Ino-Rock Festiwal IX edycja - Inowrocław, Teatr Letni, 27.08.2016

Paweł Świrek

ImageIno-Rock to cykliczna coroczna impreza odbywająca się pod koniec wakacji powstała z inicjatywy muzyków zespołu Quidam i od lat jej organizatorem jest Wydawnictwo Rock Serwis. W tegorocznej edycji festiwalu wzięły udział wyłącznie zagraniczne zespoły, w większości pochodzące ze Szwecji. Wyjątkiem był szwajcarski zespół Lacrimosa, który zagrał na samym końcu. Nie każdemu podobał się pomysł faworyzowania skandynawskich grup, aczkolwiek właśnie w krajach skandynawskich jest pełno bardzo ciekawych wykonawców z kręgów rocka progresywnego. Pierwotnie w festiwalu miało zagrać pięć zespołów i impreza miała się rozpocząć o 16:30, lecz krakowski Hipgnosis kilka miesięcy wcześniej odwołał koncerty ze względu na problemy organizacyjne. Poskutkowało to przesunięciem godziny rozpoczęcia festiwalu oraz wydłużeniem występów pozostałych zespołów. Nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Tuż przed 17-tą Marek Anioł zapowiedział pierwszy z występujących zespołów. Na scenie pojawił się zespół Agusa. Zagrali muzykę instrumentalną z przepięknym brzmieniem fletu. Zaprezentowane kompozycje to długie, rozbudowane, dość mocno zakręcone formy brzmieniowe. Uwagę przykuwał też sposób gry na gitarze Mikaela Ödesjö – wyraźnie widać, iż jest to muzyk znacznie starszy od reszty zespołu i współcześni gitarzyści już w ten sposób raczej nie grają. Jednym słowem – była to uczta dla ucha, jeśli ktoś lubi tego typu brzmienia.

ImagePotem nastąpiło pół godziny przerwy technicznej, po której na scenie pojawił się kolejny z zespołów – Dungen. Tym razem brzmienie było zdecydowanie odmienne. Z takich podobnych i równie ciekawych brzmień brakuje mi osobiście od lat zespołu Landberk, ale Dungen poniekąd jest jego namiastką, głównie za sprawą gitarzysty Reine Fiske. Dungen to zespół bardzo dynamiczny na scenie, do tego należy podkreślić jego bardzo zróżnicowane brzmienie. Jeden z utworów został zadedykowany występującej po nich grupie Anekdoten. W tym utworze Reine Fiske grał na klawiszach zaprogramowanych na melotron. Swoim występem zespół zaciekawił mnie do tego stopnia, że z pewnością niebawem sięgnę po jego dyskografię i na pewno zgłębię jego twórczość. Na chwilę obecną, nie znając ich pełnego dorobku, nie będę się wypowiadał na temat zagranych na żywo utworów. Powiem tylko tyle, że zabrzmiały świetnie.

ImageJuż po zmroku na scenie zainstalował się zespół Anekdoten. W tym roku obchodzi on 25-lecie swego istnienia. Swój trwający nieco ponad godzinę występ wypełnił bardzo przekrojowym repertuarem, właściwie takim miniprzeglądem twórczości przez wszystkie płyty. Koncert rozpoczął się od utworu „Get Out Alive” z najnowszego albumu. Nie zabrakło miejsca na utwory z debiutu (ciekawe wykonanie „The Old Man and the Sea”). Na minus można było zaliczyć brak prawdziwego melotronu i wiolonczeli. Jak się potem okazało – zespół przybył do naszego kraju drogą lotniczą, stąd zabranie na pokład wielkogabarytowych instrumentów byłoby kłopotliwe. Ale klawisze zaprogramowane na brzmienie melotronu w efekcie zabrzmiały z punktu widzenia słuchacza bardzo podobnie. Dodatkowy gitarzysta, Marty Wilson-Piper, doskonale wspomagał zespół. Momentami brak wiolonczeli był dość dobrze kompensowany klawiszami, bądź drugą gitarą. A najciekawsze moim zdaniem utwory zespół, jak to bywa, zostawił na sam koniec. W „Nucleus” Marty Wilson-Piper zamienił gitarę na drobne instrumenty perkusyjne (grzechotki). W zagranym na zakończenie głównej części „Sad Rain” przynajmniej dwukrotnie doszło do drobnej awarii nagłośnienia – zaniku dźwięku w lewym kanale. Po tymże utworze zespół wyszedł na bis wykonując „Gravity” w mocno rozbudowanej wersji. A potem niemal od razu muzycy wyszli do publiczności i okolice wejścia do fosy oraz merchu grupy Anekdoten przeżywały prawdziwe oblężenie.

ImageNa koniec pojawiła się szwajcarska Lacrimosa. Najpierw wybrzmiało krótkie intro przy pustej scenie spowitej ciemnoniebieskim światłem, a po chwili zespół wszedł na scenę. Najbardziej na ich występ czekała żywiołowo reagująca grupka fanek przybyłych z Petersburga poprzebieranych w czarno-białe kostiumy. Ciekawie na scenie zaprezentował się Tilo Wolf z tlenionymi włosami, w którego twarz wycelowany był reflektor umieszczony przy odsłuchu. Jego popisy aktorstwa na scenie przypominają mi od strony wizualnej koncerty Comy (tylko na Lacrimosie jest dużo lepsze oświetlenie), zaś muzycznie – zespół zaprezentował się chyba najlepiej z wszystkich występujących tego dnia zespołów. Kiedyś słyszałem tylko jedną płytę Lacrimosy, ale po tym, co usłyszałem w Inowrocławiu z pewnością będę teraz chciał zgłębić całą ich twórczość. Choć zespół co kilka lat odwiedza nasz kraj, jakoś nigdy nie udało mi się z różnych powodów dotrzeć na ich koncert w Krakowie (a były na pewno trzy takie okazje począwszy od 2001 roku).

ImageNa tym występie zakończyła się kolejna odsłona festiwalu Ino-Rock. Bardzo udana, o czym świadczyła gorąca reakcja publiczności na występ każdego zespołu. Pozostaje tylko czekać do sierpnia przyszłego roku na jubileuszową, dziesiątą edycję festiwalu, i mam nadzieję, że będzie on jeszcze długo kontynuowany.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!