Ryszard Kramarski nie przestaje zaskakiwać. Od ponad ćwierć wieku raczy nas kolejnymi pozycjami swojej głównej formacji, Millenium. W 2017 roku powołał do życia The Ryszard Kramarski Project (aktualnie pod skróconą nazwą TRKProject), a jakby tego było mało, 3 lata temu przywrócił szyld Framauro, pod którym zaczynał swoją muzyczną karierę. Wszystkie te zespoły są aktualnie aktywne wydawniczo i co rusz dostarczają nam nowe, niezwykle udane, płyty. Wielkim zaskoczeniem było dla mnie, gdy jesienią ubiegłego roku dowiedziałem się, że Ryszard pracuje nad czymś całkiem nowym, co nie będzie sygnowane żadną z tych nazw. Niczego dodatkowego jednak nie chciał zdradzić, aż do 27 listopada 2024 roku. Wtedy też, podczas specjalnej audycji z okazji 30-lecia Małego Leksykonu Wielkich Zespołów podzielił się utworem „Generation War”, będącym zapowiedzią debiutanckiej płyty grupy FatherSon.
Nazwa zespołu nie jest przypadkowa, gdyż oprócz Ryszarda główną postacią w nim jest jego syn, Michał. Przypomnę, że nie jest to pierwsza współpraca obu panów. W 2023 roku na płycie Framauro „Alea Iacta Est” znalazł się utwór „Like Father, Like Son”, w którym mogliśmy usłyszeć duet wokalny ojca i syna. Jako, że efekt tej współpracy był bardzo zadowalający, to obaj stwierdzili, że warto ją kontynuować, choć już w nieco innej formie. Do współpracy zaproszono starych znajomych: Krzysztofa Wyrwę, który zagrał na basie oraz Marcina Kruczka, który ozdobił nagrania solówkami gitarowymi. Pozostałe ścieżki gitary elektrycznej i akustycznej, a także instrumentów klawiszowych to dzieło Ryszarda, który zajął się także programowaniem śladów perkusji. Michał, oprócz śpiewania zajął się także stroną producencką ścieżek wokalnych. Teksty, co jest już tradycją od pewnego czasu, napisał Zdzisław „The Bat” Zabierzewski, wplatając w nie pomysły panów Kramarskich. O stronę graficzną, przy pomocy sztucznej inteligencji, zadbał szef Lynx Music i trzeba przyznać, że wyszło to całkiem ciekawie. Na okładce oraz wewnątrz książeczki można znaleźć obrazy nawiązujące do tematyki utworów. Całość pod względem graficznym spiął Maciej Stachowiak, a logo to dzieło Tomasza Pabiana.
Wydawnictwo zaczyna się od wspomnianego na wstępie utworu „Generation War”. Mamy tu fajnie pulsujący bas, klawiszowe tła, prosty podkład perkusyjny, a w refrenie dochodzi gitara elektryczna. Wisienką na torcie jest bluesowa solówka Marcina Kruczka. Głos Michała jest bardzo ciekawy, lekko ‘przybrudzony’, który idealnie sprawdza się zarówno w muzyce pop, jak i w rockowym repertuarze. Wartym zauważenia jest też ilość ścieżek wokalnych, w tym różnego rodzaju ozdobniki, które wykorzystane są w nagraniach na całej płycie. Budują one intrygujący klimat. Słychać, że Michał pochodzi z innego muzycznego świata, ale jak się okazuje świetnie wpasowuje się w kompozycje ojca.
Tytułowa wojna pokoleń, to chyba coś, z czym mierzy się większość z nas. Dzieci żyją w innym świecie niż my, gdy byliśmy w ich wieku. Mamy często inne spojrzenie na świat, inne zainteresowania. Grunt, by znaleźć w tym wszystkim wspólne punkty, na których można budować relacje:
Generation war goes on/ Mother, daughter, father and son/ No one leaves their comfort zone/ Till they know what they should want/ Generation war goes on/ And it is fun and it’s no fun/ How can you prove your better truth?/ If their talk is also smooth/ What’s your next move?
Na drugiej ścieżce otrzymujemy balladę „Old Love Never Dies”. Rządzi tu fortepian, bezprogowy bas Krzysztofa oraz bardzo delikatny śpiew Michała, który wyśmienicie buduje, za pomocą przenikających się ścieżek wokalu, niesamowity klimat, który swoją kulminację ma pod koniec utworu, gdy dołącza perkusja i gitara Marcina. Tyle emocji, które przekazuje swoim głosem wokalista, mogłoby wypełnić kilka nagrań.
I'll come see you and knock at your door/ Just some day to watch you as you are/ We were so in love/ Higher than above/ And not yet enough/ One cat and a small dove
Now your image/ Always sneaks into my mind/ And it’s there, this photo out of time/ There’s no limit/ To how intense my feelings are/ When I know you’re not so far/ Old love never dies
Teraz trochę przyspieszamy, za sprawą nagrania „The Meaning Of Life” utrzymanego w stylu lat 80., z pulsującym basem, wpadającą w ucho zagrywką gitarową, bardziej intensywnym beatem oraz tłem opartym na brzmieniu Hammondów. Uwagę przykuwa bardziej zadziorne solo Marcina umieszczone pomiędzy ostatnimi dwoma chwytliwymi refrenami:
Searching for the meaning of life/ We would like to have it simplified/ Never glad to touch the face of death/ Unless there is heaven/ We’re looking for some clues and what is real/ And coping with our issues and our fear/ It’s so hard to get along/ We sometimes find it wrong/ The meaning of life.
“Time To Grow Up” podąża tropem wyznaczonym przez swoją poprzedniczkę, gdyż jest to kolejna bardzo zgrabna piosenka poprockowa, ale będąca bardziej echem lżejszych utworów z repertuaru Genesis czy Marillion z lat 80. niż, powiedzmy, Madonny. Po prostu świetny kawałek o dorastaniu, którego słucha się z niekłamaną przyjemnością.
Nastrój zmienia się za sprawą poruszającej pieśni „The Girl Who Talked To Dolphins”. To ballada, w której rządzą głos Michała i fortepian Ryszarda. Historia opisana słowami Zdzisława Zabierzewskiego opowiada o prawdziwych wydarzeniach z lat 60. ubiegłego stulecia. Szalony naukowiec, John C. Lilly oraz jego asystentka Margaret Howe Lovatt próbowali nauczyć ludzkiej mowy delfina butlonosego imieniem Peter. Młody samiec zakochał się w swojej opiekunce, a gdy po zakończeniu eksperymentu (cofnięte zostały subwencje rządowe) zabrakło pieniędzy na utrzymanie delfinarium, Peter został przeniesiony do małego zamkniętego basenu. Tam pozbawiony dostępu do światła słonecznego oraz swojej opiekunki popełnił samobójstwo (przestał oddychać)…
The girl who talked to dolphins/ Invoked them from the sea/ True love and pure endorphins/ One man just killed that dream/ To see dolphin tears/ And he took his own life/ In a dark pool he died
And ended his own life/ In a dark pool he died
Po pierwszym refrenie wkracza sekcja rytmiczna, w tle słychać organy, a Marcin podkreśla dramatyzm utworu jedną z najbardziej przejmujących solówek. Podczas drugiej zwrotki do klawiszy (oprócz fortepianu słychać także syntezatorowe tła, mogące kojarzyć się ze śpiewem delfinów) Ryszarda dołącza bezprogowy bas Krzysztofa i razem tworzą wspaniałe muzyczne tło pod pełen emocji wokal Michała.
W „AI Is Coming!” otrzymujemy ciekawie skonstruowany, niespieszny perkusyjny loop, wyśmienity bas, przebijające się z tła samplowany kobiecy głos (zapewne wytwór sztucznej inteligencji) oraz przetworzony przez vocoder głos Ryszarda śpiewający tytułowy wers. Wokal Michała w zwrotkach jest delikatny, by w refrenie przybrać na mocy, podobnie jak warstwie muzycznej, gdzie słyszymy bardziej ostry riff. W drugiej części uwagę przykuwa klawiszowo – gitarowy duet, w tym powracający motyw grany przez Ryszarda. Warstwa słowna dotyka problemu zagrożenia ze strony sztucznej inteligencji, jeśli ta nie będzie umiejętnie wykorzystywana:
Pandora’s box has been opened/ We are caught in digital traps/ AI dominates all across the world/ Who controls, who serves?/ Is this what we deserve?
AI is coming/ Bots will rule/ And we’re their main tool/ AI is coming/ Programs to try/ All fields of life
Na ścieżce siódmej otrzymujemy chyba najbardziej „milenijny” utwór na płycie. Mowa o nagraniu „Political Games”, będącym reakcją na wydarzenia na politycznej scenie w Polsce i na świecie. Akurat tak się złożyło, że premiera albumu niemal dokładnie zbiegła się z zaprzysiężeniem na urząd Prezydenta USA człowieka dość mocno kontrowersyjnego:
Fields to plough/ Says the mad leader through your mouth/ But first let’s kick the strangers out/ They cannot own this land/ And raise more doubt/ All you want is peace/ For those who yield and don’t resist/ Your ardent voters who are pleased/ The party’s made them rich
When I hear your lies/ And see your condescending smile/ I know full well for what it aims/ It’s only political games/ Do not waste my time/ I won’t let you trick my mind/ Your rival also plays/ Political games
W podkładzie słyszymy trochę więcej ostrzejszych dźwięków gitary elektrycznej, choć pojawiają się także akustyczne brzmienia oraz kolejne pierwszorzędne solo Marcina. W końcówce słyszymy także indywidualny popis Ryszarda w mocno ejtisowym brzmieniu. Szkoda tylko, że jest on zbyt szybko wyciszony.
Perkusyjny loop, gitara akustyczna oraz syntezatorowy motyw - to początek kolejnego utworu. Nosi on tytuł „The Goldfish” i dotykają spraw, które powinny być najważniejsze w życiu każdego zamieszkującego naszą planetę:
Wish I got my three good wishes/ From the goldfish of night dreams/ I don’t care for worldly riches/ So it seems/ Wish we made this planet right/ Wish we changed everyone’s life/ Into something better/ Wish we learnt to love/ So that we’d be happy folk/ A sweet state of bliss/ Please, goldfish!
Refren przynosi bardziej mocny śpiew Michała wspaniale podkreślający wagę powyższych słów.
Jednym z moich ulubionych nagrań na albumie jest „Solitude And Sadness”. To ballada, w której głos wokalisty w zwrotkach jest bardzo subtelny, wchodzący w wyższe rejestry, a w refrenie porywa swoją mocą. Do tego słyszymy klawiszowe tło, nastrojowy bas, delikatną gitarę oraz taki sam podkład perkusyjny. Podobać się może dodatkowo początek drugiej zwrotki, gdzie Ryszard serwuje nam nastrojowe brzmienie klawiszy trącące z jednej strony Vangelisem, a z drugiej mogące kojarzyć się z jednym z największych przebojów lat 80. – „Take My Breath Away”. Jednak to, co wzbudza największe uznanie, to końcówka utworu, w której na tle solowego popisu Marcina, Michał pełnym pasji głosem niemal wykrzykuje ostatnie słowa tekstu o samotności:
You’re screaming and shouting/ You’re sobbing and doubting/ In silence you do want to leave/ Coz you feel like dying/ You’re laughing and crying/ Forever you will be asleep
Na finał otrzymujemy utwór pod jakże wymownym tytułem „Father / Son”. To nic innego jak bardziej nastrojowa i dostojna, zaśpiewana wyłącznie przez Michała (głos Ryszarda, przetworzony przez vocoder pojawia się w tle) nowa wersja drugiej części utworu Framauro „Like Fathe Like Son”, o którym wspominałem na początku tekstu. Tu nastrój, oprócz wokalu, budują subtelne organowo – syntezatorowe tła, melodyjny bas i ostatnie już, jeszcze jedno udane gitarowe solo.
Debiutancki krążek formacji FatherSon przenosi nas w rejony, które łączą rock z lat 70. z popem z następnej dekady. W dużym uogólnieniu można opisać zawartość płyty jako ‘progressive synth pop rock’. To dzieło, które różni się od innych formacji Ryszarda. 50 minut słowno – muzycznej podróży to zbiór wyśmienitych, około pięciominutowych nagrań, które łączą wyżej wymienione gatunki w sposób niezwykle wyważony, powodując, że otrzymujemy nader ciekawe wydawnictwo. Osobne brawa należą się Michałowi Kramarskiemu, który wyszedł ze swojej strefy komfortu i przeniósł się w mniej znane sobie rejony (choć zapewne nie do końca obce), a efekt jest bardzo dobry. Ba! Wręcz wyśmienity! Dysponuje on bardzo ciekawym głosem i ma dużą swobodę w operowaniu nim, a jak do tego dodamy całkiem spore umiejętności w wypełnianiu przestrzeni ścieżkami wokalnymi, to otrzymamy Artystę wysokiej klasy. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz usłyszymy ten głos w połączeniu z kompozycjami Ryszarda. Bo „FatherSon” to ze wszech miar udana pozycja, która wysoko zawiesza poprzeczkę dla kontrkandydatek do wysokich miejsc w Plebicytach na najciekawsze płyty wydane w roku 2025. I to nie tylko w kategorii „Debiut”.