Candice Night - rozmowa z wokalistką Blackmore's Night

Tomasz Kudelski

Wywiad z Candice Night

ImageTomasz Kudelski: Blackmore’s Night wydaje regularnie płyty studyjne, co nie jest obecnie powszechną praktyką. Płyta „Dancer and the Moon” jest już waszym 9. albumem studyjnym. Jak tym razem przebiegał proces komponowania I nagrywania płyty?

Candice Night: Z biegiem lat zrozumieliśmy, aby nie nagrywać płyt w pośpiechu wchodząc do studia na trzy miesiące, aby nagrać wszystkie utwory z marszu, tak jak robiliśmy wcześniej, W takiej sytuacji nie mieliśmy możliwości, aby przerwać ten proces i w konsekwencji, gdy później wykonywaliśmy te utwory na żywo słyszeliśmy wszystkie zmiany, które chcielibyśmy móc dokonać w wersjach studyjnych, ale było już za późno.  Dlatego teraz nagrywamy po kilka utworów, robimy przerwę, jedziemy w trasę i następnie nagrywamy znów kilka piosenek, jak również wracamy do już nagranych, aby zobaczyć czy nie wymagają one zmian. W ten sposób powstały np. trzy wersje utworu „Moon Is Shining”, z których dwie ostatecznie trafiły na płytę.

TK: Moim ulubionym utworem na płycie „Dancer and the Moon” jest kompozycja „Last Leaf”.  A które utwory są twoimi ulubionymi?

CN: Ta kompozycja jest również moją ulubioną z tej płyty. Ma specjalne miejsce w moim sercu, jako że pierwotnie była to kołysanka dla córki. Później dodaliśmy do niej melodię zwrotki oraz postanowiliśmy zmienić słowa. Napisałam tekst o historii, którą miałam w głowie przez lata. I ostatecznie ta melodia wydawała się pasować perfekcyjnie do tej historii.  To jest metafora życia i strachu przed nieznanym.  W rzeczywistości widzę liść, który walczy o przeżycie na drzewie przez całą zimę aż do dnia, w którym patrzę przez okno i już go nie ma. Porwany przez wiatr.  To jest dla mnie metafora wielu rzeczy w życiu.  Inne utwory, które szczególnie lubię, to the „Spinners Tale” oraz „Moon Is Shining”.

TK: Współpracujecie głównie z Patem Reganem jako producentem muzycznym.  Jak ważna jest jego rola dla zespołu?

CN: To jest wspaniałe, ponieważ Pat przyjeżdża do naszego domu, gdzie mamy studio w podziemiu na najniższym poziomie domu.  On jest prawie członkiem rodziny, znamy go bowiem już tak długo.  Wiemy, że my możemy przyjść nagrać nasze partie i zostawić go, aby przez noc popracował nad edycją oraz aranżacją dodatkowych instrumentów.  Możemy wrócić rano i powiedzieć: „nie podoba mi się ta 45. barokowa orkiestracja. Wytnij to”.  I on jest z tym ok. Spróbujemy coś innego.

TK: W mojej ocenie wasza muzyka ewoluowała i wychodząc z renesansowych korzeni przekształciła się w bardziej złożone połączenie folku, popu a nawet rocka. Jak postrzegacie muzyczny rozwój grupy Blackmore’s Night na przestrzeni lat?

CN: Myślę, że chociaż zmieniliśmy się zarówno jako ludzie, partnerzy życiowi oraz muzyczni nasze płyty odzwierciedlają tę zmianę, ale główna idea stojąca za naszą muzyką pozostała wciąż ta sama. Zawsze wykorzystywaliśmy elektryczne gitary w naszych utworach, ale czerpaliśmy też z renesansowych melodii.  Na pierwszej płycie były zarówno utwory „Clock Ticks On” i „Renaissance Faire”, jak i „Writing on the Wall” (mocno kontrowersyjna, dyskotekowa przeróbka motywu z „Jeziora łabędziego” Czajkowskiego – przyp. tł.).  Wspaniałą rzeczą dotyczącą naszej grupy jest to, że zapewnia ona twórczą swobodę i możemy grać jakikolwiek gatunek muzyki, jaki tylko chcemy.

TK: Na płytach Blackmore’s Night można usłyszeć sporo interpretacji starych średniowiecznych utworów, ale również współczesnych piosenek, włączając własną interpretację klasyków Rainbow oraz Deep Purple.  Również nagraliście cover Uriah Heep „Lady in Black” na ostatniej płycie.  Jak wybieracie te utwory?

CN: Odkrywany je ponownie na nowo. Na „Diamonds and Rust” oraz „Celluloid Heroes” zwróciliśmy uwagę podczas imprez przy kominku w naszym domu, gdzie wszyscy są przebrani w stroje z epoki oraz przynoszą akustyczne instrumenty i grają swoje kompozycje lub stare utwory, które ich poruszają przez lata. Czasami zwracamy uwagę na utwory na podstawie rekomendacji fanów, jak w przypadku „Temple of the King”. „Lady In Black” usłyszeliśmy w radio w Niemczech i musieliśmy spytać fanów co to za utwór, ponieważ on bardzo spodobał się Ritchiemu, ale nigdy wcześniej go nie słyszał.  

TK: Nagrałaś solowy album „Reflections”. Czy masz plany na następny solowy projekt?

CN: Mam inne piosenki, które napisałam, a w które chciałabym tchnąć życie. Komponuję przy wykorzystaniu bardzo podstawowych środków wyrazu, tylko pianino i wokal. Mam jakieś pomysły na instrumentację, ale muszę współpracować z producentem, aby nadać temu wyraz.  Moja pierwsza płyta miała wspaniałe przyjęcie. To jest tylko kwestia znalezienia czasu pomiędzy pisaniem, nagrywaniem oraz koncertowaniem z Blackmore’s Night oraz normalnymi dziennymi aktywnościami żony i matki, abym mogła je nagrać. Już mam nagraną płytę z kołysankami, która czeka na wydanie.  Tak więc teraz oczekuję premiery tego materiału.

TK: Ze zdjęć wynika, że masz dwoje wspaniałych dzieci, Autumn i Rory’ego.   Czy trudno jest łączyć rolę matki oraz koncertującego muzyka?

CN: Oczywiście, ale nie narzekam.  Każdy krok z moimi dziećmi jest wspaniałą przygodą.  Kocham każdy moment. Po prostu brak mi czasu wolnego. Staram się dbać o priorytety jak najlepiej umiem i nie mieć poczucia winy.  Nawet jeśli w domu jest bałagan, a z łazienki wypadają brudne rzeczy, to gdy moje dzieci śpiewają i bawią się, są nakarmione i szczęśliwe, a my możemy tworzyć naszą muzykę, to znaczy, że udało mi się osiągnąć coś wspaniałego.

TK: Ritchie Blackmore ma reputację osoby kapryśnej ale wymagającej. Czy współpraca z nim na poziomie muzycznym jest trudna? Czy oddzielacie wasze osobiste relacje od współpracy muzycznej?

CN: Myślę, że nam się łatwiej współpracuje, ponieważ jesteśmy zdolni do lepszej komunikacji, w sytuacji gdy razem żyjemy. Jeśli mamy problem, rozmawiamy. Komunikacja mężczyzn, mam wrażenie, nigdy nie była mocną stroną. Uznaję jego geniusz i wiem, że muzyka w jego rękach zawsze wskaże wspaniały kierunek. On zostawia mi warstwę tekstową i mam swobodę, aby wyrazić siebie w tej roli. Tak więc nie wchodzimy w swoje role i respektujemy własne atuty.

TK: Mam wrażenie, że na „Dancer and the Moon” Ritchie używa więcej gitary elektrycznej niż wcześniej. Są jakieś szanse na czysto rokowy album z jego udziałem?

CN: Myślę, że on jest zadowolony, że może grać rocka w sytuacji, gdy nie oczekuje się tego od niego w każdym utworze. On również lubi grać akustyczne na takich instrumentach jak mandola, mandolina, lira korbowa czy nickelharp. Cieszy go swoboda wypowiedzi. Ja go wspieram. Tak więc czegokolwiek on pragnie, to jest to jego wybór i ja nie mam z tym żadnego problemu.

TK: Jon Lord miał pomysł zrealizowania wspólnego przedsięwzięcia, w którym wzięliby udział wszyscy muzycy którzy przewinęli się przez Deep Purple. Czy widzisz możliwość, że Ritchie mógłby znowu pracować z którymś z członków Deep Purple? Ostatnio słychać było plotki o możliwej współpracy z Davidem Coverdalem oraz Glennem Hughesem. Czy to jest prawda?

CN: Zawsze będą plotki. I zawsze w takich sytuacjach jest w nich zarówno trochę prawdy i fałszu.

TK: Utworem „Carry on… Jon” Ritchie złożył hołd dla zmarłego Jona Lorda. Zawsze miałem przeczucie, że Blackmore’s Night powinno zrobić wspólny projekt z Jonem Lordem, który po odejściu z Deep Purple był mocno zaangażowany w muzykę klasyczną oraz crossover, która nie była odległa od stylu Blackmore’s Night. Czy kiedykolwiek rozważaliście, aby podać muzykę Blackmore’s Night w bardziej orkiestrowym wydaniu?

CN: Tak, to prawda. Rozważamy to od wielu lat I myślę, że to wciąż będzie możliwe w przyszłości.

TK: Ian Anderson z Jethro Tull zagrał fantastyczne solo w utworze „Play Minstrel Play” z waszego debiutu „Shadow of the Moon”. Również zagraliście cover Jethro Tull „Rainbow Blues”. Czy dalsza współpraca z Ianem Andersonem jest możliwa?

CN: Ian jest geniuszem I naszym dobrym przyjacielem. Chcielibyśmy móc z nim współpracować w przyszłości, jeżeli będzie ku temu sposobność.

TK: Czego polscy fani mogą oczekiwać po koncercie Blackmore’s Night w sierpniu?

CN: Kochamy, gdy fani przebierają się w stroje z epoki.   Będziemy grali utwory ze wszystkich naszych płyt, jak również inne utwory z muzycznej kariery Ritchiego.  Ale nasza setlista zmienia się każdego dnia, zależy od tego, co Ritchie ma ochotę zagrać.  Czasami nawet zespół nie wie co ma grać, aż do chwili, gdy Ritchie rozpocznie utwór.

TK: Jakie są plany Blackmore’s Night przyszłość?

CN: Kontynuujemy naszą podróż. Może kolejne DVD na żywo lub zbiór niewydanych koncertów z przeszłości? Może nowe wydanie kolęd z wcześniej niepublikowanymi nagraniami?  Rozpoczął się również proces nagrywania nowej płyty.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!