Kontrowersyjna i niepokorna. Ktoś inny powiedziałby niezrównoważona psychicznie. Jeszcze inny "paniusia, której się z tego dobrobytu w główce poprzewracało". Kim jest Sinéad? Ile ma twarzy? I którą z nich pokazuje w chwili obecnej? Artystki? Wrażliwej dziewczynki zamkniętej w ciele dojrzałej kobiety? Krzyczącej o pomoc wariatki? Chyba wszystkie po trochu. Bardzo niepokojące wieści dochodziły z obozu buntowniczej Irlandki. Nieudane związki, szybkie (kolejne) małżeństwo i jeszcze szybszy rozwód. Emocjonalny krzyk w postaci wpisów na Twitterze „Zabiję się. Proszę o pomoc". Nikt do końca nie wie, jaki dramat rozgrywa się w umyśle "Łysej". Dla osoby z zewnątrz, z poukładaną psychiką ten krzyk może zostać odebrany jako marketingowy chwyt, mający na celu zwrócenie uwagi na nowy album Irlandki. Przecież im więcej kontrowersji, tym lepiej. Być może tak jest. Nie wnikam. Wiem jednak, że depresja dwubiegunowa to straszna choroba niszcząca nie tylko chorego, ale i jego otoczenie. Człowiek uwięziony w Mordorze własnego umysłu może albo pogrążać się dalej, albo zawalczyć o siebie. Wykrzyczeć swój ból i skanalizować cierpienie w akcie tworzenia. Kiedyś tak czyniła Judy Garland teraz Sinéad. Ta dwoistość i sinusoidalność psychiki Sinéad widoczna jest na najnowszym, dziewiątym już albumie Artystki.
„How About I Be Me (And You Be You)?” nie jest oczywiście płytą tej klasy co „The Lion and The Cobra”, ale napiszę wprost: stara, dobra Sinéad O'Connor powróciła. W bardzo dobrej formie muzycznej i literackiej. Słychać, że praca twórcza pomaga jej uporać się z demonami własnego „ja”. I niezależnie w jakiej stylistyce Irlandka się porusza (klasyczna rockowa ballada, ładnie i z klasą zaaranżowane przebojowe piosenki pop/rock, wpływy reggae, czasami mocniejsze, brudniejsze uderzenie) słychać, że jest w swoim przekazie SZCZERA. Nadal uwodzi swoim głosem o niesamowitej barwie. Śpiewa, szepcze, przekazuje całe spektrum emocji. To pod względem tekstów bardzo gorzki album. Obrywa się wszystkim: celebrytom i VIP-op ("VIP"), rykoszetem dostaje też sama Sinéad ("Queen of Denmark", "4th And Vine"). Żal, rozczarowanie ludźmi i sobą uderzają z wielką siłą. To smutny album będący podsumowaniem kilkuletnich zmagań artystki. Kobiety po przejściach. Chociaż, jest nadzieja, jak mawiał klasyk. O'Connor wróciła w dobrej formie. Mam nadzieję i bardzo liczę na to, że tym razem „emocjonalna górka” pozwoli jej oczarować swoim głosem nie tylko polską publiczność. Do zobaczenia i usłyszenia 19 czerwca we Wrocławiu.