komponuje się z wypływającym z niego tematem „King Of The Room”. Kirsty śpiewa też chórki w kilku innych fragmentach płyty, m.in. w finałowym nagraniu „Blue Sky Born”. I jest to zakończenie, po którym chce się słuchać muzyki SJS jeszcze i jeszcze. Ale zanim płyta dobiega końca, mamy na niej jeszcze kilka znakomitych momentów, m.in. „Drift To Shore” i „Limplighter”. Z kolei kompozycja „Pulling Saturn” to potężny instrumentalny utwór wyznaczający połowę albumu. Cóż, piszę ‘instrumentalny’, ale z przodu jest część narracyjna, a potem głos Stawmana staje się głównym elementem tego, co zaczyna dziać się w tym utworze. Ale nie jest to zwykły śpiew. Głos pełni tu rolę dodatkowego instrumentu. Efekt zgoła udany. Tak, ten utwór ma z pewnością rangę prawdziwego gwoździa programu całego albumu.

Prawdziwa dusza SJS ujawnia się w tekstach, w których doskonale udało się uchwycić wnikliwe obserwacje na temat kondycji ludzkiej, niełatwe relacje, wolę poszukiwania wolności i palącą potrzebę przemiany cierpienia w stan szczęśliwości. Lirycznie album oferuje słuchaczowi coś w rodzaju konceptu – odbiorcy nie pozostaje nic innego jak „otworzyć pudełko” i odkryć to, co ukrywają w sobie poszczególne utwory, niezależnie od tego, czy będą to sekwencje dźwięków czy też wartka narracja.

„A Sequence Of Mistakes” to przyjemny i bardzo nastrojowy to album. Zgromadźcie się wokół tej muzyki i uważnie posłuchajcie. Byłoby błędem ją zignorować i przegapić tę wciągającą muzyczną podróż, w którą zabiera nas ta australijsko-brytyjska formacja.

MLWZ album na 15-lecie Weather Systems w 2025 roku na dwóch koncertach w Polsce Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok