Versa - A Voyage/A Destination Part 2

Rysiek Puciato

Właściwie trzeba powiedzieć, że do sięgnięcia po tę płytę zostałem zachęcony pewną recenzją zamieszczoną niemal dwa lata temu na łamach MLWZ. Jej autor, Artur Chachlowski, o płycie „A Voyage / A Destination” napisał tak: „(…) To muzyka idealnie nadająca się do wieczornego wyciszenia, marzeń sennych, do zadumy, pozwalająca puścić wodze fantazji i odpłynięcia w wyimaginowanej podróży w nieznanym celu. Zawiera sporo niespodzianek i zaskakujących, a przy tym autentycznie pięknych, momentów. (…) To muzyka dla marzycieli i prawdziwych romantyków. Wysmakowana, marzycielska i bardzo smakowita. Polecam z całego serca. Tylko zanim po nią sięgniecie, proszę się do niej odpowiednio przygotować, wyciszyć i nastroić…” (szerzej - patrz tutaj). I rzeczywiście pomieszanie folku, psychodelii, post rocka robiło wrażenie. Co prawda nie do końca zgadzam się z opinią autora, że to muzyka do wieczornego wyciszenia, ale jej muzyczne zróżnicowanie w zależności od nastroju, dnia i pogody (sic!) sprawiło, że miała w sobie to „coś”, co kazało się skupić podczas słuchania.

Jeszcze bardziej zachęcająco brzmiało zakończenie wspomnianej recenzji – „(…) Chodzą słuchy, że kolejny album, którego tytuł  „A Voyage / A Destination Part II” wskazuje, że będzie kontynuacją omawianego dzisiaj krążka, ukaże się jeszcze pod koniec 2022 lub na samym początku 2023 roku. Czekam na niego z niecierpliwością!”.

Niestety, nie stało się to ani w roku 2022, ani w 2023, a dopiero w 2024. Nowa płyta grupy Versa ukazała się 4 października ubiegłego roku i w przeciwieństwie do swej poprzedniczki zawiera nie cztery, a dwanaście kompozycji (w tym jeden bonus) o zróżnicowanej „proweniencji” stylistycznej. O tym zróżnicowaniu aranżacyjno-stylistycznym świadczy już dobór muzyków i instrumentarium. Bowiem obok znanych z poprzedniej płyty członków zespołu (Matthew Dolmage’a, Hollasa Longtona i Jesse Bella) do składu dokooptowano muzyków grających na pianinie, trąbce, wiolonczeli i tamburynie. Ponadto gościnnie na płycie udzielają się Ross Jennings (Haken) i Sam Vallen (Caligula’s Horse). I niemal bez słuchania można powiedzieć, że będziemy mieli tu do czynienia (wliczając skrzypce Hollasa Longtona) z namiastką „orkiestry dętej”.

Jednak to nie utwór na „orkiestrę dętą” otwiera to wydawnictwo, a przecudne, spokojne, stonowane, syntezatorowe „Preludium”, które przez niemal dwie minuty przemawia do słuchacza swoją ambientową harmonią. Podobnie jest z kolejnym utworem – „Breaking And Entering”. To także instrumentalna kompozycja rozpisana na solową gitarę, mocno zaznaczoną linię basową okraszoną smakowicie grającą sekcją smyczkową. Posmaku rozpoczynającej się podróży (przecież tytuł płyty to „A Voyage / A Destination Part 2”) dodaje zapętlone solo gitary niejako naśladujące toczące się koła pojazdu. Kończące utwór solo skrzypiec dodaje poczucie beztroski i szczęścia z oczekiwania na to w którą stronę ta nasza podróż się potoczy. Taką tezę wydaje się potwierdzać nieco oszczędny na początku i rozwijający swą szybkość i moc kolejny utwór – „The Seething Bay”. Chyba czas na… zaokrętowanie na nasz statek podróżniczy? Z pewnym przymrużeniem oka można by przetłumaczyć tytuł utworu jako „zatłoczona zatoka”, pełna ludzi, pasażerów, zapewne zajmujących swoje miejsca.

Ross Jennings chyba najbardziej znany jest ze swojej współpracy z zespołem Haken, który można zaliczyć do grona zespołów grających nieco cięższą muzykę. Jednakże ten sam artysta w 2021 roku nagrał solową płytę („A Shadow Of My Future Self”) oraz (razem z Nickiem D’Virgilio i Nealem Morse’m) w 2022 roku płytę pt. „Troika”. Obydwa te wydawnictwa to całkowite przeciwieństwo twórczości spod znaku Haken. To spokojne, aż do przesady, piosenki, o folkującej aranżacji. I takie właśnie oblicze wokalne pokazuje Jennings w utworze „Flew The Coop”, który jest pierwszą piosenką na nowej płycie zespołu Versa. To raptem pięciominutowa kompozycja zagrana przede wszystkim przez sekcję smyczkową. I to właśnie tutaj, po raz pierwszy, spotykamy ową „orkiestrę dętą” wspominana na początku. Sama piosenka to swobodnie płynąca opowieść o morzu i podróży: „(…) And the wind is in my hair / And the scent is all around / But the cold dark night is bearing down / Take me back to the river where we had gone astray / And we'll hold this cold dark night at bay”.

„Lake of Luxury” – piąty utwór na płycie, to mieszanka spokoju, skoczności i, przede wszystkim, nieco kansasowsko brzmiących skrzypiec. „Jezioro Luksusu” – ta nazwa, ten tytuł mówi przecież sam za siebie. Na luksusowym jeziorze, musi być luksusowy statek ze wszystkimi wygodami i rozrywkami. A cały utwór jest tego dokładnym muzycznym odzwierciedleniem.

Całkiem niedawno miałem okazję opisywać najnowszą płytę koncertową zespołu Big Big Train i jednym z podkreślanych przeze mnie ciekawych cech zespołu i jego płyt było zaangażowanie „sekcji dętej” (brass ensamble). To, jak twierdziłem, dość nieoczekiwane połączenie, które jednak w przypadku Big Big Train sprawdza się znakomicie. Tak samo jest w przypadku zespołu Versa. W utworze „Bury Me At Sea” słychać to doskonale. Moment, gdy do gitary akustycznej i wokalu dołącza trąbka jest takim „magicznym momentem” przemiany prostej ballady w podniosłą pieśń, nieco patetyczną, ale brzmiącą jakoś swojsko. Choć trzeba powiedzieć w tym miejscu, że tekst wcale nie mówi o jakiś rzeczach spektakularnych, a o zwykłych morskich wygodach: „(…) Bury me at sea, whales and fishes comfort me / Lie on the ocean bed, blanket of coral foot to my head / Rest in the water like my grandfather before me”.

Podobnie jak „Lake Of Luxury” brzmiał skoczniej, tak i podobnie zatytułowany utwór „Lake Of Dreams” brzmi elektrycznie, gitarowo i rockowo. Całość to opowieść o chęci zakopania się w łóżku bez konieczności odpowiadania na żadne pytania i telefony, o chęci odcięcia się od codziennego świata i codziennych problemów i pytań: „(…) I'll lie in bed for the whole morning / Perhaps I'll finally rise come sounding / Or maybe have another lie down again”.

Na tle poprzedniej, jakże rockowej, kompozycji utwór „Ocean of Storms” to instrumentalna, ambientowa odskocznia pełna spokojnych, nastrojowych rytmów. To cztery i pół minuty płynięcia przez spokojne fale naszej morskiej podróży. Ten sam ambientowo-fortepianowy nastrój panuje w kolejnej kompozycji – „Mare Lamentorum”. Zespół zrezygnował tu z bogatych aranżacji na rzecz prostej gry fortepianu z lekkim wsparciem ze strony syntezatorów.

Na specjalną uwagę zasługuje dziesiąty utwór na płycie zatytułowany „Artemis”. To kompozycja trwająca aż siedemnaście minut, co w porównaniu do poprzednich dwu-pięciominutowych utworów zasługuje, by nadać mu miano „suity”. I tak też się zaczyna. Od chóru śpiewającego: „(…) The sun the moon the heavens up above us / All the places we will never go / Let's shake these bonds of gravity and dance among the stars / Where we'll find bliss in Artemis”. Wstrząśnijmy, zrzućmy więzy, by doświadczyć bliskości z przyrodą (Artemis – to grecka bogini łowów i przyrody – przyp. R.P.). A później przez kolejne minuty otrzymujemy ciekawie rozegraną kompozycję, która nabiera bardzo indywidualnego charakteru wraz z pojawiającymi się w piątej minucie dźwiękami sekcji dętej i przeplatających się z nią skrzypiec. Do tej przeplatanki dochodzi mocna gitara i lekko metalowy wokal, co pozwala nazwać tę kompozycję swoistym „opus magnum” tej płyty.

A na niemal sam koniec otrzymujemy utwór „Destination”. Przecież tytuł całej płyty to „A Voyage / A Destination Part 2”... O podróżach już było, więc czas na odpowiedź na podstawowe pytanie: czy już dopłynęliśmy, osiągnęliśmy nas cel podróży? Czy też ciągle jeszcze będziemy musieli się mierzyć z przeciwnościami losu? Ten utwór jest właśnie takim pytającym zakończeniem płyty: „(…) Have we reached our destination, the end of everything we've seen? / Is this our final destination, the sum of everything we've been?”. Jest to zarazem doskonałe podsumowanie muzycznej możliwości pogodzenia syntezatorów, sekcji dętej i smyczkowej w spokojnej, leniwie płynącej kompozycji.

Na dokładkę otrzymujemy dodatkowy, bonusowy utwór pt. „Love-In-Idleness”. Krótki gitarowo-skrzypcowy, rockowo brzmiący utwór instrumentalny, który z powodzeniem mógłby pełnić rolę podobną do utworów „Lake Of Luxury” czy „Lake Of Dreams”, rolę „przerywnika”, interludium dającego wytchnienie pomiędzy dłuższymi formami muzycznymi.

Czy to koniec podróży zespołu Versa? Czy Kanadyjczycy dotarli już do kresu swojej muzycznej podróży? Czy będzie płyta z dopiskiem „Part 3”? A jeżeli tak, to w którą stronę będzie zmierzać? Czy może to, jak mówią słowa piosenki „Destination”, „(…) Is this our final destination, the sum of everything we've been”? Bardzo chciałbym Państwu odpowiedzieć, ale… po prostu nie wiem. Nie znalazłem odpowiedzi na pytanie: czy sam zespół wie. Pewnie na razie cieszy się wydaniem części drugiej, bo przecież stało się to zaledwie kilka tygodni temu.

MLWZ album na 15-lecie Weather Systems w 2025 roku na dwóch koncertach w Polsce Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok