Hope, esperanza, hoppas, dochas, hoffnung, toivoa, harapan, mong, tumanako, umut… to nadzieja. W każdym języku brzmi odmiennie, lecz oznacza to samo. Jest lampką oliwną oświetlającą drogę zabłąkanym wędrowcom, tarczą chroniącą przed brutalną rzeczywistością i ostoją siły, jaka tkwi w człowieku. Trzeba tylko ja odnaleźć w swoim sercu, w otaczających nas symbolach i znakach, w świetle poranka i mroku nocy…
Czy muzyka potrafi wyrazić potęgę naszych uczuć, wszystkie ukryte emocje i tajemnice, leżące w głębi duszy? Na to pytanie odpowiedzą dźwięki, brzmienia i harmonie tworzące barwną mozaikę, kolorowy świat zmysłowości i piękną, delikatną membranę którą wprowadza w drżenie rytm serca.
Kraina gitarowych riffów, miękkich pasaży, anielskich wibracji i marzeń - to miejsce, w jakie prowadzi słuchacza muzyka Piotra Mrozińskiego. Jego najnowszy album „Hope” ukazał się 11 października tego roku. Znajduje się na nim osiem, instrumentalnych, gitarowych utworów skomponowanych, zaaranżowanych i nagranych przez Piotra w jego domowym studio.
„Muzyka instrumentalna oddziałuje na wyobraźnię słuchaczy. Tytuł utworu jest tylko wskazówką i nie wyznacza rygorystycznej ścieżki interpretacji treści. Może właśnie to jest powodem uniwersalności przekazu instrumentalnych utworów, a brak tekstu staje się atutem?” - takie słowa napisał autor albumu. Nie sposób się z nim nie zgodzić. To, co buduje każda kompozycja w głębinie naszego umysłu, jest wypadkową dźwięków, wrażliwości odbiorcy i obrazów malowanych pędzlem wyobraźni. Wszystkie impulsy, jakie docierają do człowieka muszą przejść kwarantannę indywidualnego postrzegania, zmierzyć się z kakofonią tkwiącą w naszym wnętrzu.
„Hope” zawiera muzykę która nie ponagla słuchacza, tworzy pełne życia ilustracje podobne kadrom filmu wolnego od not recenzentów i cenzury, pozbawione kamer monitoringu i umundurowanych patroli. Jest wolnością…
Album otwiera tytułowa kompozycja - zadziorna, szalona i brylująca radosną energią. Piotr układa swoje gitarowe pasjanse w sposób losowy, pełen ognia i pozytywnych wibracji. Nie ma tu miejsca na smutek. Jest zwariowana konstrukcja riffów i zmysłowości, ekwilibrystyczne notturno osadzone w zapętlonej rzeczywistości.
„Birds And Clouds” to utwór dotykający granic nieboskłonu. Czy byliście kiedyś wysoko w przestworzach i spoglądaliście na ziemię z lotu ptaka? Tam widzi się wszystko w innym wymiarze, a przestrzeń utkana jest z nut, światła i nieskończoności. Dźwięki gitary układają promenady z chmur, myśli i promieni karmazynowego słońca.
„The Steam Train” to muzyczna lokomotywa. Zabiera nas do krainy rytmu i pary uchodzącej spod kół szalonego pociągu. Nie ma tu scenariusza, jest tor i siła rozpędu kreująca kadry pragmatycznej podróży do celu, którego nie ma i nigdy nie będzie.
„The Soul Hunter” zmywa z powiek wszystkie senne zmory. Gitara łka, sublimuje swoją metafizyczność. Jest cierpieniem i mocą rozdartą na miliony elementów i istnień.
W „Unfairy Tales” Piotr nawiązuje do baśniowego świata stworzonego przez Hansa Christiana Andersena. Jest w niej łagodność i smutek, okruch z krzywego zwierciadła tkwiący w sercu Kaina i tragiczne dzieciństwo „Brzydkiego Kaczątka”. Jest szum skrzydeł jaskółki ratującej Calineczkę i miłość Małej Syrenki. Warto przytoczyć słowa autora tego pięknego utworu: „W życiu zwykle brakuje baśniowego balansu między cierpieniem a radością, dobrem a złem i triumfu sprawiedliwości potępiającego to zło na końcu. Dlatego już w dzieciństwie Hans Christian Andersen wydawał mi się bardziej wiarygodny w tym co pisał. W realnym świecie spotykamy więcej dziewczynek z zapałkami niż Kopciuszków…”.
„Roll Hard” ma klimat bezkresu autostrad, gdzie muzyka zespala się z czernią topniejącego asfaltu, kroplami potu na skroniach i drżącym powietrzem. Rytm wbija swoją twardą pięść w rozgrzany horyzont.
„Signs” to gitarowa ballada, otulająca muzycznym tematem i łącząca w sobie ziarno niefrasobliwej lekkości z ukrytym przekazem. Znowu pozwolę sobie zacytować Piotra: „Czasem warto się zatrzymać, złapać głęboki oddech i rozejrzeć się dookoła. Ocenić perspektywę, zauważyć znaki, które są tuż obok nas… Bywają bardzo subtelne. W tej wielkiej przestrzeni jesteśmy tylko drobnym pyłkiem, który jest tutaj chwilę. Ale przecież z naszego punktu widzenia jesteśmy wyjątkowi, niepowtarzalni i ważni dla tego świata”.
Album zamyka „The Best of Both Worlds” będąca niezwykłą kompozycją. Jej tematem jest sztuczna inteligencja, która w przerażającym tempie zaczyna zastępować człowieka w wielu dziedzinach. A co sądzi na ten temat maestro Mroziński? „Nagrywając nową płytę pomyślałem, że warto się do tego odnieść. Szukałem odpowiednio wyrazistej metafory i wpadłem na następujący pomysł. Skomponowałem utwór „The Best of Both Worlds”, który zamyka album „Hope”. Początkowe partie gitar zagrałem bardzo „ludzko” z uczuciem i pewnym luzem. W kolejnych częściach stopniowo mieszałem brzmienia dodając szorstkie syntezatory gitarowe. W końcowej partii zagrałem motyw z wstępu, okrajając go możliwie z „ludzkich” cech. Na końcu zostało samo „robotyczne” brzmienie i nieco mechaniczne, powiedziałbym jeszcze nieporadne podejście do frazy, którą na początku zagrałem „jako człowiek”...”. Trzeba przyznać, że jest to bardzo ciekawa koncepcja. Poza tym muzyk nie można trafniej wyrazić swojego stanowiska, niż za pomocą języka dźwięków.
„Hope” to piękna płyta, pełna emocji i uczuć. Nie bez powodu została zadedykowana ukochanej osobie, jaką jest żona Piotra - Joanna. „Hope” to album, który mógłby stać się cudownym prezentem pod choinkę dla kogoś, kto jest dla nas ważny...
W chwili, gdy piszę te słowa za oknem pojawiło się słońce, jak znak. Jak nadzieja, że świat może być lepszy, piękniejszy, a dziewczynka z zapałkami odnajdzie drogę do domu i nie zamarznie na śniegu.