Asia - Gravitas

Mateusz Zawada

ImageAsia to założona w 1981 roku brytyjska supergrupa.  Pomimo tego, że w jej skład weszło czterech muzyków kojarzonych z progresywnym rockiem, jak John Wetton, Steve Howe, Carl Palmer i Geoffrey Downes (żadnego z nich chyba nie trzeba przedstawiać), od początku grała raczej krótkie utwory, których stylistyka osadzona była w klimatach przystępnego rocka lat osiemdziesiątych. Zespół nie wykorzystywał swoich niewątpliwych umiejętności, by tworzyć skomplikowane kompozycje, lecz by grać popowy wręcz rock, zachowując jednocześnie dbałość o kompozycję oraz pietyzm wykonania. Zaiste, udawało się to muzykom bardzo dobrze. Zresztą gdyby taka ekipa tworzyła w dowolnie wybranym nurcie, można by oczekiwać, że również zaprezentowałaby najwyższy poziom i zapewniła przynajmniej umiarkowany komercyjny sukces.

W składzie zespołu na przestrzeni lat dochodziło do wielu zmian. Tym razem jedyną różnicą w porównaniu do założycielskiego składu jest brak Steve’a Howe’a, którego na płycie „Gravitas” zastępuje Sam Coulson. Być może narażę się fanom Asii, ale zespół w ten sposób nie traci na tej zamianie, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że zyskał nieco świeżości. Zespół nie kontynuuje tworzenia muzyki wpadającej w ucho, a zarazem z najwyższej półki. Ciekawym urozmaiceniem dotychczasowego brzmienia jest spora ilość symfonicznych akcentów, przywracających  blask utworom lekko zakrzepłego - w mniemaniu wielu - zespołu. Instrumenty smyczkowe da się usłyszeć w niemal wszystkich utworach i wprawdzie nie pełnią one wiodącej roli, ale są świetnie wkomponowanym dodatkiem.

„Gravitas” tytuł wzięła od drugiego na płycie utworu, choć pierwotnie miała nazywać się tak jak pierwszy, czyli „Valkyrie”. I właśnie przy otwierających najnowszą płytę utworach chciałbym zatrzymać się na parę słów. „Valkyrie” rozpoczyna kilkukrotne wyśpiewanie tytułu, któremu, podobnie jak w refrenie, towarzyszy gra instrumentów smyczkowych. Cały utwór jest nieco wzniosły, ale bynajmniej nie ospały i bardzo przyjemnie wprowadza w płytę. Co ciekawe, perkusja praktycznie przez cały czas gra jeden rytm, urozmaicając go, i to dość skromnie, jedynie przejściami. Gdy wycichną już dźwięki pierwszego utworu, zaczną natężać się dźwięki najdłuższej, trwającej osiem minut kompozycji na płycie, czyli „Gravitas”. To narastanie dźwięku trwać będzie przez 2,5 pół minuty, po których następuje wejście najpierw perkusji, potem zaś gitary. Co ciekawe perkusja tutaj również będzie grała przez niemal cały czas trwania utworu ten sam, prosty rytm. Podobnie jak w poprzednim utworze, w niczym to jednak nie przeszkadza, gdyż całość utworu jest tak skomponowana, że nie ma mowy o tym, żeby się nudzić. Przy szóstej minucie następuje około półminutowe uspokojenie, które przeradza się w krótką, ale przyjemną solówkę. Przy tym wszystkim, wbrew nazwie, utwór ten jest całkiem żywiołowy. Pozostałe utwory są nieco krótsze, wszystkie - jak przystało na Asię - bardzo dobrze skomponowane, melodyjne i wpadające w ucho.

Album ten jest dla mnie pozytywnym zaskoczeniem, gdyż nie jestem w stanie powiedzieć, bym po kolejnych przesłuchaniach znalazł męczący mnie utwór, co miało miejsce w przypadku niektórych poprzednich płyt Asii. Mało tego, niektóre z piosenek smakują jeszcze lepiej po kilku odtworzeniach. Oczywiście premiera „Gravitas” w oczach miłośników skomplikowanej muzyki nie stanie się jednym z głównych wydawnictw roku, ale myślę, że każdy fan progresji może posłuchać tego albumu jako odprężającej odskoczni od wszelkich zawiłości swych ulubionych zespołów. Najnowszym krążkiem Asia udowadnia po raz kolejny, że nadal potrafi przysporzyć słuchaczowi bardzo łatwo przyswajalnej muzycznej przyjemności, zachowując zarazem najwyższy poziom wykonania. Aż dziw bierze, że po tylu latach nadal potrafią grać w taki sposób, jakby zaczynali karierę, czyli z polotem i pasją. Wygląda na to, że panowie mają długą datę przydatności i jeszcze nieraz dostarczą nam powodów, by uznać ich długowieczność. Do płyty „Gravitas” z pewnością wrócę jeszcze niejednokrotnie i z przyjemnością oraz podrygującą nogą będę oddawał się wysmakowanej rozrywce serwowanej przez Asię. Brytyjscy weterani doprawdy zasługują na poważanie.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok