Zaczęli o 21.20 od dwóch utworów z „Hunt”, następnie blokiem zagrali materiał z najnowszego albumu „Hero”, by zakończyć występ premierową kompozycją, zapowiadającą kolejną płytę. Amarok we Wrocławiu nie tylko dał dobry koncert, ale również stworzył charakterystyczny dla siebie klimat i zbudował dźwiękowy świat, obok którego trudno przejść obojętnie. Amarok to dziś, pod względem jakości artystycznej, zespół wyraźnie przerastający okoliczności w jakich przychodzi mu występować.
Na ten koncert do klubu Liverpool w centrum Wrocławia pofatygowało się niespełna pięćdziesiąt osób. Szkoda, że nie więcej, bo Amarok to grupa pod każdym względem zasługująca na liczniejszą publiczność, ale to temat na zupełnie inny artykuł... Najpierw na scenie zainstalował się krakowski zespół The Poks. Młody kwartet zaprezentował 50 minutowy set złożony z piosenek z niedawno wydanej debiutanckiej płyty „Ja Człowiek”; piosenek zgrabnie napisanych, głównie melancholijnych, utrzymanych w stylistyce indie/postrockowej. Może nie był to występ rzucający na kolana, ale muszę przyznać, że jak na pierwszy kontakt z tą muzyką, wrażenia mam pozytywne. The Poks brzmi jak zespół z konkretnym pomysłem na swoją twórczość, konsekwentny stylistycznie, nieźle komponujący i solidny wykonawczo. Nie ma tu ucieczek w prostackie uderzenia gitarowymi frazami, grupa proponuje subtelne melodie, buduje lekkie, intrygujące harmonie i raczej nie szuka dróg na skróty. Centralną postacią krakowskiego kwartetu jest wokalista, gitarzysta i autor tekstów Łukasz Dąbrowny. Ma „papiery” na lidera. Dysponując ciekawą barwą głosu i lekką, nienachalna manierą, naturalnie ściąga uwagę. Generalnie, jak na support, był to solidny występ. Warto obserwować The Poks, bo istnieje spora szansa, że supportowanie Amarok nie jest szczytem możliwości tej młodej grupy.
Po solidnym występie supportu, na scenie zainstalował się Amarok i jak to ma zwyczaju, bez prężenia muskułów, bez tanich popisów i atakowania dźwiękiem, po prostu, lekką ręką, zaczął czarować. Zespół pod dowództwem niezwykle wszechstronnego Michała Wojtasa (wokal, gitara, klawisze, harmonium indyjskie, Theremin) mając wiele argumentów, by doskonale prezentować się na scenie, spokojnie, bez pośpiechu wyciągał kolejne asy z rękawa, z każdą minutą budując coraz bardziej intrygujący i sugestywny dźwiękowy świat.
Twórczość Amarok w oryginalny, świeży sposób łączy rock, folk i ambient, czego efektem jest bogata w różnorodne brzmienia i smaczki muzyka z pogranicza progrocka i World Music. Z jednej strony zapłaczą skrzypce (z rąk Kornela Popławskiego), z drugiej zawyje Theremin, z trzeciej w orientalne rejony przeniosą słuchacza dźwięki dobywane z harmonium indyjskiego. A to tylko część szerokiego bukietu wielokulturowych brzmień, bo znakomitą robotę wykonuje też „uzbrojona” w instrumenty perkusyjne, bardzo aktywna Marta Wojtas. Wszystkie jej subtelne puknięcia, szelesty i dudnienia cudnie komponują się z ciekawymi, głównymi partiami perkusyjnymi Konrada Zielińskiego i basowymi Kornela Popławskiego.
Na bogatym, nieco orientalnym fundamencie rytmicznym, Michał Wojtas osadzał niebanalne partie gitar i ładne, zwykle łagodne i melancholijne wokale. Szkoda, że w drodze do Wrocławia jego gardło zaatakowała infekcja, przez co musiał się oszczędzać i nie wszystkie dźwięki wyciągał tak jak by chciał, i jak potrafi. Za to brzmienia gitarowe nieprzerwanie magnetyzowały, bo Wojtas ma ten rzadki dar wyczucia, kiedy „dołożyć do pieca”, kiedy złagodzić, kiedy zaserwować mocniejszą frazę, a kiedy subtelną melodię. A wszystko to podporządkowane jest najważniejszemu, czyli kompozycji. Bo to właśnie ich jakość w największym stopniu stanowi o dużej sile artystycznej Amaroka i o wysokim poziomie koncertów. Mimo szerokiego spektrum brzmieniowego i często niekonwencjonalnej konstrukcji utworów, wszystko jest spójne, a kolejne wątki rozbudowanych fragmentów instrumentalnych logicznie się rozwijają. Tu nie ma przypadków, tu jest pomysł i konsekwentna jego realizacja.
Amarok we Wrocławiu potwierdził, że jest intrygującym zespołem, złożonym z dobrych, wszechstronnych instrumentalistów, prezentującym znakomity repertuar (niedługo powinno być go więcej, bo wielkimi krokami zbliża się nowy album). Nic nie wskazuje na to, żeby grupa pozwoliła sobie w najbliższej przyszłości na obniżenie jakości kompozycji. W przyszłym roku będę niecierpliwie wyglądał kolejnej trasy, bo wrocławski koncert zdecydowanie wyostrzył mój apetyt na Amarok w wersji „na żywo”.
Set:
Anonymus / Nuke / It’s Not The End / Surreal / Hail Hail AI / The Orb / Hero / The Dark Parade / What You Sow / Hope Is