Jakże miło jest obserwować wspaniale rozwijającą się karierę tej grupy. Już 20 lat minęło od chwili, gdy w Berklee School Of Music doszło do spotkania panów Portnoya, Petrucciego i Myunga. W tym czasie Dream Theater przebył niesamowicie długą drogę. Od mało znanej formacji aż po absolutne szczyty popularności. Do dziś przechowuję niczym relikwię odręcznie napisany przez Mike’a Portnoya list, który pod koniec lat 80-tych otrzymałem wraz z winylowym jeszcze egzemplarzem pierwszej płyty zespołu „When Dream And Day Unite”. Przez dwie dekady Dream Theater wypracował sobie niepodważalną pozycję na samym szczycie prog metalowej hierarchii, a rocznicowym wydawnictwem pt. „Score” pokazał, że pod wieloma względami, nie tylko w metalowym światku, nie ma obecnie sobie równych.
„Score” to dwupłytowe wydawnictwo DVD oraz trzypłytowe CD. Oba nośniki zawierają jednak ten sam materiał muzyczny zarejestrowany 1 kwietnia br. w jednej z najbardziej renomowanych nowojorskich sal koncertowych Radio City Music Hall. Był to ostatni występ w ramach długiej trasy, która promowała najnowszy studyjny album „Octavarium”, a zarazem poświęcona była uświetnieniu 20 rocznicy działalności zespołu. W tym celu Dream Theater zaprosił na ten koncert kilkudziesięcioosobową orkiestrę symfoniczną pod dyrekcją Jamshieda Sharifi, który prywatnie jest wielkim sympatykiem zespołu. Bez żadnej przesady od razu powiem, że utwory Dream Theater wykonywane wspólnie z Octavarium Orchestra należą do najwspanialszych, a zarazem najbardziej widowiskowych w całej historii muzyki rockowej. A „symfoniczny” repertuar zespołu naprawdę zapiera dech w piersiach: „Six Degrees Of Inner Turbulence”, „The Answer Lies Within”, „Octavarium”, „Sacrified Sons”, „Vacant”… Ta długa, bo trwająca blisko 100 minut sekwencja robi niesamowite wrażenie. Pokazuje jak wspaniale mogą przenikać się dwa muzyczne światy. To prawdziwa nobilitacja dla prog metalowej muzyki, a zarazem urozmaicenie sztywnych ram, które w pewnym sensie ograniczają muzykę orkiestrową. Octavarium Orchestra pojawia się jednak na scenie dopiero w drugiej części tego spektaklu. W początkowym fragmencie koncertu Dream Theater zaprezentował swój typowy metalowy repertuar. Jest on przekrojem przez wszystkie studyjne albumy grupy, ale zawiera kilka fantastycznych niespodzianek. Są nimi wykonania dwóch niepublikowanych wcześniej utworów: „Another Won” oraz „Raise The Knife”. Ten pierwszy pamięta najwcześniejszy etap działalności zespołu, ten drugi powstał w trakcie sesji nagraniowej albumu „Falling Into Infinity”. Trzeba przyznać, że oba idealnie wpisują się w rocznicową wiązankę swoistego „the best of” zespołu, w której usłyszeć można i „The Root Of All Evil”, i „Innocence Faded”, i „Afterlife”, a także fenomenalny „The Spirit Carries On”. Ta część koncertu zajmuje cały pierwszy krążek płyty kompaktowej. A potem następuje wspomniana już sekwencja z orkiestrą symfoniczną. Na samym końcu koncertu znajduje się bis, jaki tylko można było sobie wymarzyć: porywające wykonanie słynnego tematu „Metropolis”. Cały występ jest bardzo długi, trwa 2 i pół godziny, ale po jego zakończeniu chce się więcej i więcej. Tym bardziej, że nie brakuje w nim fenomenalnych chwil i kilkukrotnie pojawiających się punktów kulminacyjnych. Najważniejsze momenty tego występu? Sam jego początek i gorące powitanie przez publiczność w „The Root Of All Evil”, długi symfoniczny wstęp do „Six Degrees Of Inner Turbulence”, wstrząsają scena roztrzaskujących się samolotów o wieże WTC wyświetlana na telebimach zawieszonych nad sceną we wstępie do „Sacrified Sons”, instrumentalny początek suity „Octavarium” z niesamowitą solówką Jordana Rudessa graną na Continuum Fingerboard oraz jego obrotowej syntezatorowej konsoli. Dodajmy do tego jak zawsze widowiskową grę Mike’a Portnoya na perkusji. To jeden wielki nieokiełznany żywioł w ludzkiej skórze. Dzięki kamerom umieszczonym na jego zestawie perkusyjnym możemy jak na dłoni podziwiać jego fantastyczną technikę. Niezwykłe wrażenie robią też lusterka wsteczne zaczepione przy perkusji, tak by przez całą orkiestrową sekwencję mógł on obserwować ruchy stojącego za jego plecami dyrygenta, kierującego orkiestrą. Niesamowite pod względem technicznym są gitarowe solówki Johna Petrucciego. Ale to akurat dla fanów zespołu nie jest żadnym zaskoczeniem. John to w chwili obecnej ścisła czołówka światowych gitarzystów. Genialnie gra na basie John Myung, a James LaBrie jest doprawdy w rewelacyjnej formie wokalnej. To grupa Dream Theater w całej okazałości i u szczytu swoich ogromnych możliwości. Wszyscy członkowie zespołu są w tak dobrej formie, że chyba w takiej jeszcze nigdy wcześniej nie byli. Albumem „Score” sprawili sobie oraz tysiącom swoich fanów wspaniały prezent na jubileusz 20-lecia. Szczęśliwi Ci, którzy byli tam, w Radio City Music Hall, 1 kwietnia. Ci, których tam nie było mogą teraz dzięki „Score” na własne oczy i uszy przekonać się, że grupa Dream Theater nie ma w chwili obecnej sobie równych.
Warto podkreślić na koniec, że wspaniały obraz i dźwięk z płyty DVD idealnie oddaje atmosferę tego niezapomnianego koncertu. Koncertu, który z pewnością przejdzie do historii muzyki rockowej. Podobnie jak i sposób jego filmowej realizacji. Wspaniale się go ogląda. Cudownie się go słucha. W przedsięwzięciu tym widać polot i niesamowity rozmach realizacyjny. To już nie tylko duży rozmach. To rozmach ogromny. Śmiem twierdzić, że „Score” to nie tylko kandydat do albumu numer 1 2006 roku, ale że to rzecz ze wszech miar ponadczasowa. Tym bardziej, że dla swoich najbardziej oddanych fanów zespół przygotował wspaniałe dodatki, które wypełniają cały drugi krążek wydawnictwa DVD. Znaleźć na nim można dokumentalny film poświęcony dwóm dekadom działalności zespołu, kilka utworów („Another Day”, The Great Debate” i „Honor Thy Father”) pochodzących z innych koncertów zespołu, a także animowaną sekwencję, która wyświetlana była na ekranach w trakcie wykonywania suity „Octavarium”. Ale tak naprawdę, wartość samą w sobie stanowi przede wszystkim krążek nr 1 płyty DVD z zapisem jubileuszowego koncertu w Radio City Music Hall oraz odpowiadający mu zestaw 3 płyt audio. Jak dla mnie to najbardziej smakowita uczta dla oczu i uszu.