„Polar Human Circle” to już piąty album w dorobku włoskiego zespołu Raven Sad. Rozpoczął on działalność w 2005 roku z inicjatywy multiinstrumentalisty i głównego kompozytora Samuele Santanny. Stosunkowo szybko wydał trzy pierwsze płyty, lecz po ostatniej z nich, „Layers Of Stratosphere” (2011), zniknął na prawie dziesięć lat. Jednak przed trzema laty powrócił w mocno zreformowanym składzie (Samuele Santanna – gitary, Fabrizio Trinci – instrumenty klawiszowe, Gabriele Marconcini - wokal, Francesco Carnesecchi - perkusja, Marco Geri – bas) i z bardzo dobrze przyjętym przez krytyków i słuchaczy krążkiem „The Leaf And The Wing”.
Teraz Raven Sad idzie za ciosem i przedstawia nowy album zatytułowany „Polar Human Circle” nagrany w tym samym składzie osobowym i oferuje swoim fanom kolejną fascynującą, progresywną podróż przez intensywne pejzaże dźwiękowe o ogromnej mocy i sugestywnej sile artystycznego wyrazu. Koncepcja płyty zawiera się w siedmiu utworach, których teksty, śpiewane ekspresyjnym głosem przez Gabriele Marconciniego (którego barwa z nosową artykulacją oraz lekko drżącym vibe’em nieustająco kojarzy mi się z Martinem Edenem z grupy Chandelier), prowadzą słuchacza do rozważań dotyczących kondycji gatunku ludzkiego i jego zdolności do przetrwania. Od strony muzycznej Raven Sad łączy na „Polar Human Circle” progresywny metal lat 90. (Queensrÿche) z bardziej nowoczesnymi brzmieniami (Riverside, Porcupine Tree, późniejszymi dziełami Marillion czy też, ze wspomnianych już względów, z Chandelier). Wszystko to jednak zawieszone jest w neoprogresywnej przestrzeni i jestem pewien, że sympatycy tego gatunku znajdą wiele radości podczas słuchania tego albumu. Zespół przedstawia na nim utwory krótsze i bardziej bezpośrednie niż w przeszłości z jednym epickim utworem – tytułową kompozycją „Polar Human Cirle”, która w ciągu blisko 27 minut rozwija się pośród psychodelii, progresywnych zmian tempa, fascynujących sekcji orkiestrowych i dysonansowych fug. Dostojne, wielobarwne i wielowątkowe to dzieło. Epicki rozmach, niezliczona liczba przykuwających uwagę słuchacza tematów, precyzja kompozycyjna, biegłość wykonawcza i dbałość o każdy najmniejszy szczegół... Czegóż tu nie ma? Kompozycja ta zawiera w sobie nie tylko kwintesencję stylistyki i brzmienia grupy Raven Sad, ale jest doskonałą wizytówką współczesnego prog rocka. Do absolutnej doskonałości brakuje jej naprawdę niewiele. To rzecz z gatunku tych, o których łatwo się nie zapomina. Choć jest długa i trzeba poświęcić jej nie tylko trochę czasu, ale i mnóstwo uwagi (gdyż tyle się w niej dzieje), by nic nie umknęło, nic nie schowało się w piętrowo ułożonych warstwach sonicznych strumieni dobywających się z głośników. Trzeba tej kompozycji posłuchać raz i drugi i trzeci, a najlepiej im więcej tym lepiej, bo za każdym razem odsłania ona przed słuchaczem coś nowego, niedostrzegalnego przy poprzednim przesłuchaniu. Polecam z całego serca, bo to wymarzona kompozycja na finał tej, skądinąd, udanej płyty.
Ale zanim finał, mamy na „Polar Human Circle” trwającą pół godziny, pierwszą, umowną, część tego albumu, na którą składa się sześć tematów. Pierwszy, „Andenes”, to znakomity, rozpoczynający się spokojnie w iście marillionowskim niespiesznym, rozmarzonym stylu opener, który w miarę upływu czasu delikatnie nabiera tempa i nie tylko wysoko wiesza poprzeczkę, ale też jasno definiuję atmosferę, w jakiej utrzymany jest materiał wypełniający całą płytę.
„When The Summer Collapses Into Fall” oraz „Point Nemo (Nautilus Last Voyage)” to kolejne dwa nośne numery zawieszone na pograniczu progresywnej psychodelii i marzycielskiego neoprogresu, które trzymają poziom i swoim muzycznym magnetyzmem skupiają uwagę odbiorcy. Szczególnie drugi z nich z rewelacyjną partią trąbki (Alessandro Drovandi) oraz głosem spikerki (Karoline Gierymski) robi ogromne wrażenie. Połączone są one ze sobą niespełna dwuminutową kodą „A Tiny Passage To Outer State”, która ze swoją orkiestrową aranżacją jest wspaniałym pomostem łączącym muzyczne światy grupy Raven Sad.
Kolejne nagranie, „The Obsidian Mirror”, to konstrukcyjnie najprostszy utwór w tym zestawie. Pewnie dlatego został wybrany na singiel promujący nowe wydawnictwo Włochów. Jednak jak na potencjalny przebój jest za mało… przebojowy, a swoim poziomem trochę odstaje od pozostałych nagrań. Nie powiem, że zrobił on na mnie duże wrażenie, gdyż siła płyty „Polar Human Circle” leży nie tyle w prostocie, co w kompleksowości, muzycznej wielowarstwowości i wielobarwnej różnorodności. Ale i tak warto zwrócić w tym nagraniu uwagę na ciekawe partie gitar oraz lawinę klawiszowych sekwencji w tle.
Wreszcie ostatni z tych „krótszych” utworów to „The Bringer Of Light” (trwa 7 i pół minuty). Jest to prawdziwy progresywny gigant, być może nie tyle subtelny, co monumentalnie brzmiący i robiący piorunujące wrażenie swoim klimatem opartym na strzelistych partiach gitar (rozpoczynająca się w połowie szóstej minuty solówka jest jedną z najpiękniejszych, jakie znalazłem na znanych mi tegorocznych płytach) i delikatnej linii wokalnej (w finale pojawia się dwugłos Gabriele Marconcini – Morgana Bartolomei, która tu i ówdzie pojawia się gościnnie na tej płycie w chórkach) podkreślonej doskonałością precyzyjnego rytmicznego brzmienia.
A zaraz po tym utworze rozpoczyna się danie główne tego albumu – omówiona już przeze mnie tytułowa suita, będąca prawdziwą wisienką na tym muzycznym torcie.
Płyta została nagrana w studiu Sonoria (Prato, Włochy), którego właścicielem jest Andrea Benassai. Odegrał on niezwykle ważną rolę w nadaniu ostatecznego kształtu temu wydawnictwu. Nie tylko odpowiedzialny jest on za produkcję całego materiału, nie tylko zajął się orkiestrowymi aranżacjami, ale także zagrał na fortepianie w jednej z części wspomnianej już wielowątkowej tytułowej suity. Można go śmiało nazwać szóstym członkiem zespołu Raven Sad.
I na koniec jeszcze jedna, poniekąd pozamuzyczna, uwaga. Bardzo przypadła mi do gustu szata graficzna tego albumu. Jej stronę ikonograficzną tworzą wymowne i dające do myślenia fotografie Gustava Willeita. Stanowią one bardzo istotny element wizualny i konkretną scenerię wielkiej muzycznej podróży w kierunku granic cywilizacji, której, wszyscy słuchający płytę „Polar Human Circle”, stają się mimowolnymi uczestnikami.