Ark - Wild Untamed Imaginings

Artur Chachlowski

ImageDziś opowiem Wam o zespole Ark. Ale nie tym Ark z Jornem Lande, a o formacji nieco starszej wiekiem, pochodzącej z Wielkiej Brytanii, z… Johnem Jowittem na basie.

To był 1988 rok. O tym popularnym basiście (Jadis, Arena, IQ, Frost*, Neo) usłyszałem wtedy po raz pierwszy. W ręce wpadł mi wówczas winylowy minialbum „The Dreams Of Mr. Jones” „młodych progresywnych”, bo tak się wtedy nazywało grupy, które rodziły się, jak grzyby po deszczu na fali popularności zespołu Marillion. Jako, że chłonąłem wtedy wszystko, co tylko „marillionowskie” rodziło się pod słońcem, zapałałem sporym entuzjazmem do tego wydawnictwa i do tego zespołu. Zresztą wspomniany winylowy krążek grupy Ark wciąż stoi u mnie na półce i nadal darzę go przeogromnym sentymentem, od czasu do czasu odsłuchując sobie z niego sympatyczne utwory „Gaia”, „Through The Night” czy „Powder For The Gun”.

Zespół Ark tworzyli wówczas: Steve Harris (g), John Jowitt (bg), Anthony Short (v), Pete Wheatley (g) oraz David Robins (dr). Dziś, niemal ćwierć wieku po tamtym wydawnictwie, trzymam w ręku kompaktowy krążek grupy Ark, która powraca w prawie niezmienionym składzie. Jedynie za zestawem perkusyjnym jest nowy człowiek: znany Słuchaczom i Czytelnikom MLWZ z formacji Darwin’s Radio, Tim Churchman. Aż dziw bierze, że zespół ten reaktywował się po tak długiej przerwie (wprawdzie na początku lat 90., w atmosferze nieustających zmian personalnych ukazały się dwa kompaktowe krążki – tak zwany „czarny” i „biały” album – ale miały one raczej charakter wydanych domowym sumptem demówek i w ogóle nie trafiły do ogólnoświatowej dystrybucji) i teraz, na wydanej nakładem ProgRock Records płycie pt. „Wild Untamed Imaginings”, przypomniał swoje najstarsze kompozycje (między innymi ze wspomnianego przeze mnie minialbumu aż trzy utwory: „Gaia”, „Kaleidoscope” i „Nowhere’s Ark”) nagrane na nowo i poddane nowemu masteringowi. Trzeba przyznać, że aranżacje zachowały się niemal niezmienione, dzięki czemu cały album „pachnie” prog rockowym brzmieniem charakterystycznym dla angielskiego prog rocka lat 80. Jeżeli istnieje coś takiego, jak suma cech muzyki typowej dla zespołów pochodzących z Anglii, to „Wild Untamed Imaginings” jest pod względem stylistycznym i brzmieniowym albumem na wskroś „angielskim”.

Jeśli ktoś nigdy nie słyszał o grupie Ark i nie zna jej muzyki, temu od razu powiem, że jest ona mieszanką hard rocka, prog rocka i folku, a pierwszoplanową w niej rolę odgrywają gitary oraz gitarowe syntezatory, a nie, jak można byłoby przypuszczać, rozbudowane partie instrumentów klawiszowych. Poszczególne utwory mają formę zgrabnych rockowych, często bardzo melodyjnych, piosenek, od czasu do czasu zabrzmi gdzieś flet (polecam chyba najbardziej folkowy utwór na płycie – „Flagday”). Z kolei na przeciwnym biegunie znajdują się takie nagrania, jak „Boudicca’s Chariot” i „Change Pt.2”, które mogłyby być reprezentatywne dla nurtu „new wave of British heavy metal”. Nurt neoprogresywny z kolei, ale ten z okolic marillionowskiego przeboju „Market Square Heroes”, słychać za to wyraźnie w utworach „Kaleidoscope”, „Gaia” i „New Scientist”.

W „New Scientist”, a także w moim zdecydowanie ulubionym na płycie nagraniu „Eight Deadly Sins”, najwyraźniej odzywają się echa muzyki It Bites. W obu nagraniach wokaliście towarzyszy miły dla ucha chórek dzieciaków nazwany w książeczce „The Kid’s Chorus”, a składający się z… dzieci członków zespołu. Ta bardzo sympatyczna sprawa potwierdzająca wielopokoleniowość dobrej art rockowej muzyki.

Mamy na tej płycie także solidne ballady, jak „Hagley” i „So You Finally Made It” (to kolejny bardzo mocny punkt programu albumu) oraz porywający rocker „Nowhere’s Ark”, który zapewne doskonale sprawdza się w trakcie występów na żywo, do których notabene grupa Ark niedawno powróciła. Jednak jako finałowe nagranie na tym albumie utwór ten wypada co najwyżej… średnio. Osobiście umieściłbym na końcu płyty nagranie „Kaleidoscope”. O wiele lepiej spełniłoby ono rolę symbolicznej kropki nad „i” tego interesującego zestawu.

„Wild Untamed Imaginings” to w sumie bardzo niespodziewana płyta. Nie przypuszczałem już, że zespół Ark – zdaję sobie sprawę, że przecież nie wybitny i wcale nie najbardziej reprezentatywny dla zjawiska określanego w latach 80. „odrodzeniem progresywnego rocka” – powróci do czynnej działalności. Ale z wielu względów, nie tylko sentymentalnych, ten come back ucieszył mnie bezgranicznie. Bo „Wild Untamed Imaginings” to rzecz, której słucha się z prawdziwą przyjemnością. Szczególnie, gdy darzy się sentymentem nieco „naiwnie” brzmiące, pop/progowe, typowo angielskie klimaty sprzed ćwierć wieku. Ciekawe, czy ciąg dalszy nastąpi? Bardzo bym tego chciał…

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!