O ich poprzednim albumie z 2018 roku pt. “Random Acts Of Liberation” perkusista Dream Theater, Mike Portnoy, powiedział: “(…) Cholera!! Kolejna świetna nowa progresywna produkcja. Nowy album (…) to bardzo smaczny ‘współczesny prog’ przypominający Spock's, Frost, Flying Colors, Stevena Wilsona i Haken. Niesamowita gra na perkusji Collina Leijenaara i uwielbiam melodyjność, którą Dec Burke wnosi do zespołu! I jak zawsze nieskazitelny miks autorstwa Richa Mousera. To jeden z 10 najlepszych albumów muzycznych 2018 roku!”. Nie tylko to powiedział, ale zaprosił ich do uczestnictwa w trasie koncertowej zespołu Sons Of Apollo jesienią 2018 roku. Nawet więcej, ponowił to zaproszenie rok później zapraszając muzyków jako tzw. support podczas europejskiej trasy Flying Colors. Można by z nutą pesymizmu powiedzieć: “… ot, przypadek”.
Ale gdy dodać do tego opinię, w moim przekonaniu ikony współczesnego rocka progresywnego, Arjena Lucassena, to raczej przestaje to być tylko ‘przypadek’. “(…) Słuchałem albumu podczas joggingu. Wow… jest naprawdę świetnie, pierwsza piosenka od razu dodała mi skrzydeł, od razu pobiegłem szybciej. Dobre gitarowe riffy, bardzo wyjątkowe. Myślę też, że Dec Burke brzmi naprawdę nieźle. Muzyka jest mieszanką progu i popu, jest dobrze napisana, zagrana i nagrana. Muszę przyznać, że perkusja Collina brzmi super. Cała produkcja i miks są świetne, bardzo przejrzyste” – stwierdza Lucassen. I znowu można by pesymistycznie powiedzieć: “ale to było sześć lat temu”. Rzeczywiście, ale, jak już kilkukrotnie pisałem, rok 2024 to rok wielu powrotów po latach milczenia, a powrót zespołu Dilemma, bo o nim mowa, należy zaliczyć do bardzo udanych. Dilemma to nie jacyś nowicjusze, choć patrząc na ich dyskografię należy powiedzieć, że nie rozpieszczają słuchaczy ilością nagranych płyt mimo, że powstanie zespołu datuje się na rok 1993, kiedy to ukazała sie ich… kaseta magnetofonowa pt. “Trapped”.
Drugi album zespołu, „Imbroccata”, ukazał się w roku 1995 i ta data jest uważana za oficjalne rozpoczęcie działalności. Ale dopiero rok 2018 przyniósł zespołowi popularność. Trzon zespołu w 2018 roku tworzyli gitarzysta i wokalista Declan 'Dec' Burke, perkusista Collin Leijenaar, gitarzysta Paul Crezee i klawiszowiec Robin Zuiderveld, a ponad siedemdziesiąt minut muzyki, której dostarcza płyta „Random Acts Of Liberation” to niezwykle ‘energetyczny’ neo-prog zagrany z rockowym pazurem. W 2024 roku z poprzedniego składu pozostali: perkusista Collin Leijenaar (grający także w zespołach Neala Morse’a, Affector czy Kayak), gitarzysta Paul Crezee i Robin Zuiderveld grający na klawiszach. Nowymi muzykami zostali: wokalista - Jermain “Wudstik” van der Bogt (znany m.in. z zespołów Ayreon i For All We Know) oraz basista Kristoffer Gildenlöw (Pain Of Salvation, For All We Know), którego chyba nie trzeba nikomu bliżej przedstawiać. A płyta zawiera dziewięć zupełnie nowych utworów o długości od czterech do prawie szesnastu minut i pokazuje zespół Dilemma od ich głośniejszej, szybszej, bardziej technicznej i bardziej progresywnej strony.
Bohaterem narracyjnym albumu jest Neon, który poszukuje swego prawdziwego ‘ja’, poszukuje elementów, które na nowo pozwolą mu zdefiniować samego siebie. Jego przewodnikiem w tych poszukiwaniach jest Elektra – anioł stróż i wewnętrzny głos. Z jej pomocą Neon odkrywa, że czasami nie trzeba niczego szukać gdzieś na zewnątrz, gdzieś w świecie poza nami, że często to, co najważniejsze tkwi gdzieś w nas, w środku. I tylko zamiast pretensji do świata trzeba ‘zanurzyć się’ w sobie. Chcieć odnaleźć prawdę o sobie w… sobie. A drogą do poznania siebie, swego prawdziwego ‘ja’ jest muzyka, przyjaciele, a zwłaszcza wiara, nadzieja i miłość. Neon wyrusza w refleksyjną i duchową podróż, z której ostatecznie wychodzi silniejszy.
Muzycznie album rozpoczyna się, rzec by można, z kopyta. Niemal ośmiominutowy utwór “Sanctuary” to zarazem intro i definicja muzycznej zawartości płyty. “(…) To utwór, który zawiera w sobie energię, melodię, która zaczyna się delikatnie i przechodzi w czysty rock progresywny, oraz refren, który natychmiast zapada w pamięć. Wirtuozeria Collina i Kristoffera kładzie podwaliny pod muzyczną podróż, podczas której Wudstik śpiewa każdym włóknem swojej istoty, Paul popycha piosenkę do przodu – czasem subtelnie, czasem z pełną siłą – a Robin dodaje sporadycznie zaskakujące zwroty akcji. „Sanctuary” daje doskonały wgląd w to, co czeka nas w kolejnych utworach. Przed jakimi wyborami stanie Neon, bohater historii albumu i czy w końcu odnajdzie obiecany mu na początku spokój i bezpieczeństwo?” – tyle o pierwszym utworze i całej płycie mówi klawiszowiec Robin Z. Następujące po “Sanctuary” utwory “I Am Neon” i “Electra” w jakiś niesamowity, ciągły sposób przechodzą jeden w drugi dodając z jednej strony kolejne frazy opowiadające o losach Neona, a z drugiej tworząc jedno długie muzyczne opowiadanie, w którym zanikają granice pomiędzy poszczególnymi kompozycjami. Można by powiedzieć, że znika czas. Wraz z pierwszym dźwiękiem utworu “Sanctuary” rozpoczyna sie nasza podróż i dopiero koniec utworu trzeciego sprowadza słuchacza na ziemię. Trzy utwory, dwadzieścia minut muzycznej podróży.
Chwilowy powrót do rzeczywistości nie-muzycznej przynosi utwór “Thunder” z racji fortepianowo-wokalnego poczatku. Po rockowym, mocnym i energetycznym ‘wprowadzeniu’ ta piosenka pozwala na chwilę spokoju. Proste brzmienie fortepianu i głos Wudstika wyśpiewują kolejne frazy opowiadające o poszukiwaniu “ja”. I proszę tylko nie pomyśleć, że to ballada, to tylko moment na oddech, na szybką analizę sytuacji poszukującego Neona, który pragnie wyrazić siebie poprzez grę w zespole rockowym. Bo od trzeciej minuty ponownie rockowa maszyna nabiera rozpędu i wraz ze słowami o domu rodzinnym mknie klawiszowo-gitarowym pędem w kierunku dramatycznego wyznania przez Neona swej niemocy i bezsilności, by na koniec ponownie przynieść fortepianowe wyciszenie.
Kim są sojusznicy z utworu “Allies”? To wszyscy wokół nas. Mijani ludzie, najbliżsi, nieznajomi… To dzięki nim tworzymy “ja”. A ten utwór ‘tworzą’ klawisze Dereka Sheriniana. Dzięki jego wirtuozerii otrzymujemy wspaniały i porywający symfoniczny utwór. Oczywiście musi być nieco ‘połamanego’ rytmu, lecz ta piosenka to prymat klawiszy.
“Not Enough Now” to jakby kontynuacja poprzedniego utworu. I jeżeli w poprzednim utworze mamy całkowitą dominację klawiszy, to tutaj chyba najlepszą na całej płycie partię rozgrywa gitara z mocną pomocą sekcji rytmicznej.
Nieco kansasowsko i spocksbeardowsko brzmi kolejny muzyczny kawałek z płyty – “Glow”. W porównaniu do poprzedniczek ta piosenka to niemal materiał na przebój. Mimo swej ‘lekkości’ to w dalszym ciągu opowieść o bezradności i zagubieniu. Muzycznie lżejsza, narracyjnie taka sama. Oczywiście ‘lekkość’ należy tu rozumieć w swoisty sposób, bo około czawartej minuty dostajemy potężną dawkę improwizacyjną.
Czy na tej samej płycie mogą być dwa utwory spełniające rolę intro? Mogą. “Cities” to przedostatnia kompozycja z płyty “The Purpose Paradox”, a zarazem druga (po początkowym “Sanctuary”), która jest niejako ‘przygrywką’ do opus magnum albumu. Utwór, który składa się jakby z dwóch troszkę odbrębnych, lecz zarazem przechodzących płynnie jeden w drugi części: synth-popowego początku z wyraźną automatyczną perkusją i syntezatorami oraz niespiesznym brzmieniem niczym z lat osiemdziesiątych i ‘przyklejonej’ do niej części gitarowo-klawiszowej z melodeklamacją, która kończy się neoprogresywnie brzmiącym solo gitary oraz zdecydowanym, lekko progmetalowym zakończeniem.
Wspmniane opus magnum płyty to prawie szesnastominutowy utwór “Outer Light”. Choć kompozycję, którą można by nazwać taką mini rock operą, rozpczynają zdecydowane brzmienia klawiszy, to jednak bardzo wyraźna linia basu, perkusji i gitary nadają jej początkowej części progmetalowego charakteru. Lecz to nie progmetalowe brzmienia wyznaczają jej character. Są jedynie czymś w rodzaju pedału gazu w samochodzie. Kiedy trzeba dodają mocy i prędkości by nastepnie ustapić bardziej melodyjnym i narracyjnym momentom. Warto dokładniej przysłuchać się na przykład gitarowemu solo w wykonaniu Marka Lettieri z jazzfunkowego zespołu Snarky Puppy, tak około dziesiątej minuty, czy wreszcie zanurzyć się przez ostatnie pięć minut w delikatnym bardzo neoprogresywnym zakończeniu.
Jeżeli zapytaliby Państwo: w czym tkwi siła tego albumu?, to odpowiem krótko: w wokalu. ‘Spasowanie’ umiętności nowego wokalisty, Wudstika, z muzyką jest niemal doskonałe. Nie ma tu żadnych wokalnych, ani instrumentalnych popisów. Każda zagrana nuta i każde zaśpiewane słowo pasują do siebie i dzięki temu wydobywają z każdej piosenki maksimum nastroju i przekazu.
I na koniec jeszcze jeden cytat z wypowiedzi Robina Z: “(…) Mamy nadzieję, że dzięki temu albumowi koncepcyjnemu nie tylko ponownie sprawimy wielką radość naszym obecnym fanom, ale także dotrzemy do nowych słuchaczy, którzy mogą docenić naszą muzykę. Zespół brzmi bardziej energicznie, surowo niż kiedykolwiek wcześniej, nie tracąc przy tym charakterystycznego brzmienia, które sprawia, że Dilemma jest tym, kim naprawdę jesteśmy. Jako pisarze i muzycy wykorzystaliśmy naszą kreatywność, aby stworzyć coś naprawdę wyjątkowego. (…) Nasza misja zostaje urzeczywistniona, gdy słuchacze będą cieszyć się z „The Purpose Paradox” tak samo, jak my cieszyliśmy się podróżą aż do końcowego rezultatu. Nie możemy się też doczekać, aż będziemy mogli wykonać utwory z albumu na żywo”.
I pozostaje tylko czekać czy nie zagrają gdzieś w Państwa okolicy. I pomyśleć, że prawie umknęła mi ta płyta w zeszłym już roku.