Progressive Nation 2009 (Dream Theater, Opeth, Bigelf, Unexpect) - Bydgoszcz, Łuczniczka, 30.09.2009
Objazdowy Festiwal Progressive Nation 2009 zawitał do Polski. Bardzo dobrze, że tak się stało, gdyż za jednym razem mieliśmy okazję obejrzeć i posłuchać cztery intrygujące (oraz niezwykle różnorodne) zespoły grające szeroko rozumianą muzykę progresywną. Organizacja festiwalu była bardzo sprawna, aczkolwiek wejścia hali „Łuczniczka” zostały otworzone odrobinę za późno (rozpoczynająca imprezę formacja Unexpect wyszła już na scenę podczas, gdy część widowni w dalszym ciągu znajdowała się na zewnątrz obiektu). Poza tym małym niedopatrzeniem cała reszta dopięta była na ostatni guzik, a i samo miejsce koncertu świetnie spełniało swoją rolę.
Unexpect. Kanadyjska grupa łącząca w swej twórczości rozmaite odmiany metalu, klasykę, jazz czy też elektronikę zagrała bardzo energetyczny, ale niestety króciutki 30-minutowy set. Siedmiu muzyków na scenie, oryginalny wygląd, a przede wszystkim wymykająca się wszelkim klasyfikacjom muzyka – poszukująca, nieujarzmiona i trudna w odbiorze. Dla mnie osobiście największą atrakcją tego występu było usłyszenie na żywo fragmentów rewelacyjnego albumu „In A Flesh Aquarium”. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś przyjadą do Polski, gdyż jest to unikatowy zespół na mapie progresywnych dźwięków.
Bigelf. Diametralna zmiana klimatu. Amerykanie z Bigelf czerpią pełnymi garściami z muzyki rockowej lat siedemdziesiątych (Black Sabbath się kłania), a gdy dodamy do tego sporą ilość autorskich pomysłów to uzyskamy interesujący efekt końcowy – połączenie energii hard rocka z dzikością rocka psychodelicznego. I to wszystko było słychać na bydgoskim koncercie – w 30 minutach muzycy zaprezentowali swoje największe atuty. Warto odnotować, że w pewnym momencie na scenie pojawił się Mike Portnoy z Dream Theater, wywołując swą obecnością i grą na perkusji żywiołową reakcję publiczności. Myślę jednak, że i bez tej niespodzianki zespół Bigelf zasłużył na duże brawa za swój występ.
Opeth. 60 minut szwedzkiej magii. Moim zdaniem najlepszy koncert wieczoru – najrówniejszy, najpiękniejszy i wywołujący najwięcej emocji. Świetny dobór utworów – klimatyczny „Windowpane”, powalający „Deliverance”, „Reverie/Harlequin Forest” z rewelacyjnymi końcowymi łamańcami perkusyjnymi, a także tematy z ostatniej studyjnej płyty „Watershed” – „The Lotus Eater” i „Hex Omega”. Perfekcyjne połączenie spokoju z ciężarem, czystego śpiewu z growlem, melodyjności z zabójczą techniką. A co najważniejsze, w przypadku Opeth muzyka stoi na pierwszym miejscu – nie ma tu miejsca na żadne sceniczne wygłupy. I pewnie dlatego był to tak fantastyczny koncert.
Dream Theater. Finał Progressive Nation 2009 nie powalił mnie na kolana. W głównej mierze był to wynik zaprezentowanej przez zespół setlisty. Obok rzeczy porywających („The Dance Of Eternity”/„One Last Time” czy „The Mirror”/„Lie”) zdarzały się także fragmenty dość przeciętne (cukierkowy „Hollow Years” czy przewidywalny „A Rite Of Passage”). Trzeba przyznać, że występ Dream Theater był kapitalnie nagłośniony, dzięki czemu momentami aż ciarki przechodziły po plecach. Poza standardowymi kompozycjami znalazło się też miejsce na wirtuozerskie solówki poszczególnych członków grupy, które niezmiennie robią spore wrażenie i pokazują wspaniały warsztat techniczny muzyków. Set Teatru Marzeń trwał godzinę i dwadzieścia minut plus bis w postaci kompozycji „The Count Of Tuscany” (swoją drogą pięknie wykonanej). Udany był to występ. Może nie tak spójny i porażający jak ten autorstwa Opeth, ale potwierdził wysoką koncertową formę Amerykanów.
Cóż można dodać na koniec? Świetny festiwal – interesujący zestaw zespołów, sprawna organizacja, dobrze nagłośniona hala. Oby tak dalej. A może formacja Dream Theater ponownie odwiedzi Polskę z przyszłoroczną edycją Progressive Nation? Trzymajmy kciuki.