Przyznaję, że jakiś czas temu ten niemiecki zespół w przedziwny sposób zniknął nam z horyzontu. Jak nagle pojawił się znikąd i zadebiutował nadzwyczaj ciekawym albumem „Personal Effects (Part One)”, tak niespodziewanie dowiedziałem się właśnie, że oto ukazuje się na rynku… już czwarty album w jego dyskografii.
Tak jest. Gotowa jest już czwarta płyta w dorobku grupy Frequency Drift. Będzie ona nosić tytuł „Laid To Rest” i ukazuje się na rynku 6 lipca, w przeddzień festiwalu Night Of The Prog 2012, na którym nasi bohaterowie wystąpią u boku takich sław, jak Steve Hackett, Saga, Spock’s Beard, Arena, The Flower Kings, Katatonia, Airbag, Haken i ich rodacy z grupy Sylvan.
Zastanawiam się jak to się stało, że umknęły nam dwie poprzednie płyty Frequency Drift? Być może stało się tak dlatego, że mocno rotował skład grupy, może dlatego, że nie starczyło środków na odpowiednią promocję, a może dlatego, że zmieniali się wydawcy kolejnych płyt? Teraz grupa Frequency Drift trafiła pod skrzydła należącej do RPWL wytwórni Gentle Art Of Music i z prestiżowym numerem katalogowym 10 (z „dziesiątką” na plecach grał w niemieckiej reprezentacji na zakończonym przed kilkoma dniami Euro 2012 sam Lukas Podolski) ukazuje się ich najnowsze dzieło zatytułowane „Laid To Rest”.
6 utworów, 70 minut muzyki… Oj, mamy tu do czynienia z prawdziwymi „długasami”. Wyłącznie z „długasami”. Utwory wypełniające płytę „Laid To Rest” to złożone, zawiłe i często dość pokrętne kompozycje, ale, o dziwo, słucha się ich wyśmienicie. To utwory, zgodnie z tytułem albumu, do pełnego relaksu. Do odpoczynku. Nic, tylko leżeć, przymknąć oczy i słuchać, słuchać, słuchać, przenosząc się w zupełnie inną rzeczywistość. W krainę spokojnych i dostojnych dźwięków, do której zaprasza nas kierowany przez Andreasa Hacka (k) zespół. Wszystkie kompozycje składające się na program albumu są bardzo atmosferyczne, utrzymane są w spokojnym, uduchowionym i nieśpiesznym klimacie. Przepełnione są mrocznym brzmieniem syntezatorów, harf i fletów, podszyte są delikatną nutą orkiestracji. I co najbardziej charakterystyczne, niczym ornament pojawiają się w nich dźwięki dobywające się z całej palety instrumentów dawnych (gra na nich uczestnicząca w nagraniach w charakterze gościa Barbara Jöris) na czele ze średniowiecznym gemshornem – instrumentem wykonanym ze zwierzęcego rogu, a którego brzmienie to coś pośredniego między skrzypcami a okaryną. Czytacie i pewnie nie wierzycie. Ale proszę mi zaufać: naprawdę słychać to na tej płycie. Co więcej, brzmi to wszystko bardzo dobrze, idealnie współgra z tradycyjnym rockowym instrumentarium (acz używanym przez Frequency Drift w oszczędny i nienachalny sposób) i nadaje muzyce zespołu oryginalnej, niepowtarzalnej barwy. Mało tego, wszystko to otoczone jest ciepłym, niezwykle miłym dla ucha głosem wokalistki Antje Auer. W sumie daje to ciekawy efekt w postaci eterycznej, uduchowionej muzyki, którą niektórzy lubią nazywać „atmosferycznym”, a jeszcze inni – „kinematycznym” (od angielskiego – cinema) rockiem.
Długie utwory Frequency Drift na płycie „Laid To Rest” mają raczej formę wolno płynących strumieni muzyki niźli tradycyjnych progrockowych epików. Nic tu nie dzieje się szybko, nastrój budowany jest powoli, jakby ten brak pośpiechu i dynamicznych momentów miał być formalnym wyróżnikiem brzmienia zespołu. To wyjątkowa płyta. Pod wieloma względami. Oryginalna i nastrojowa. Przepełniona akustycznymi i symfonicznymi brzmieniami. Płynąca jak spokojna rzeka. Warto zanurzyć się w jej wodach i poddać się jej nurtowi. Położyć się i odpocząć. Laid To Rest… I odpłynąć…