Co z progiem? – czyli przemyślenia na temat przyszłości rocka progresywnego

Krzysztof Zieliński

Ekspresja wewnętrznych przeżyć oraz ich utrwalanie w postaci dzieł sztuki znajduje swoje korzenie w naturze ludzkiej, która nie znosi próżni i stagnacji. Ciągła innowacyjność ludzka w dostrzeganiu nowych form ekspresji i oddziaływania na innych doprowadziła między innymi do rozgałęzienia się różnorodności muzyki na niezliczone gatunki, tworzące całe spektrum dźwiękowych sensacji i barw.

Gatunek rocka progresywnego jest gatunkiem eklektycznym (choć nie chaotycznym), gdyż poprzez brak swoistego „decorum” w komponowaniu i odgórnego ustalonego schematu twórczego, artyści (będący zarówno wykształconymi muzykami oraz samoukami) sami opisują ideę progresywności, ciągle ją rozwijając, aniżeli utrwalają jej określoną definicję. Samo słowo „progresywny”, czy „progresywność” jest przecież antytezą stagnacji, jednolitości i jednorodzajowości, gdyż kryje się pod nim ciągłe udoskonalanie i przełamywanie schematów myślowych. 

Artyści posiadają wrodzony talent do przekuwania rozproszonych myśli w skonkretyzowane dzieła sztuki, sięgają do rocka progresywnego i zapuszczają w nim korzenie przez to, że gwarantuje on niesztampowość, wolność oraz możliwości ciągłego, nieskrępowanego niczym rozwoju. Zarówno progres rocka symfonicznego jak i jego przedstawicieli możliwy jest przez napędzający go mechanizm, czyli człowieczy gen odkrywcy. Nie pozwala on ambitnym kompozytorom na zaspokojenie się odtwórczym działaniem bez postawienia kolejnego kroku dalej - ku nowym sonicznym doznaniom.

Przedstawiając charakterystykę rocka progresywnego, należy zwrócić uwagę, iż proces twórczy ma jeszcze drugi wymiar, który tyczy się odbiorcy wytwarzanego dzieła. Relacja twórcy i słuchacza to ciągły taniec, w którym artysta, by przyciągnąć do siebie nowych ludzi, prezentuje nowe kroki i konfrontuje ich z oczekiwaniami wobec gatunku, w którym tworzy. Twórca dążący do uniwersalności walczy w ten sposób z zaszufladkowaniem i sprowadzeniem jego działalności artystycznej do jednego medium/gatunku/rodzaju muzyki.

Nowatorskie rozwiązania od samych początków cechowały rock progresywny. Za przykład posłużyć może wykorzystanie instrumentów elektronicznych, takich jak syntezator EMS Synthi A z sequencerem w utworze „On The Run” przez zespół Pink Floyd na „Dark Side Of The Moon” z 1973 roku, czy też melotronu, który wchodził w aranżacje muzyczne wczesnych zespołów progresywnych.

„Przełomem”, który znajduje się na językach wszystkich w ciągu ostatnich lat jest, oczywiście, sztuczna inteligencja, która w galopującym tempie zadamawia się w każdym aspekcie życia – również w muzyce. Narastające konflikty wiążące się z jej pojawieniem i rozwojem dostrzegane są już przez największych ze sceny progresywnej, w tym przez Stevena Wilsona, który w obszernym poście w mediach społecznościowych zarysował czarny scenariusz dotyczący przyszłego pojmowania muzyki oraz opisanej wyżej relacji twórca-słuchacz:

Przewiduję scenariusz, w którym ani muzycy ani nagrane wcześniej utwory nie będą miały miejsca bytu. Muzyka będzie tworzona w czasie rzeczywistym przez sztuczną inteligencję po wprowadzeniu odpowiednich parametrów. Będzie można wybrać, kto ma zaśpiewać (Freddie Mercury, Aretha Franklin, John Lennon czy ktokolwiek inny), na jaki temat ma być utwór i jaki gatunek muzyczny ma reprezentować. Po wytworzeniu utworu, będzie można przesłać go dalej w świat dla innych słuchaczy, zachować na później albo usunąć (…).

Wizja zaproponowana przez króla rocka progresywnego zakłada więc, że ludzka innowacyjność osiągnęła kres, a przyszłość opanowana zostanie przez odtwórczą mieszankę dotychczasowych osiągnięć, która zaspokoić ma zachcianki chwili. Scenariusz ten sugeruje, że owa ogólnodostępna maszynka do muzyki, zaprogramowana przez zaawansowane algorytmy, tylko i wyłącznie powielać będzie ustalone schematy muzyczne, aniżeli wymyślać nowe rozwiązania.

Scenariusz Wilsona nakreśla perspektywę, w której więź fanów do określonego artysty/gatunku muzycznego zastąpiona jest ideą globalnej wioski kreatorów kontentu muzycznego (bo na pewno nie pełnoprawnych utworów muzycznych), czy też prompterów. Ludzie tacy mieliby wykorzystywać globalne systemy do generowania (bo na pewno nie komponowania) muzyki idealnie zgodnej z ich oczekiwaniami. Zaburzyłoby to sens wymyślania nowych kompozycji, gdyż w konsumencie (bo na pewno nie w fanie) nie istniałaby ciekawość odkrycia postępu/zmian/eksperymentów w nowym wydawnictwie ulubionych artystów. Jednolita i nijaka masa miałaby zastąpić wszelką kreatywność.

Zgodnie ze słowami Clive’a Nolana, z którym miałem przyjemność przeprowadzić wywiad przygotowując się do wystąpienia podczas międzynarodowej konferencji poświęconej rockowi progresywnemu Rock Progresywny: Poza Czasem, Gatunkiem, Geografią, problemem muzyki wytworzonej przez sztuczną inteligencję właśnie jest jej doskonałość i nieumiejętność łamania reguł w procesie twórczym. Paradoksalnie, w nieskazitelności kryje się sztuczność, a świadomość słuchania wytworu ludzkiej pomysłowości (nawet w przypadku, gdy efekt końcowy naznaczony jest skazami, czy to w aranżacji, czy miksie), nadaje całemu przeżyciu muzycznemu unikalną aurę transcendentalności podszytej ekscytacją wsłuchania się w czyjąś analizę, krytykę rzeczywistości czy też w przemyślenia.

Niemniej muzyka wytworzona przez człowieka broni się przed byciem wypartym przez zalanie syntetycznymi tworami AI tylko i wyłącznie gdy jej odbiorcą jest uświadomiony słuchacz, mający doświadczenie i odpowiednie przygotowanie, by docenić wartość dzieła muzycznego, dojrzeć jego wyjątkowość na tle tysięcy innych utworów. Warunkiem, by dojrzała muzyka była zrozumiana jest jej odbiór przez dojrzałego słuchacza - dojrzały słuchacz nie zadowoli się tworem balansującym na dolnej granicy przeciętności, gdyż w świecie pełnym różnorodnej muzyki stratą czasu byłoby karmienie się bezkształtną papką wyplutą w kilka minut przez bezduszny algorytm.

Rock progresywny, poprzez zerwanie ze strukturą „verse, chorus/zwrotka, refren”, umożliwia twórcy sięgnięcie po rozbudowane konstrukcje myślowe, prezentujące kompleksowe idee czy też złożone historie. Poprzez czerpanie całymi garściami z muzyki klasycznej, w tym muzyki romantycznej, progresywność zasadza się w tworzeniu tzw. muzyki programowej, będącej antytezą muzyki abstrakcyjnej. Programowość muzyki progresywnej polega na oparciu przekazu utworu, czy też nawet całego albumu na pozamuzycznym medium, będącym jednocześnie inspiracją danego dzieła i jego główną osią. Muzyka progresywna odznacza się więc nie dość, że dojrzałością poprzez przyświecające jej idee kompozycyjne i sięganie do dziedzictwa uduchowionej muzyki klasycznej, ale także ambicją poprzez poruszanie się w skomplikowanej tematyce. Rozbudowana głębia wymaga więc od słuchacza dojrzałości i koncentracji.

Przez przytoczone wyżej aspekty, rock progresywny znajduje się w „undergroundzie”, czyli jest zaprzeczeniem mainstreamu – muzyki, której celem jest sięgnięcie po jak największą liczbę słuchaczy, a nie dotarcie do wąskiego grona odpowiednio przygotowanych odbiorów mających określone gusta i oczekiwania (które, jak wcześniej wspomniałem, podlegają ciągłej konfrontacji z nowymi wizjami twórczymi artysty, co z resztą jest częścią progresywności). Obecna muzyka mainstreamowa odznacza się prostotą (a nawet trywialnością) oraz powtarzalnością zarówno kompozycyjną, jak i liryczną, więc jej stopniowe zastąpienie przez generowane sztucznie twory postępuje naturalnie. Sztuczna inteligencja już osiągnęła poziom prezentowany przez główny nurt. Czynnik ludzki może więc zostać zastąpiony przez odtwórcze myślenie maszynowe bez utraty jakości w przyjmowaniu takiej muzyki jako jej konsument (a nie miłośnik), bo w obiorcach muzyki mainstreamowej nie istnieje potrzeba konfrontacji oczekiwań i rozwoju wraz z odbiorcami poprzez wprowadzanie zaskakujących (może nawet czasem kontrowersyjnych) wrażeń dźwiękowych.

W dalszej części swojej wypowiedzi, dokładniej w konstatacji, Steven Wilson zadaje pytanie retoryczne: Czy większość w ogóle obchodzi, że nie słuchają człowieka?

Także poprzez dojrzałość słuchaczy muzyki progresywnej oraz jej nakierowanie na indywidualność i niepowtarzalność doświadczenia, obecnie istniejące systemy sztucznej inteligencji nie są w stanie dosięgnąć sonicznych wrażeń, jakie dostarcza muzyka tworzona przez twórcę ze sceny progresywnej. Do odporności na odtwórcze działania AI, oprócz warstwy czysto kompozycyjno-muzycznej, dochodzą również czynniki pozamuzyczne – m.in. niezastępowalność relacji twórca-fan, w której obie strony wnoszą wartość rozwijającą dany gatunek.

Czy w takim razie artyści progresywni powinni odrzucić możliwość skorzystania ze sztucznej inteligencji wbrew idei ciągłego postępu, by zachować swoją tożsamość?

Moim zdaniem – nie. Sztuczna inteligencja, podobnie jak wspomniane wcześniej instrumenty elektroniczne, jest kolejnym narzędziem, która (jeżeli wykorzystana mądrze), może usprawnić proces twórczy, ułatwić go i urozmaicić. Warunkiem jest jednak to, by wykorzystanie jej nie zastępowało ludzkiej innowacyjności i pomysłowości, która jest w stanie osiągnąć znacznie więcej niż obecnie nawet najbardziej zaawansowany sztuczny algorytm.

Nie należy ulegać stagnacji wynikającej z uprzedzeń wobec postępu technologicznego. Postęp jest naturalny, tak samo jak ewolucja muzyki. Najważniejszym jest jednak, by w świecie ciągłych nowości nie zatracić się w nim i kontrolować go, by służył muzyce, a nie na odwrót. Narzędzie musi pozostać tylko jednym ze środków do osiągnięcia celu, a nie być celem samym w sobie.

Zgodnie ze słowami Clive’a Nolana, rock progresywny przetrwa, ponieważ adresuje specyficzną potrzebę odbioru i tworzenia muzyki. Prog wypełnia lukę, jest pomostem między muzyką klasyczną, a muzyką rockową oraz oferuje szeroki (jak nie najszerszy) wachlarz muzycznych doznań, umożliwiających ekstrawaganckie rozwiązania aranżacyjne. Ekspresja w progresywności jest odporna na nagłe zmiany w produkcji i kreacji muzyki, ponieważ je naturalnie inkorporuje na rzecz własnego, nieskrępowanego niczym rozwoju, a wszelkie patologie związane ze wstrząsami technologicznymi mogą zostać wyparte przez oddziaływanie miłośników muzyki progresywnej, niegodzącymi się na degradację ich ulubionego gatunku.

Rock progresywny więc, w przeciwieństwie do muzyki mainstreamowej, nie ulegnie uwstecznieniu tak długo, jak jej odbiorcy i twórcy będą wspólnie kultywować oraz szanować pierwotne założenia progresywności, przy jednoczesnej inkorporacji nowych rozwiązań wpisujących się w naczelną ideę ciągłego rozwoju.

Wszystko w naszych rękach, drodzy proggersi.

Eviva l'arte!

Felieton grafika830

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok