Weather Systems - Ocean Without A Shore

Maciej Niemczak

Dwanaście lat temu nikt się nie spodziewał, że Daniel Cavanagh powróci do pamiętnego wydawnictwa Anathemy ''Weather Systems'' w nieco innym kontekście. Brytyjski multiinstrumentalista użył tytułu albumu z 2012 roku dla nazwy swojego nowego zespołu, aby powiedzieć, że: 1.) to NIE jest Anathema 2.) w pewnym sensie jednak to NADAL Anathema.

Album ''Ocean Without A Shore'' miał być kolejnym albumem Anathemy, ale z pewnych względów, o których nie będe tutaj pisać, zespół postanowił zawiesić działalność i nagrany materiał został odłożony do szuflady. Nadszedł 2024 rok i, jak Feniks z popiołów, dwaj bracia Cavanagh odrodzili się. Każdy z osobna. Vincent, jako The Radicant, wydał EP-kę ''We Ascend'', a Danny powrócił do nagrań z 2020 roku i pod nowym szyldem wydał swój album. Młody twór otrzymał więc nowe/stare imię, ale nie inne artystyczne DNA. Mam na myśli to, że fanom Anathemy na pewno spodoba się klimatyczna mieszanka progresywnego metalu i sferycznego rocka alternatywnego zawartego na płycie''Ocean Without A Shore''. Sam Daniel tak mówi o nowym wydawnictwie: ''Ta płyta jest bezpośrednia, szczera i płynąca z serca. Zabiera cię w podróż z kilkoma bardzo osobistymi, intensywnymi i emocjonalnymi utworami. Dla mnie jest duchowa. Muzyka pochodzi z wyższego miejsca, więc mam nadzieję, że poruszy i ciebie''.

Album zachowuje wiele cech dźwiękowych, które już dawno temu pokochali fani Anathemy, ale prezentuje także własną tożsamość, czerpiąc z osobistych i duchowych doświadczeń Cavanagha, a nawet wprowadzając delikatną nutę a'la Gabrielowski Genesis. Aby zrozumieć genezę tego dzieła, należy przypomnieć sobie artystyczną drogę Anathemy - zespołu, który zaczynał od doom metalu, a następnie ewoluował w kierunku rocka progresywnego, pełnego atmosfery i elementów elektronicznych. Po zawieszeniu działalności na czas nieokreślony, pojawił się moment niepewności, a może i pustki, z którego narodził się Weather Systems jako swego rodzaju naturalna kontynuacja. Cavanagh opisał ten nowy projekt jako ‘przestrzeń do dalszego rozwijania brzmienia Anathemy, choć z bardziej osobistym i bezpośrednim podejściem’. Album, choć podąża śladem tego, co Danny osiągnął z Anathemą, prezentuje bardziej eksperymentalne podejście, nie tyle z estetycznego punktu widzenia, ile z okazji eksploracji jego możliwości dźwiękowych. Na całej płycie znajdziemy fragmenty oscylujące pomiędzy delikatną introspekcją, a emocjonalnymi eksplozjami o wielkiej chóralnej sile. ''Ocean Without A Shore'' podąża za stylem progresywnego i klimatycznego rocka z wyraźnymi wpływami takich zespołów, jak Pink Floyd, ale zawiera także bardziej nowoczesne elementy, szczególnie w zakresie wykorzystania syntezatorów i rytmów elektronicznych. Odzwierciedla to, przynajmniej częściowo, wpływ partnera Danny’ego w tym przedsięwzięciu, Daniela Cardoso, którego produkcja staje się istotnym filarem tego wydawnictwa. Cardoso, który współpracował m.in. z Mogwai, udaje się zrównoważyć ekspansywny charakter piosenek z bardziej intymnymi momentami, pozwalając każdemu instrumentowi mieć swoją przestrzeń bez utraty intensywności charakteryzującej album. Muzyka pozwala kierować emocjami, myślami i prawdami zbyt transcendentnymi, by można było o nich rozmawiać. W istocie przełamuje bariery i umożliwia dyskusję na wyższym poziomie. Danny Cavanaugh zawsze komunikował się za pośrednictwem swojej muzyki. Przez trzy dekady jako współzałożyciel, gitarzysta prowadzący i autor tekstów Anathemy, trafił do serc wielu słuchaczy, dając im świetne albumy. Teraz, stojąc na czele Weather Systems, zbliża publiczność do siebie bardziej niż kiedykolwiek, nie tylko kontynuując od miejsca, w którym przystanął kilka lat temu, ale także robiąc kolejny krok w swojej twórczej podróży z pełnowymiarowym, ukazującym się własnie, debiutem firmowanym jako Weather Systems.

''Ocean Without A Shore'' jest duchowym następcą bardziej nowoczesnego brzmienia Anathemy z dodatkiem cech pięknego solowego dzieła Danny'ego z 2017 roku pt. “Monochrome”. Powiem tylko, że dzieje się to na dwa sposoby: zarówno w stylu muzycznym, jak i w bezpośrednich odniesieniach do klasycznych piosenek Anathemy. Teraz ta nowa muzyka jest taka, jakiej można było się spodziewać: przepełniony elektroniką, orkiestrowany rock z elementami progresywnymi, harmoniami wokalnymi i niebiańskimi klimatami. Shoegazowa praca gitary Danny'ego jest jak zawsze ekscytująca, a jego wokal brzmi cudownie (szczególnie w harmonii z zaproszonymi wokalistami) i tworzy uduchowioną, mistyczną atmosferę.

Album otwiera energetyczny i przejmujący utwór „Synaesthesia”. Ciężkie riffy i elektroniczne aranżacje przywodzą na myśl najbardziej eksperymentalny etap Anathemy. Jet to kompozycja z hipnotycznymi zapętleniami wsparta nasyconą gitarą i potężną perkusją. Utwór nr 2, ''Do Angels Sing Like Rain?”, wyróżnia się poetyckim tekstem i powtarzalną strukturą. Eteryczne refreny i główny riff sprawiają, że jest to jeden z najbardziej przebojowych utworów na płycie. Na uwagę zasługuje krautrockowy puls oraz syntezatorowy bas. ''Untouchable Part 3'' to ewidentny powrót do Anathemy z albumu ''Weather Systems''. Piękna kompozycja wykorzystująca niektóre ze znanych motywów, które są mocno zakorzenione w naszej pamięci. Emocjonalna ballada fortepianowa z orkiestrą w tle przedstawia delikatny muzyczny dialog pomiędzy Dannym, a pełnym nostalgii głosem Sorai Moon. Następna kompozycja, ''Ghost In The Machine”, charakteryzuje się niemal industrialną atmosferą z doskonałymi harmoniami wokalnymi i progresją. Mogłaby swobodnie znaleźć się na jednym z dwóch ostatnich albumów Anathemy. ''Are You There? Part 2'' to z kolei kontynuacja utworu z płyty ''A Natural Disaster''. Ta wersja jest bardziej orkiestrowa, z bujną instrumentacją, która wzmacnia medytacyjny charakter oryginalnego tematu. Trochę floydowskie nagranie ''Still Lake'' niespiesznie napędza się subtelnym fortepianem. Tempo narasta i nastrojowy klimat wraz z upływem kolejnych sekund zmienia się, by pod koniec eksplodować jaskrawym światłem . ''Take Me With You'' początkowo przypomina nieco ''Dreaming Light'' . Do połowy utworu jest przepiękną, naładowaną emocjami balladą. W drugiej części wybucha feerią kaskadowych dźwięków, by w końcówce znów nieco złagodnieć. To jeden z moich ulubionych numerów na płycie. Utwór tytułowy ma ostrożny początek i powściągliwe melodie. Po około trzech minutach wyłania się powolny elektroniczny rytm, który przekierunkowuje piosenkę w stronę spiralnego światła i fantastycznego rytmu aż do emocjonalnego punktu kulminacyjnego. To najdłuższa kompozycja na płycie i bez wątpienia jedna z najbardziej eksperymentalnych. Doskonale oddaje poszukiwania Cavanagha na tym albumie. No i doszliśmy do ostatniego utworu - ''The Space Between Us''. Zamyka on to bardzo udane wydawnictwo mistyczną nutą, z plemiennymi pieśniami i eteryczną produkcją, co wprawiają słuchacza w stan kontemplacji. Druga połowa piosenki łagodnie powraca do nostalgicznego brzmienia z wciąż przykuwającą uwagę harmonią wokalną, a zakończenie jest odpowiednio emocjonalne i dramatyczne.

Podsumowując, album ''Ocean Without A Shore'' to ponad 56 minut bardzo wciągającej muzyki. Fani Anathemy znajdą tu piękną nostalgię, zwłaszcza jeśli nieco złagodzą swoje oczekiwania. Każdy, kto kocha piękną muzykę znajdzie tu wspaniałe nastrojowe dźwięki, ale płomiennych tonów też na płycie nie brakuje. ''Ocean Without A Shore'' jest pokarmem dla duszy, którym delektować się powinni fani rocka progresywnego i klimatów kontemplacyjnych. To bez wątpienia jedna z najlepszych płyt 2024 roku.

MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku