Dilemma - Random Acts Of Liberation

Artur Chachlowski

To jedna z ostatnich ważnych tegorocznych płyt z muzyką progresywną. A zarazem jeden z najbardziej intrygujących powrotów po wielu latach milczenia. Debiutancki album zespołu Dilemma ukazał się w 1995 roku nakładem popularnej wówczas i nieistniejącej już od wielu, wielu lat wytwórni SI Music. Założony przez wokalistę Butlera i pianistę Robina Z (Zuidervelda) nie przetrwał zawirowań personalnych i finansowych, jakie napotkał na swej drodze. Rozpadł się podczas pracy nad drugą, niewydaną nigdy płytą i wydawało się, że słuch o Dilemma zaginął na zawsze. Tymczasem w październiku br. w mocno zreformowanym składzie z perkusistą Colinem Leijenaarem (Kayak, The Neal Morse Band), wokalistą Declanem Burke’em (Frost*, Darwin’s Radio), gitarzystą Paulem Crezee’em i basistą Erikiem van der Vliesem oraz jedynym ‘starym’ członkiem grupy – keyboardzistą Robinem Zuiderveldem na pokładzie, ukazał się nowy, rewelacyjnie brzmiący, album zatytułowany „Random Acts Of Liberation”.

Bez wątpienia jesteśmy świadkami premiery jednego z najciekawszych albumów tego roku z muzyką pop/power progresywno-rockową oraz z wybitnie neoprogresywnym twistem. Płyta spodoba się tym wszystkim, którzy cenią sobie twórczość Neala Morse’a oraz grup Arena, Sylvan czy Spock’s Beard. Jest na niej wszystko, co tylko może spodobać się sympatykom nowocześnie brzmiącego prog rocka. Są na niej świetne melodie, chwytliwe refreny, a mieniące się kolorami muzycznej różnorodności utwory są po prostu świetnie skomponowane i wykonane po mistrzowsku. W efekcie, pomimo aż 72 minut muzyki pomieszczonej na tym krążku, nie ma w niej ani miejsca, ani też czasu na nudę czy choćby najmniejszy ślad znużenia.

Robinowi Zuiderveldowi, który jest jedynym personalnym łącznikiem pomiędzy starym i nowym wcieleniem grupy, zmieniając całkowicie skład grupy Dilemma udało się wywołać niezwykły efekt synergii. Najlepszym tego przykładem jest utwór „Intervals”. Otóż, wokalista Declan Burke, którego śpiew na „Random Acts Of Liberation” stanowi sporą wartość dodaną, przyniósł ze sobą tę właśnie kompozycję, którą pierwotnie zamieścił na wydanej dwa lata temu swojej solowej płycie „Book Of Secrets”. I o ile utwór ten nie wyróżniał się tam niczym szczególnym, to w wykonaniu grupy Dilemma nabrał prawdziwej mocy i zyskał sobie nowe muzyczne życie.

Ale nie tylko przy tej jednej kompozycji ręce same składają się do oklasków. Otwierające album, a zarazem będące pierwszym singlem, nagranie „The Space Between The Waves” oferuje prawdziwie wybuchowe otwarcie z częstymi zmianami rytmicznymi oraz ze świetnym, błyskawicznie zapadającym w ucho tematem melodycznym. „Amsterdam (This City)” to rodzaj hardrockowej piosenki, lekko nasączonej elektroniką oraz opartej na fortepianowym podkładzie a’la wczesny Marillion. Trzeci utwór na płycie, „Aether”, to piękna progrockowa ballada, na pewno jedna z najładniejszych, jakie ukazały się na płytach z datą 2018 na okładce. Czuć w niej klimat nagrań Marillion, Neala Morse’a, a także grupy Darwin’s Radio.

„All That Matters” jest szybko zapadającą w pamięć piosenką wykonaną z charakterystycznym dla brytyjskiego prog rocka podejściem (kłania się IQ, It Bites i Kino), a zaraz po niej następuje epicka, 12-minutowa kompozycja „The Inner Darkness”. Nie tylko ze względu na swoje rozmiary, ale przede wszystkim na rozległe nawiązania do twórczości supergrupy Transatlantic, jest ona zdecydowanie wyróżniającym się fragmentem tego wydawnictwa. Zachwycają w niej piękne, zazębiające się ze sobą melodie oraz powracające ze zdwojoną siłą tematy. „Dear Brian” to kolejna bardzo miła, tym razem akustyczna, rockowa ballada, podczas gdy „Prodigal Son” to nieco bardziej poprockowy utwór z aranżacjami, które przywodzą na myśl grupę Frost*, a syntezatorowa solówka umieszczona w jego połowie to głęboki ukłon w stronę Tony’ego Banksa, tak z okolic genesisowskiego albumu „Duke”.

Na co jeszcze warto zwrócić uwagę w programie płyty „Random Acts Of Liberation”? Na pewno na krótkie, ledwie dwuminutowe interludium „Spiral Pt. II”, jednoznacznie zaadresowane do neoprogresywnej publiczności nagranie „Openly” oraz na przeuroczy utwór „Play With The Sand” z niesamowicie sugestywną narracją dziecka wprowadzającą w nurtujący klimat tej lirycznej kompozycji. Jest jeszcze jedno wyróżniające się nagranie – „Wonder (Not Of My Own)”, które jakże wspaniale zamyka program tej bardzo interesującej płyty i swoim efektownym finałem sprawia, że chciałoby się jeszcze więcej. Już po jego zakończeniu z pozytywnego odrętwienia wyrywa nas krótka, bardzo sugestywna, a zarazem trochę kakofoniczna sekwencja dźwięków zatytułowana „The Mist Of Vale”. Przyznam, że to wielce nietypowe zakończenie albumu, ale dzięki niemu, już po nastaniu ciszy, u słuchacza jeszcze bardziej potęguje się chęć ponownego wciśnięcia klawisza PLAY.

Jak dla mnie, album „Random Acts Of Liberation” to wielkie, niesamowicie pozytywne zaskoczenie końca tego roku, które z dnia na dzień, (bo ostatnio słucham tej płyty po kilka razy dziennie) staje się coraz poważniejszym faworytem na liście moich ulubionych progrockowych albumów 2018 roku.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!