Całkiem przypadkowo natknąłem się na płytę zupełnie nieznanego mi dotąd artysty o dosyć tajemniczym przydomku - Captain Of The Lost Waves. Płyta wydała mi się na tyle piękna, że postanowiłem nieco poszperać w internecie i znaleźć informacje o tym muzyku. Jest Anglikiem i nazywa się Shaun T. Hunter. Okazuje się się, że w branży muzycznej zaistniał już 20 lat temu wydając debiutancki album ''Flying Not Falling''. Pod właściwym imieniem i nazwiskiem nagrał jeszcze dwie płyty: ''The Great Departure'' (2007) i ''Still Talking Scribble'' (2010). W międzyczasie ukazał się zapis fragmentów kameralnych koncertów firmowany nazwą Quiet Rebellion, a zatytułowany ''Thinnest Hopes Magnified” (2009). Po czym Shaun zamilkł na siedem lat i powrócił albumem ''Hidden Gems'' , ale już jako Captain Of The Lost Waves. Jak się okazało, był to też początek tryptyku, którego kolejne części ukazały się w 2019r. (''Hidden Gems Chapter 2 – Circus Of Morality'') i 2022r. (''Hidden Gems Chapter 3 – Mysterium Tremendum”). W międzyczasie na rynku pojawiła się jeszcze płyta - ''Synthesis'' (2018). Wszystkie te pozycje oscylowały gdzieś pomiędzy art i prog rockiem, a muzyką popową i osadzone były w korzeniach folkowych. Trzeba przyznać, że to ciekawe połączenie. Jeśli ktoś lubi Big Big Train, Barock Project, The Decemberists czy Benjamina Gibbarda i Alice Strange, to z całą pwwnością będzie ukontentowany twórczością Shauna T. Huntera vel Captain Of The Lost Waves.
W 2022 roku, po wydaniu trzeciej części ''Hidden Gems'', Shaun wraz z rodziną udał się do Stanów Zjednoczonych, gdzie uległ bardzo ciężkiemu wypadkowi samochodowemu. I właśnie podczas rekonwalescencji (i po przyjęciu niebywałej ilości środków przeciwbólowych i innych lekarstw) powstał cudowny album zatytułowany ''Beautiful Ugly''. Trudno jest zaszufladkować tę płytę, a jeszcze trudniej ją opisać, bo za każdym razem, gdy jej słucham odbieram ją inaczej. Jest na pewno głęboko refleksyjna i na swój sposób bardzo nastrojowa. Gdyby nie przepiękne klawisze w tle moglibyśmy powiedzieć, że to w pełni akustyczne dzieło, co bynajmniej nie przeszkadza w odbiorze, a być może jest ogromną zaletą całego materiału. Shaun wciąga nas w swój świat, który jest wart wiele więcej niż blask niejednej gwiazdy. Widziany przez deszcze brokatu, kalejdoskopowe rozbłyski obiektywów i w tęczach odbitych w milionie kałuż, Kapitan Zagubionych Fal opowiada historie, które łączą się z przeszłością, dotykają teraźniejszości i wybiegają ku przyszłości. Śpiewa, gra na gitarach, bouzouki i mandolinie. Wspierają go Damian Clark na syntezatorach i Wendy Ross na skrzypcach. Kapitan bierze swoje alternatywne folkowe korzenie i przenosi je do czegoś zupełnie innego, co wprowadza zarówno progresywną, jak i ambientową stylizację. To, co jest tak ogromnie imponujące w tym wydawnictwie, to prezencja człowieka. Stworzył on wirujący pejzaż dźwiękowy, w którym znajduje się w samym centrum, w jakiś sposób nasycając poczucie bycia w świecie tutaj i teraz, w którym obecność jest często ulotna i przemijająca. Jest tam głęboko zakorzeniony, a muzyka brzmi momentami eterycznie i magicznie, jak pajęczyna pasm połączonych ze sobą w niesamowity sposób. W każdej chwili byłoby to niezwykłe uwolnienie, ale wiedza o tym, przez co przechodził, sprawia, że jest to naprawdę coś niesamowitego i dającego do myślenia. Opisując muzykę często przywołuje się metaforyczny blender. Jest to szczególnie prawdziwe w przypadku muzyki progresywnej, w której różne style są często mieszane ze sobą. W przypadku albumu "Beautiful Ugly" składniki są dosyć zróznicowane. Słychać tu ekspresyjny ambient, rozmarzony art pop, pastoralny prog i domieszkę folku. Rezultatem jest pyszna mieszanka zawarta w 9 utworach trwających łącznie 41 minut i 15 sekund.
Zaczynamy od ''Obsidian Whispers''. Kapitan oprowadza nas w nim po królestwie nihilizmu i cynizmu. Pejzaże dźwiękowe stworzone przez Clarka są niezwykle klimatyczne, a praca gitary akustycznej stanowi tło dla unikalnego głosu. Bardzo mocny start. "Dirty Windows" lirycznie zabiera nas do starożytnego Bliskiego Wschodu i do Tory widzianej przez pryzmat ''brudnego'' okna naszej współczesnej wrażliwości, które zniekształca wiele ponadczasowych prawd. Głos jest tu nieco żałosny, a instrumentacja delikatnie obmywa nas sumeryjskimi pejzażami. Gitara przypomina mi nieco utwór ''Crazy Lane'' zespołu RPWL i dlatego ta kompozycja jest tak bliska memu sercu. No i te fantastyczne smyczki... W ''Success In Failure'' głos Shauna jest doskonałym przykładem jak potężne słowa mają rozbrzmiewać w zmysłach słuchacza bez potrzeby krzyczenia. Jest to swoista medytacja nad naszymi pojęciami o tym, co składa się na sukces i porażkę, ale również (jak sądzę) piosenka o głębokiej miłości, zwłaszcza gdy śpiewa "najbardziej naturalną rzeczą, jaką mogę zrobić, to objąć cię w ramionach". Przejmujące i piękne, a w tle kojące klawisze. ''Gothic Balladeer' 'odnosi się do Jazadów - kurdyjskiej grupy, która wiele wycierpiała podczas kalifatu Państwa Islamskiego. To piosenka o tym, jak rzeczywistość może być wypaczona przez percepcję, zwykle celowo zasianą, ale dzięki przekazom niesionym przez starą balladę nie pozwala nam zapomnieć o prawdach wieków. Wendy ze swoimi skrzypcami błyszczy w tym utworze, a jej smyczek emanuje smutkiem z powodu śmierci jednego lub miliona ludzi, z których każda jest tragedią. Damian zapewnia niezbędny pejzaż dźwiękowy unoszący się ponad głosem i gitarą Kapitana. ''Older'' podkreśla fundamentalne elementy brzmienia COTLW, a subtelna praca gitary, urocze wkłady bouzouki i skrzypiec tworzą wprost niebiańskie akordy. Na osobną uwagę zasługują wspaniałe melodie wokalne, które w wysokim rejestrze mają intensywność Petera Nichollsa (IQ), a w dolnym przywodzą na myśl spokojnego Petera Hammilla... Lirycznie jest to refleksja Shauna nad dotychczasowymi doświadczeniami życiowymi, przypomnienie porażek i sukcesów oraz podziękowanie za to, gdzie w tym momencie się znajduje. ''A Joyful Disturbance'' odnosi się do ''mamihlapinatapai'' - słowa pochodzącego z Ameryki Południowej, o którym mówi się, że jest jednym z najtrudniejszych do przetłumaczenia na naszej planecie. No ale od czego mamy niezawodną Wikipedię? Napisano w niej, że oznacza ono "spojrzenie, które bez słów dzieli dwoje ludzi, którzy chcą coś zainicjować, ale żadne z nich nie chce zacząć". Nie dostaniecie tego w typowej piosence Taylor Swift, prawda?! Musi odnosić się to do ukochanej żony Kapitana, z myślami o starożytnych i współczesnych godach lub rytuałach miłosnych, w tym o stosowaniu egzotycznych farmaceutyków, ale sednem jest oddanie się tej podstawowej więzi między dwojgiem ludzi, czegoś, czemuś błogo cieszył się przez te wszystkie lata. To wspaniała piosenka miłosna, w której głosy i syntezatory łączą się w rytualne święto. “Vesper Flights'' może nawiązywać do dzieła Helen McDonald o tym samym tytule, które jest transcendentnym zbiorem esejów na temat naszej relacji ze światem przyrody. Muzycznie jest to przepiękna kompozycja z lekką symfoniczną aranżacją, która przenosi nas wprost na zozkwieconą polanę w środku zielonego lasu, gdzie wszystko jest cudownie spokojne i na swoim miejscu. Niesamowicie się tego słucha... ''Neighbourhood'' to utwór o tym, że czasami jesteśmy sprzecznościami. Nie urodziliśmy się obcymi, a jednak czujemy się niezbyt swojo w jakimś miejscu. Stworzeni zostaliśmy nie tylko po to, by przyjmować rozkazy, ale również po to by kwestionować złe decyzje. Cała piosenka jest pełna tęsknoty, niektóre dźwięki są orkiestrowo potężne, a jednocześnie niedopowiedziane. I tak oto doszliśmy do ostatniego utworu na płycie, którym jest tytułowy ''Beautiful Ugly''. Tekstowo ponownie nawiązuje on do sprzeczności, takich jak owa piękna brzydota. Muzycznie to trochę wybudzenie z transu, w który wprawił mnie Sahaun poprzednimi kompozycjami…
Siła "Beautiful Ugly" polega na tym, że wszystkie piosenki są w miarę wymienne i nie są zmącone psychodelicznymi zwrotami akcji czy dzikimi akordami. Niech utwory takie jak "Dirty Windows", ''Older'' czy "Vesper Flights'' będą po prostu piękne, a cała reszta świetnie się do nich dopasuje, tworząc niesamowity klimat i wyjątkowy nastrój. Uwielbiam, gdy natrafiam na coś tak pięknego, nie znając wcześniejszej twórczości artysty. To taki bonus od życia za cierpliwość i ciągłe poszukiwania czegoś nowego. Już dawno nie słyszałem tak cudownej muzyki i jestem wdzięczny, że mogłem uczestniczyć w tej jakże niesamowicie wspaniałej wędrówce po najcudowniejszych zakątkach muzycznego kosmosu. Dotknąłem tego artyzmu, przytuliłem do serca i będę to uczucie pięlęgnował już zawsze.
Gorąco polecam album "Beautiful Ugly" wydany pod egidą Captain Of The Lost Waves - artysty, który jest kimś wyjątkowym, zupełnie niepodobnym do nikogo innego i jednocześnie tak bardzo przystępnym dla każdego, kto poświęci mu chwilę uwagi. Fascynująca płyta...