Grupę Lesoir poznaliśmy bliżej dzięki przedstawianym na naszych łamach dwóm ostatnim albumom „Latitude” (2019) oraz „Mosaic” (2020) (to odpowiednio albumy nr 4 i 5 w dyskografii tego zespołu). Przypomnijmy, ten holenderski kwintet tworzą dwie panie i trzech panów: Maartje Meessen (śpiew, fortepian, flety), Eleën Bartholomeus (gitary, syntezatory i śpiew w chórkach), Ingo Dassen (gitary), Bob Van Heumen (instrumenty perkusyjne) oraz Ingo Jetten (bas i śpiew w chórkach).
W okresie lockdownu holenderscy muzycy pracowali w zaciszu swoich domów, wymieniali się plikami i w efekcie powstała muzyka, którą nazwali „projektem przejściowym”. Nosi on tytuł „Babel”, składa się z jednej kompozycji, która trwa 20 minut i 20 sekund i jest w efekcie bardzo ciekawym dodatkiem do dotychczasowego katalogu zespołu. „Babel” ukazuje się jako plik cyfrowy oraz w limitowanym zaledwie do 250 sztuk formacie winylowym (każdy egzemplarz jest numerowany i na życzenie kupującego opatrzony autografami członków zespołu).
„Babel” to de facto pierwszy epicki projekt Holendrów. Podczas gdy dotychczasowe płyty składały się z kilkuminutowych utworów raczej o piosenkowym formacie, nowe wydawnictwo zadziwia swoją złożonością, wielowymiarowością oraz niepotykanym wcześniej kompozycyjno-wykonawczym rozmachem. Zatytułowana tak samo jak album kompozycja zachwyca zróżnicowaną instrumentalnie melodyjnością i progresywno-rockowym klimatem, dającym poczucie płynnego, dynamicznie zmieniającego się, lecz dzięki spójnym przejściom między poszczególnymi partiami, niesamowicie zwięzłego dzieła.
Tematycznie Lesoir nawiązuje do biblijnej opowieści o Wieży Babel, która staje się metaforą naszych czasów pełnych wstrząsów społecznych, klęsk żywiołowych, zagrożenia zdrowia oraz strachu przed wojną. Naszego współczesnego pomieszania z poplątaniem. O tych niepokojących zjawiskach muzycy Lesoir opowiadają w tym rozbudowanym utworze, który zawiera w sobie niesamowity ładunek emocji rozciągających się od delikatności i kruchości, poprzez gniew i rozpacz, a na nadziei kończąc. Wszystko to znajduje swoje odzwierciedlenie w klimacie i dynamice muzyki wypełniającej tę kompozycję. Nastroje zmieniają się jak w kalejdoskopie, a główne tematy melodyczne splatają się w zachwycającym wielkim finale, który nie dość że trwa bardzo długo, to utrzymuje emocje słuchacza na bardzo wysokim pułapie emocjonalnym.
Śpiewny głos Maartje Meessen urzeczywistnia zarówno dramaturgię, jak i miękkie, urocze tony wszechobecne w nowej muzyce zespołu. I jak zwykle w przypadku Lesoir, rozmarzone partie gitar, splatają się z pieszczotliwymi pociągnięciami smyczków, subtelne dźwięki fortepianu tworzą muzyczną symbiozę z elektronicznym szaleństwami syntezatorów, zaś dynamiczna sekcja rytmiczna pomaga osiągnąć efekt wolności i nieograniczonej sonicznej przestrzeni.
„Babel” to prawdziwa muzyczna epopeja, wypełniona gęstą atmosferą, zmieniającymi się nastrojami i pojawiającymi się raz po raz zaskakującymi eksplozjami. Największe wrażenie zrobiła na mnie sekcja rozpoczynająca się pod koniec 10. minuty: niespokojne brzmienie gitar, cichy śpiew Maartje, lekka nutka orientalizmów, a następnie prawdziwe gitarowo-syntezatorowe szaleństwo z melodyjnym chóralnym zaśpiewem w tle, przenikliwe gitarowe solo i niespodziewane wyciszenie… A z wyciszenia wyłania się długi, bo trwający kilka minut instrumentalny (śpiew Maartje powraca tylko na chwile w ostatniej minucie tej kompozycji) mocno zakręcony i pozytywnie odjazdowy (gitary! smyczki!!! narracje!), przesiąknięty progrockowym klimatem, finał godny tego muzycznego eposu.
Zresztą, co ja będę tutaj opisywać. Muzyki należy słuchać. A najlepiej słuchać i oglądać towarzyszące jej obrazy. Sięgnijcie po niezwykłej urody film wideo ilustrujący kompozycję „Babel” i nakręcony przez znaną m.in. ze współpracy z zespołami Gazpacho, Porcupine Tree i Stevenem Wilsonem firmę Crystal Spotlight. Ekspert od animacji Martin Matus Davis dzięki swoim ekspresyjnym animacjom nadał filmowi niezwykłego charakteru. Mam nadzieję, że jeżeli powyższe słowa jeszcze kogoś nie przekonały, to połączenie muzyki Lesoir i obrazu spowoduje, że bez żadnych wątpliwości sięgnięcie po nowe wydawnictwo tego zespołu
Tak czy inaczej, kto czytał małoleksykonową recenzję albumu „Mosaic”, ten wie, że bardzo podobała mi się poprzednia płyta Holendrów, ale w prywatnej hierarchii moich ulubieńców „Babel” stawiam jeszcze wyżej.