Kiedy świat topi swoje smutki w ciszy, Crippled Black Phoenix krzyczy w otchłań i swym najnowszym wydawnictwem zaprasza w kolejną niesamowitą podróż. Trafiają się grupy, które są nieprzyzwoicie dobre w tym, co robią - w tworzeniu kompozycji, które zadziwiają, urzekają publiczność i sprawiają, że fani błagają o więcej. To właśnie ONI. Ten znakomity zespół od momentu powstania w 2004 roku jest latarnią morską dla złamanych i niesłyszanych. Z Justinem Greavesem na czele stworzyli albumy, które przemawiają do tych, którzy nie mają głosu, są zmarginalizowani i rozczarowani. Tym podwójnym albumem "The Wolf Changes It's Fur But Not It's Nature" + "Horrific Honorifics Number Two (2)" Crippled Black Phoenix upamiętnia dwie dekady buntu i introspekcji.
"The Wolf Changes Its Fur But Not Its Nature" powraca do echa ich przeszłości, przerabiając i ponownie nagrywając klasyki, które zostały wyrzeźbione przez czas i transformację. Wraz ze starymi przyjaciółmi i nowymi gośćmi, te wymyślone na nowo utwory pulsują z dziewiczą energią i surowymi emocjami. Od epickiego "Song For The Loved" po wskrzeszonego, zaginionego klasyka "Whissendine" każdy utwór pokazuje eksplorację kondycji ludzkiej i nieustannej walki o sprawiedliwość i równość. Na albumie "Horrific Honorifics Number Two (2)" Crippled Black Phoenix po raz kolejny ukazuje duszę muzyki, która wyrzeźbiła ich ścieżkę, oddając hołd tytanom, którzy podsycali ich zapał. Dzięki porywającym interpretacjom, takim jak "Vengeance" z repertuaru New Model Army czy hymnowi oporu i buntu oraz zapadającemu w pamięć, introspektywnemu spojrzeniu na "Self Control" Laury Branigan, Crippled Black Phoenix rzuca nam wyzwanie, abyśmy spojrzeli na te klasyki przez nowy pryzmat. Dwa lata temu przybliżyliśmy Wam na małoleksykonowych łamach znakomity album ''Banefyre''. Moim zdaniem jubileuszowy, dwupłytowy zestaw Justina, Belindy Kordic i reszty zespołu jest kontynuacją tamtego wydawnictwa. Powie ktoś, że to przecież tylko kompilacja i covery i że nie można tu mówić o nowościach, ale uwierzcie mi, że tak właśnie jest. Crippled Black Phoenix bierze stare utwory, rozkłada je na pojedyncze kawałki i składa z powrotem jako świeży materiał. Wszystkie elementy układanki znajdują nowe miejsce i naturalnie do siebie pasują.
Krążek "The Wolf Changes It's Fur But Not It's Nature" rozpoczyna się utworem ''We Forgotten Who We Are'' pochodzącym z czwartego albumu zespołu, zatytułowanego ''I, Vigilante'' (2010) i w pierwotnej wersji trwa o pół minuty krócej niż teraz. Początek to wycie wilków i upiorny śmiech czarownicy, po którym następuje rozszerzony wstęp fortepianowo gitarowy poruszający u słuchacza najczulsze struny w sercu. Emocjonalne, wręcz hipnotyczne dźwięki prowadzą do palących gitar burzących marzycielski nastrój. Następnie znów słyszymy kojące klawisze, by pod koniec utwór wystrzelił ognistą solówką. Niesamowity rollercoaster muzyki nagle urwany w 11 minucie i 17 sekundzie. Niesamowita kompozycja wznosząca się wysoko na stalowych skrzydłach, podsycana wielkim napięciem, powodująca, że zapominasz się poruszać i przestajesz niemal oddychać ze zdumienia.
''You Put The Devil In Me'' to utwór z debiutanckiej płyty Okaleczonego Czarnego Feniksa ''A Love of Shared Disasters'', wydanej w 2007 roku. Wersja z 2024 roku jest dłuższa od pierwowzoru o prawie dwie minuty i zaczyna się intrem a'la Tool, wykonanym na akordeonie i pile. Brzmi to naprawdę dosyć niesamowicie po nagle zakończonym ''We Forgotten Who We Are''. No cóż, fani Crippled Black Phoenix powinni być przyzwyczajeni do nieoczywistych wstawek zespołu. Utwór napędzają drapieżne, dudniące bębny, mocna gitara i porywające organy. Na osobną wzmiankę zasługuje bezpretensjonalny głos Belindy. Nie jest ani bajkowy, ani dziki, za to namiętnie urzekający.
Antyreligijny ''444'' rozpoczyna się muzyką orientalną i sekwencją tekstów z filmu ''Kelly's Heroes''. Ciężkie pasaże oraz różnorodność tekstur i tonów pochodzących z klawiszy, postrockowej gitary i niesamowitego wokalu Ryana Pattersona rozkładają na łopatki. Trzaskający beat i groove nie biorą jeńców, a produkcja tego wszystkiego jest po prostu doskonała. Utwór po raz pierwszy usłyszeliśmy na płycie ''The Resurrectionists'' w 2009r. i był oczywiście krótszy od tego z 2024 roku.
''Goodnight, Europe, Pt.2'' to niejako kontynuacja kultowego utworu z 2007 roku. Smutna, powolna i wstrząsająca kompozycja, która wydaje się być odpowiednią piosenką na koniec świata. Zapadający w pamięć wokal i posępne pianino sprawiają, że zatrzymujesz się i myślisz o tym co złego dzieje się wokół nas. Królowie atmosfery stworzyli giganta muzycznego, który mimo bliskości głównego tematu, prowadzi w odległe doliny i pozwala zajrzeć w mroczne otchłanie...
Burczące syntezatory przynoszą odrobinę ulgi od gitarowego natarcia kosmicznym utworem "(-)". Czuć tu ducha Tangerine Dream i odrobinę Ricka Wrighta. Jest to niejako wprowadzenie do jakże floydowskiego ''Song For The Unloved'' trwającego prawie 14 i pół minuty. To mocno zmodyfikowana wersja utworu o nieco innym tytule (''Song For The Loved'') z albumu ''The Resurrectionists''. Zaczyna się jako melancholijna, akustyczna ballada przy kominku z osowatymi syntezatorami i gitarami wirującymi w eterze. Niczym kula burząca przebijająca serce, utwór nabiera tempa, a emocje przybierają na sile. Nagle nastrój się zmienia, staje się postrzępiony, rytmiczny, przebijają się metaliczne erupcje. Słychać chorały gregoriańskie, a potem zupełnie nowe riffowanie i ten niesamowity saksofon Georga Paco Nitschke. Crippled Black Phoenix stworzyli epickie pejzaże dźwiękowe, zabierając słuchaczy w niezwykłą podróż ku szczytom geniuszu, bo tym jest ten utwór, a nie jedynie dobrą muzyką, przy której można zabić czas.
Następny utwór jest utrzymany w klimatach Cavenowsko-anathemowych, choć zamiast charakterystycznego głosu Nicka slyszymy świetny wokal Belindy Kordic. ''Whissendine'' w orginale znajdziemy na ''200 Tons of Bad Luck'' z 2009 roku. Kompozycja jest zmysłowa, a zespół celuje w budowaniu napięcia, wywołując hipnotyzującą mistyczną atmosferę. Płynnie przechodzi w zamykający płytę ''Blizzard of Horned Cats''. Ten krótki utwór (jak na standarty "The Wolf Changes It's Fur But Not It's Nature") zaczyna się ciepło rozbrzmiewającym fortepianem, by wybuchnąć niemal fanfarowym akompaniamentem blackmetalowych tonacji i nagle skończyć się trzaskiem zdartej płyty... Dziwne to zakończenie, ale czy możemy czuć się czymkolwiek zaskoczeni, gdy słuchamy grupy Crippled Black Phoenix?... Tak dobiegła końca niezwykła muzyczna przygoda z geniuszami nastroju i niepowtarzalnego klimatu.
Słuchaczowi nie pozostaje nic innego jak spróbować wchłonąć to, co usłyszał i przygotować się na następną płytę, którą jest "Horrific Honorifics Number Two (2)". Dlaczego ''Number Two''? Bowiem jest to kontynuacja pomysłu z 2017 roku. Wtedy była to trzydziestominutowa EP-ka, natomiast ''Horrific Honorifics'' A.D. 2024 jest pełnowymiarowym albumem składającym się z ośmiu utworów o łącznej długości 41 minut i 33 sekundy. Jak wspomniałem na początku, jest to rodzaj hołdu złożonego wykonawcom, którzy mieli wpływ na twórczość zespołu. Zasadniczo podchodzę do coverów z wielką rezerwą, bowiem co orginał, to orginał, ale zdarzają się i fajne albumy, jak chociażby ostatnie wydawnictwo Roberta Reeda czy perełki zasłyszane np. u Davida Gilmoura (''Between Two Points'') albo RPWL (''Masters of War'').
Z jednoznaczną oceną ''Horrific Honorifics Number Two (2)" mam jednak problem. Gdyby ten album ukazał się jako osobna pozycja, to pewnie nie pochyliłbym się nad nim, no ale skoro zespół zdecydował się na wypuszczenie dwóch płyt jednocześnie, to zostałem niejako zobligowany do głębszego spojrzenia i na te 8 utworów. Niby jest tu sporo ducha typowego dla twórczości Crippled Black Phoenix, ale muzyki, za którą nie przepadam, też niestety znajduje się dużo. Moją uwagę przykuły zwłaszcza dwie kompozycje: ''Self Control'' i ''When A Blind Man Cries''. Pierwsza jest ciekawą przeróbką popowego hitu Laury Branigan z lat 80. W wersji Crippled Black Phoenix jest to ckliwa ballada w tonacji postrockowej. Swobodnie mogliby ją dodać do ''regularnego'' albumu i być może stałaby się nawet przebojem. Zaś cover kompozycji Deep Purple to piękna piosenka śpiewana czarodziejskim i urzekającym głosem Belindy. Świetna gitara i obłędna bałałajka w tle, przypominająca nieco Anathemę, podkreślają wyjątkowość tej wersji. Reszta utworów jest jak dla mnie zbyt szalona i punkowa, ale to tylko moje zdanie, innym słuchaczom może się to spodobać. Z kronikarskiego obowiązku wymienię je jednak: ''Vengeance'' (New Model Army), ''Blueprint (Fugazi), ''And That's Sad'' (NoMeansNo), ''Hammer Song'' (The Sensational Alex Harvey Band), ''My Pal'' (God) i ''Goin' Against Your Mind'' (Built To Spill). Po kilkukrotnym odsłuchu stwierdzam, że ten ostatni utwór też jest bardzo ciekawy i znakomicie pasuje na zakończenie tego albumu.
Pora przejść do podsumowania. ''The Wolf Changes It's Fur But Not It's Nature'' to idealna celebracja muzyki Crippled Black Phoenix. Jest instynktowna, proaktywna i klimatyczna. To coś więcej niż tylko jubileuszowa kompilacja złożona ze starych utworów. Wielu słuchaczy wręcz się nie zorientuje, że są to nowe wersje kompozycji sprzed wielu lat, uznając je za nowy twór zespołu. Nawet jeśli słyszeliście oryginały tych piosenek, trudno nie polecić tego albumu, choćby po to, by zobaczyć, w jaki sposób zespół zdecydował się zapreprezentować swoje dawne ''ja'' we współczesnym wydaniu. Nowi fani powinni być zachwyceni, ponieważ jest tu kilka utworów, trwających w sumie ponad godzinę, które pokazują, że zespół odpala na wszystkich cylindrach, czekając tylko na odkrycie reszty swojej dyskografii. To kolejna perełka w dorobku zespołu, który lubi tworzyć swój własny muzyczny wszechświat i chętnie nas tam ze sobą zabiera. Natomiast "Horrific Honorifics Number Two (2)" traktuję bardziej jako ciekawostkę niż wizjonerską kreację, ale przynajmniej pokazuje ona jak szeroki zakres artystów i muzycznych stylów miał wpływ na twórczość Justina Greavesa. Crippled Black Phoenix wydali kolejną rockową kolekcję, aby dodać ją do swojego i tak już wyjątkowego repertuaru. Gorąco polecam.