Believe - This Bread Is Mine

Artur Chachlowski

ImageCzekaliśmy, czekaliśmy i wreszcie doczekaliśmy się… Jest. Ukazał się nowy, trzeci w dorobku grupy Believe album zatytułowany „This Bread Is Mine”.

Sporo zmieniło się w zespole od czasu wydania poprzedniej płyty. Nie ma już w składzie wokalisty Tomka Różyckiego. Zastąpił go Karol Wróblewski. Zrezygnowano też niemal całkowicie z instrumentów klawiszowych. Zastąpiła je wiolonczela (gra na niej Paulina Druch), która wspólnie ze skrzypcami Satomi stanowi mocną, nad wyraz dobrze prezentującą się i, powiem to trochę uprzedzając wypadki, niespodziewanie nadającą ton nowemu wcieleniu zespołu, sekcję smyczkową.

Jak zmiany te przełożyły się na muzykę Believe? Po pierwsze nowy wokal, tak różny przecież od nosowego głosu Tomka Różyckiego, to element, który rzuca się w uszy dosłownie od pierwszej frazy śpiewanej na płycie „This Bread Is Mine”. Barwy głosów obu panów są zdecydowanie różne. Ale nie chcę oceniać, który z wokalistów jest lepszy, albo który bardziej pasuje do muzyki Believe. Dość powiedzieć, że Karol nieźle wpasował się w stylistykę zespołu i jego śpiew nie powinien stanowić żadnego szoku dla sympatyków tego warszawskiego zespołu. Ale jeśli mogę trochę powybrzydzać, to wydaje mi się, iż nie zaśpiewał on na płycie „This Bread Is Mine” pełną piersią. W kilku momentach, nie tylko w niektórych fragmentach „Darkness” mógłby, a nawet powinien, zaśpiewać nieco mocniej i bardziej zdecydowanie. Nad brawurę wyraźnie woli on jednak przedkładać zachowawczość, by nie rzec: pewnego rodzaju przewidywalność. Czyżby odrobinę  zjadła go debiutancka trema?...

A rezygnacja z instrumentów klawiszowych? Powiem tak: na kilka tygodni przed oficjalną premierą płyty miałem okazję wysłuchać utworu tytułowego. Ma on dość nietypową konstrukcję. Praktycznie cały oparty jest na gitarowych riffach. Daje to bardzo szorstki efekt potęgowany przez surowe, gitarowe brzmienie, które na szczęście niesłusznie kazało mi podejrzewać, że zespół Believe na skutek fascynacji jego lidera, Mirka Gila, rockową-riffową techniką gry na gitarze, zmienia swe oblicze i przesuwa się niebezpiecznie w stronę heavy metalu. Na szczęście, powtarzam: na szczęście, nic podobnego się nie stało. Po kilkakrotnym wysłuchaniu płyty mogę wręcz powiedzieć, że „This Bread Is Mine” to zdecydowanie najspokojniejszy album w dorobku zespołu. Nieobecność klawiszy kompensowana jest wspomnianą już przeze mnie rozbudowaną sekcją smyczkową (świetnie słychać to w utworze „Mother”) oraz obfitością dźwięków akustycznych gitar i fletów. Najlepszymi tego przykładem są: otwierająca płytę miniaturka „The Years”, finałowy utwór „Silence”, pewne fragmenty świetnej, mojej ulubionej kompozycji na płycie, „Tales From Under The Tree”, a także na wskroś akustyczny utwór „AA”.

Warto wyróżnić też rozbudowany (6 minut 5 sekund) i najbliższy prog rockowym korzeniom zespołu utwór „Problems Rise”. Mirek popisuje się w nim przepięknym gitarowym solo, które – jako jeden z nielicznych fragmentów płyty – przywodzi na myśl grupę Collage. Nagranie to jest, obok „Tales From Under The Tree”, najmocniejszym punktem programu całej płyty. Podoba mi się jeszcze utwór „This Is Life”. Ze względu na momentalnie wpadającą w ucho żywą melodię refrenu, to murowany kandydat na przebój. Believe na liście przebojów Programu Trzeciego albo Radia Złote Przeboje? Dlaczego nie? Może warto byłoby odpowiednio podlansować ten utwór?

No i czas na podsumowanie. Believe jest dziś nieco innym zespołem niż ten, który znaliśmy do tej pory. Na płycie „This Bread Is Mine” nastapiło wyraźne odcięcie collage’owskiej pępowiny i zespół poszedł do przodu prężnym krokiem po wytyczonych przez siebie nowych ścieżkach. Po pierwszych przesłuchaniach wydawało mi się, że na nowym albumie Believe cierpi na „syndrom późnego Marillionu”. Wydźwięk całej płyty wydawał mi się zbyt spokojny, chwilami wręcz usypiający, a nowy wokalista swoją monotonną artykulacją hipnotyzował niczym mistrz terapii psychoanalitycznej. Lecz po jakimś czasie zacząłem zauważać coraz większe natężenie ciekawych linii melodycznych, które początkowo zlewały mi się w dość sennie brzmiącą papkę. Coraz bardziej zaczęły zachwycać mnie skrzypcowe partie Satomi, która nie wybiegając niepotrzebnie przed szereg, a raczej działając ciągle gdzieś z drugiego planu, najwyraźniej stała się drugim po Gilu filarem brzmienia grupy. Byłem pod coraz to większym wrażeniem dyskretnie operującej sekcji rytmicznej: Przemysław Zawadzki (bg) – Włodzimierz Tafel (dr). Wreszcie, po kliku dniach intensywnego słuchania tej płyty, olśniło mnie i teraz mogę to już jednoznacznie stwierdzić, że album „This Bread Is Mine”, choć na odległość emanuje z niego spokój i melancholia, jest o wiele bardziej interesujący, i to zarówno z kompozycyjnego, wykonawczego, jak i instrumentalnego punktu widzenia, od którejkolwiek z ostatnich płyt pewnego zespołu, który przecież większość muzyków tworzących aktualny skład Believe uważa za swoich mistrzów. Niniejszym odwołuję więc zarzut o nudny „syndrom późnego Marillion” i ogłaszam wszem i wobec: dzięki płycie „This Bread Is Mine” uczeń przerósł mistrza. Popularnością w skali makro być może nie, ale pod względem poziomu artystycznego płyty – na pewno.

„This Bread Is Mine” to dobry, spokojny album… Wydaje mi się, że najlepszy, a z pewnością najbardziej oryginalny, w dorobku zespołu.

PS. Za mastering płyty „This Bread Is Mine” odpowiedzialny jest Andy Jackson, który ma na koncie współpracę z Pink Floyd i Davidem Gilmourem. Przyznam szczerze, że efekt jego pracy nie stanowi według mnie jakiejś specjalnej wartości dodanej do muzyki Believe. Ot, jest co najwyżej dobrym chwytem marketingowym, o czym na koniec niniejszej recenzji lojalnie Wam donoszę. Bo im więcej słucham tej płyty, tym nabieram coraz większej pewności, że dobra muzyka jest w stanie obronić się sama. Bez żadnych niepotrzebnych PR-owskich tricków.
MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok