Czasem noc nieśpiesznie nakłada na powieki okowy snu. Błądzimy myślami po labiryncie zdarzeń, które ukształtowały przemijający dzień. Ciemność układa się miękko niczym leniwy kot, mruży oczy i pręży jedwabiste ciało. Nadchodzi czas na muzykę… Niektórych historii nie da się opowiedzieć w kilku słowach. Nie można ich uprościć do paru zwyczajnych zdań, zdemontować piękno historii banałem streszczenia. Tym bardziej, że ta garść wspomnień dotyczyć ma legendy.
Tak, zespół Believe zasługuje na to miano. Powstał w 2004 roku w Warszawie z inicjatywy niekwestionowanego mistrza gitary i kompozytora - Mirka Gila. Były muzyk Collage zaproponował swoim kolegom z zespołu - Tomkowi Różyckiemu i Przemkowi Zawadzkiemu, aby towarzyszyli mu w jego nowym projekcie. Skład uzupełnili Vlodi Tafel (perkusja), Adam Miłosz (klawisze) i znakomita japońska skrzypaczka Satomi. Taki line-up ukazał się na okładce pierwszego albumu grupy „Hope To See Another Day” z 2006 roku. Rok później muzyka zespołu ukazała się na ścieżce dźwiękowej do gry „Wiedźmin”, a w 2008 światło dzienne ujrzała ich druga płyta studyjna - „Yesterday Is A Friend”. Warto wspomnieć, że swoją obecność zaznaczyło tu jeszcze dwóch artystów: gitarzysta Winicjusz Chróst (solówka w „What They Want (Is My life)”) oraz Karol Wróblewski (flet). Zespół dużo w tym czasie koncertował. W tym czasie odszedł z grupy Różycki i Miłosz, a przy mikrofonie stanął młody, utalentowany muzyk Karol Wróblewski. Nowy album, „The Bread Is Mine”, został wydany w 2009 roku nakładem Metal Mind Productions. Kolejna płyta studyjna, „World Is Round”, pojawiła się w 2011r., a wraz z nią nowe nazwiska w zespole, czyli Konrad Wantrych (instrumenty klawiszowe) i Tomek Osiecki (dilruba, sitar). „The Warmest Sun In Winter” ukazało się w 2013 roku. Na kolejny album studyjny trzeba było czekać aż do 2017 roku. „VII Widows” zdobiły nazwiska pięciorga artystów, którymi byli: Mirek Gil (gitara), Łukasz Ociepa (wokal), Satomi (skrzypce), Przemek Zawadzki (bas) i Robert Kubajek (perkusja). Od tego albumu mięło siedem, długich lat. Przez ten czas formacja dowodzona przez Mirka Gila zmieniła skład. Na miejscu Łukasza Ociepy pojawił się Jinian Wilde (King Crimson, David Cross), a zamiast Roberta Kubajka za perkusją zasiadł Maciej Caputa.
22 listopada tego roku ukazało się najnowsze dzieło Believe, nagrane w wyżej wymienionym składzie. „The Wyrding Way” zawiera pięć nowych kompozycji, które trwają łącznie 63 minuty. Album otwiera najdłuższy utwór na płycie - „Hold On” (21’22’’). Dźwięk skrzypiec wtapia się w klawiszowy, miarowy motyw, by stanowić doskonałe tło dla wokalu Wilde’a. W linii tworzonej przez instrumenty klawiszowe i smyczki tkwi prostota i piękno. Solówka Mirka Gila nadaje całości koronkowej ornamentyki i finezji. I nie może być inaczej. Mirek zawsze potrafił zaklinać słuchaczy brzmieniem swojej gitary. Nie bez powodu moimi ulubionymi albumami Collage zawsze będą „Baśnie” i „Moonshine”. Dlatego cieszę się ogromnie z każdego projektu Mistrza, niezależnie jakim jest naznaczony szyldem, z każdej płyty, a jest ich już przecież kilkanaście. Kompozycja „Hold On” ukazuje potencjał wszystkich muzyków. Satomi rozpościera skrzydła aniołom, karmi ich dusze uduchowionym śpiewem wydobywającym się z każdym pociągnięciem smyczka przesuwającego się po strunach jej instrumentu. To niesamowita skrzypaczka - absolwentka Uniwersytetu Soai i Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie, laureatka Konkursu im. Karola Szymanowskiego w Łodzi (1997 – III miejsce) i zmysłowa czarodziejka. Wokal Jiniana Wilde’a jest natchniony jak muzyka. Czuje się każdą komórką i atomem ciała i duszy, że Jin śpiewał „od zawsze”, że koi muzycznym opatrunkiem młodzieńcze serce. I jest w centrum progresywnego świata, tworzy go swoim sensualizmem, talentem i mocą. Płynie w takt muzyki. Kocha ją i oddaje jej swoje wnętrze.
„Wicked Flame” sprowadza wszystkie dźwięki do jednego centrum. Scala je w muzyczną, absolutną kwintesencję zbrodni namiętności, uczuć i szaleństwa. Jest to konglomerat sztuki i zmysłowości. Jest to droga do osiągnięcia doskonałej równowagi. Do celu.
„Shadowland” drąży ścieżki w ciemności. Przytłumione tło, spokój, nostalgia i czas. Czas, który nie jest granicą, nie jest „krzykiem w ciemności”. Stanowi natchnienie do wędrówki wstecz, do miejsc, gdzie zakotwiczyły ludzkie namiętności. Muzyka płynie w doskonałej harmonii. Skrzypce spajają się miękko z gitarą. Głos Wilde’a wspina się o oktawę, zespala z tematem. Nie ma tu miejsca na chwile zadumy. Jest barwny wachlarz brzmień, ekwilibrystyczna precyzja gitary, bogactwo wersów pisanych przez bas i perkusję, jest rdzeń wzmocniony progresywną platyną.
„By My Tears” upaja słuchaczy przemyślaną i subtelną aranżacją. Czaruje nieskrępowaną wolnością melodii i kolorowym pakietem pomysłów. Muzyka otwiera wrota do innego świata. Krople deszczu, łzy słońca, tęcza prowadząca w nieskończoność, do różanego ogrodu myśli i pragnień.
„Shine” - ostatni utwór na płycie - jest jak brama prowadząca do innej krainy, wrota do „siódmego nieba”. Kompozycja nawiązuje do czasów w których powstało „Moonshine” Collage. Eteryczna klamra łącząca przeszłość z przyszłością. Muzyczne spoiwo dwóch światów. Wspaniałe zakończenie ozdobione smyczkowym ornamentem.
Believe… Believe… Believe… „The Wyrding Way” - wspaniały album, progresywna perełka, esencja piękna. Jak dobrze, że są takie płyty: małe dzieła sztuki, choć tak naprawdę wielkie...