Warszawski zespół Believe jest doskonale znany słuchaczom MLWZ, gdyż jego nagrania niejednokrotnie gościły na antenie naszej audycji. Na czele zespołu stoi Mirek Gil – były gitarzysta Collage. „World Is Round” jest czwartym studyjnym albumem tego zespołu. I kto wie, czy nie najlepszym w całym jego dorobku.
Płytę rozpoczyna zaledwie półminutowa pierwsza część tytułowego utworu stanowiąca intrygujący wstęp do całości. Następujący po nim utwór „No Time Inside” jest nieco monotonny i mroczny. Grze Mirka brakuje w nim charakterystycznego ciepła. To trochę inny Believe niż ten, do którego mieliśmy okazję się przyzwyczaić. Dużo ciekawiej natomiast prezentuje się druga część utworu tytułowego. Ładne motywy gitarowe i brzmienia melotronowe w tle powodują, że tego słucha się go z prawdziwą przyjemnością. Jest to zarazem pierwszy bardzo mocny punkt płyty. Utwór zachwyca także pięknym brzmieniem skrzypiec (Satomi). Trochę szkoda, że tak szybko się kończy, bo „World Is Round part 2” mógłby trwać dłużej, chociażby i 10 minut. „Cut Me Paste Me” to trochę intensywna jazda momentami śpiewana zniekształconym głosem przez Karola Wróblewskiego. Po spokojnym początku mamy dawkę solidnego hard rocka. Dopiero w samym środku utworu mamy odmianę w kierunku czegoś bardziej melodyjnego i miłego do posłuchania. Na szczęście nagranie to trwa dość krótko, by ustąpić miejsca ładniejszemu „Lay Down Forever”. Tu mamy prawdziwy przykład symfonicznego grania dzięki znakomitej współpracy skrzypiec, gitary i syntezatorów obsługiwanych przez nowego człowieka w zespole, Konrada Wantrycha. Momentami nasuwają się skojarzenia z późniejszymi płytami Collage („Moonshine” i „Safe”). Kolejny utwór, „Bored”, nie wydaje się zanudzać słuchacza, jak to sugeruje tytuł. Dzięki świetnemu zgraniu instrumentów, tego nagrania słucha się też z przeogromną przyjemnością. I wydaje mi się, że momentami przypomina ono z kolei początki Collage. Nic dziwnego, że Mirek Gil tak często nawiązuje do swojego poprzedniego zespołu. Tylko brzmienie perkusji nie jest aż tak porywające – w końcu Vlodi to nie Wojtek Szadkowski. Choć i tak jego gra plasuje się na naprawdę wysokim poziomie. A już ta wspaniała gitara pod koniec… to jest to! „So Well” w dużym stopniu nawiązuje do twórczości zespołu Riverside. „Guru” to bardzo rytmiczna kompozycja, ale moim zdaniem jest to jeden z mniej udanych fragmentów płyty. Zagrany trochę jakby bez przekonania. „New Hands” zapowiada się bardzo dobrze dzięki akustycznemu wstępowi. Tu gra Vlodiego na perkusji jest zdecydowania bardziej przekonująca. Czy to dlatego, że zespół zadedykował to nagranie właśnie Vlodiemu Tafelowi? Jest to kolejny bardzo mocny punkt płyty, zagrany z dużą dawką wigoru. Karol Wróblewski śpiewa tu momentami prawie jak Robert Amirian. Płytę kończy blisko 10-minutowy „Poor King Of Sound / Return” rozpoczynający się hinduskim motywem – brzmieniem sitaru, na którym gościnnie zagrał Tomek Osiecki. Właśnie to brzmienie zabiera słuchacza w orientalną podróż. Po chwili sitar ustępuje miejsca pozostałym instrumentom. Mamy tu piękne brzmienie skrzypiec oraz znakomite solówki gitarowe. Mimo iż ta kompozycja trwa prawie 10 minut, nie ma wrażenia przynudzania dzięki bardzo ciekawym aranżacjom. Płytę kończy delikatny motyw fortepianowy, będący ukoronowaniem tej najdłuższej na płycie kompozycji.
Cały album jest znakomicie zgrany, nie ma tu dominowania lidera, Mirek usunął się gdzieś w cień, a wszyscy muzycy starają się tworzyć monolit, co niewątpliwie wyszło tej płycie na dobre. Fakt, iż Believe to nie Collage, ale mamy świetnie rozwijającą się jedną z odnóg tego legendarnego zespołu. Może to nie będzie płyta roku, ale płyta „World Is Round” to jedna z poważniejszych kandydatek do pierwszej 10-tki najlepszych polskich albumów 2010 roku.