Robert Węgrzyn zakończył swoją entuzjastyczną recenzję wydanej półtora roku temu pierwszej płyty grupy Structural Disorder pt. “The Edge Of Insanity” słowami: “Jestem pewien, że o tych panach usłyszymy jeszcze nie raz, i to dużo dobrego”.
Drogi Robercie, a takży Wy drodzy Czytelnicy, którzy zainteresowaliście się losami tej szwedzkiej formacji, możecie spać spokojnie. Właśnie śpieszę z dobrym słowem o najnowszej, planowanej do wydania przez wytwórnię Lion Music, płycie tego zespołu. Ukaże się ona 26 lutego i będzie nosić tytuł “Distance”. A na niej 7 utworów i 55 minut muzyki wpisującej się w szerokie ramy stylistyki “progresywny metal”. Ale moim zdaniem więcej tu progresu niźli metalu, w dodatku zespół Structural Disorder teraz wyraźnie okrzepł, dojrzał i zrobił duży krok do przodu w stosunku do poprzedniego wydawnictwa.
Pozytywnie zaskakuje przede wszystkim duże poczucie melodyjności, co przejawia się łatwym przyswajaniem właściwe wszystkich utworów. Wprawdzie są one długie i wielowątkowe (rozmiary niektórych przekraczają ramy 10 minut), lecz nie są ani zawiłe, ani technicznie przekombinowane, ani też – co zazwyczaj dyskwalifikuje tzw. “średnie statystyczne” produkcje progmetalowców - nudne. Każda z kompozycji to muzyczna uczta dla uszu. Zachwyca mnogość zastosowanych środków artystycznego wyrazu oraz ich różnorodność. Bo Szwedzi stosują i growl (posłuchajcie piątej minuty utworu “Desert Rain”!) i fajne harmonie wokalne (najprzyjemniej wypadają one w “Silence” oraz naturalnie wypływającym z niego utworze “The Herculean Tree”. Właściwie obie te kompozycje, oznaczone na płycie indeksami 3 i 4, stanowią jedną, nierozerwalną całość). No i co jeszcze zadziwia, to obfite wykorzystywanie… akordeonu. I to, jak zaznaczono w książeczce, zarówno akustycznego, jak i elektrycznego (nie wiedziałem, że jest coś takiego jak akordeon elektryczny!). Gra na nim wokalista Johannes West i, proszę mi wierzyć, wie jak to robić! Akordeon wcale nie pojawia się w utworach Structural Disorder w ilościach śladowych. Jest go dużo, pełno, prowadzi partie solowe, słychać go w akompaniamencie. I co ważne (piszę to samemu dziwiąc się, że tak to odbieram) jego brzmienie wcale nie przeszkadza. Co jest o tyle ważne i oryginalne że drugiego progmetalowego zespołu z akordeonem, jako instrumentem wiodącym, można pewnie ze świecą szukać.
Oczywiście grupa Structural Disorder posługuje się też typowymi instrumentami rockowymi. Markus Tälth gra a gitarach, Erik Arkö na basie, Kalle Björk na perkusji, a Hjalmar Birgersson na instrumentach klawiszowych i gitarach. Wszyscy, wraz z akordeonistą Johannesem Westem, śpiewają, co sprawia że są w stanie wytworzyć przestronną rockową polihymnię, rzekłbym na miarę swoich rodaków z zespołu Moon Safari.
Długo słuchałem muzyki z płyty “Distance” zanim zasiadłem do pisania tej recenzji. Mogę powiedzieć, że mam ją już dobrze obsłuchaną: na domowym sprzęcie, z mocno podkręconym potencjomentrem głośności, na słuchawkach, w samochodzie. Album sprawdza się w każdych warunkach. Dlatego zwracam na niego oraz tę mało znaną jeszcze grupę wszystkim słuchaczom o uszach szeroko otwartych na ciekawe i oryginalne dźwięki. W pierwszej kolejności polecam moich dwóch faworytów: kompozycję Arkö pt. “Someone To Save” oraz zespołowy, wielowątkowy epik “Pyrene”. Uwaga! Podczas ich słuchania na plecach pojawiają się ciarki. Zresztą nie tylko przy tych dwóch kompozycjach. Cała płyta jest dobra i broni się w każdej minucie.
Structural Disorder – zespół do odkrycia! Jeżeli ktoś jeszcze tego nie zrobił, niech nie marnuje czasu i szybko nadrobi tę zaległość. Na pewno nie będzie załować.