Enid: Fenomen zwany The Enid

Janusz "Janus" Groth

Fenomen zwany The Enid

ImageW zeszłym roku minęła 35. rocznica ukazania się debiutu płytowego grupy The Enid. Zespół ten nigdy nie zdobył u nas dużej popularności, pozostał znany tylko wąskiej grupie odbiorców. Założyli go pianista Robert John Godfrey oraz dwaj gitarzyści Stephen Stewart i Francis Lickerish. Mózgiem formacji od samego początku był Robert John Godfrey - absolwent Royal College of Music oraz Royal Acedemy of Music, odpowiedzialny za orkiestracje wczesnych płyt Barclay James Harvest. Styl The Enid najczęściej określa się jako rock symfoniczny. Jest to połączenie muzyki klasycznej, symfonicznej z rockiem, bo w swej twórczości zespół jest chyba bliżej muzyki symfonicznej niż rocka, pomimo stosowania typowo rockowego składu instrumentalnego, gdzie rolę orkiestry pełnią syntezatory lidera.

Grupa dwukrotnie zawieszała działalność. Wielokrotnie zmieniała też swój skład. Z pierwotnego pozostał tylko lider i perkusista Dave Storey. Początek funkcjonowania zespołu przypadł na czas punkowej rewolucji. Od pierwszych dni swego istnienia był więc „niemodny i staroświecki”. Pomimo tego udało mu się jednak zdobyć niemałą grupę fanów w Wielkiej Brytanii. Także gdy na początku lat 80. przez Wyspy przetoczyła się tzw. nowa fala brytyjskiego rocka progresywnego, The Enid był wsparciem dla młodych grup. Kilka z nich grało jako support dla The Enid.

Wczesne albumy zespołu (z lat 1976-79) były kilkukrotnie wznawiane albo raczej „przetwarzane”. Zmieniano na nich układ nagrań, cześć kompozycji została zrealizowana ponownie, kilka pominięto, pojawiły się całkiem nowe fragmenty. Płyty zyskały całkiem nowe szaty graficzne. Przyczyny tego były różne, niezmiennie jednak Robert John Godfrey bawił się muzyką swojego zespołu, podobnie jak to teraz czyni Ryszard Kramarski z twórczością Millenium. W zawiłościach dyskograficznych The Enid orientują się zapewne tylko najwierniejsi fani i lider formacji. Od zeszłego roku zespół rozpoczął reedycję starych płyt w ich pierwotnych wersjach i z oryginalnymi okładkami.

"In The Region Of The Summer Stars”

Image„In The Region Of The Summer Stars” to wydany w 1976 roku płytowy debiut The Enid. To podróż przez ludzkie życie, gdzie kolejne jego etapy symbolizują karty tarota: głupiec, wieża, śmierć, kochankowie, diabeł, słońce, sąd ostateczny. Album zrealizowany jest z ogromnym rozmachem aranżacyjnym, jest bardzo zróżnicowany w nastroju, tak jak zróżnicowane jest nasze życie. Dynamiczny „Fool”, „Death, The Reaper” - refleksyjny i wyciszony z mocnymi patetycznymi wstawkami, „The Lovers” - delikatny i rozmarzony, oparty na linii melodycznej fortepianu, „The Devil” – głośny, niespokojny i poszarpany, z motywem zaczerpniętym z „Nocy na Łysej Górze” Modesta Mussorgskiego, „The Sun” – ciepły, pogodny, powoli rozwijający się od delikatnego wstępu do podniosłego orkiestrowego zakończenia, „The Last Judgement” – rozbudowany, patetyczny, z narastającym napięciem, oparty o figurę rytmiczną zaczerpniętą z Bolero Maurice Ravela, tytułowy „In The Region Of The Summer Stars” – po trosze sielankowy, ze śpiewnymi motywami gitarami, po trosze patetyczny. Całość jest muzycznie złożona, wymagająca wielkiego skupienia, aby wyłowić wszystkie niuanse harmoniczne i aranżacyjne, ale przy tym łagodnie płynąca i nie męcząca.

"Aerie Faerie Nonsense”

Image„Aerie Faerie Nonsense” powstał niecałe dwa lata po debiucie. Inspiracją dla muzyki były mity irlandzkie oraz poematy Roberta Browninga i Louisa MacNeice. Album ma dwa oblicza, każde zaprezentowane po innej stronie winylowego krążka. Pierwsza strona to pogodne i dość słodkie kompozycje, z dominującymi brzmieniami syntezatorów. Wyróżnia się na niej rozbudowany, dynamiczny i najbardziej rockowy „Childe Roland”. Dziś po ponad 30 latach od nagrania utwory te brzmią trochę archaicznie. Najgorzej czas obszedł się z słodkim, syntezatorowym „Mayday Galliard”. Bardzo się on zestarzał, stanowi dziś już tylko sympatyczną ciekawostkę.

Na szczęście na oryginalnej drugiej stronie analoga znajdziemy inne, o wiele ciekawsze oblicze zespołu. Tworzy je dwuczęściowa suita „Fand”. To smutna opowieść o królowej Elfów, tytułowej Fand. Wspaniała wielowątkowa kompozycja, w której grupa rockowa zmieniła się w wielką orkiestrę symfoniczną. Muzycy The Enid wyczarowują ze swoich instrumentów poszczególne sekcje orkiestry, nawet perkusista gra jakby był członkiem wielkiej orkiestry symfonicznej. Chyba żadnej innej grupie nie udało się tak doskonale oddać brzmienia orkiestry, jak grupie Enid na tej właśnie płycie. Efekty porównywalne, a koszty mniejsze. Piękna, nastrojowa i niezwykle ciepła to muzyka. Dla tej świetnej kompozycji warto mieć ten album.

"Risen (Arise And Shine volume 2)”

ImageW obecnym składzie The Enid ze starych muzyków pozostał tylko lider Robert John Godfrey oraz perkusista Dave Stoey. Grupa ciągle koncertuje i co kilka lat wydaje albumy z nowymi kompozycjami. W ubiegłym roku ukazała się płyta „Journey’s End”, którą recenzowaliśmy na łamach MLWZ. Oprócz tego muzycy postanowili nagrywać w studio starsze utwory, które ma w swym repertuarze koncertowym obecne wcielenie The Enid. „Risen” to już drugi krążek z takimi odświeżonymi kompozycjami. Wybrano je z różnych okresów działalności i nagrano w The Lodge Recording Studio w Northampton pomiędzy styczniem a majem 2011r. Dla osób nie znających dorobku The Enid, może stanowić on doskonałe wprowadzenie w ich muzyczny świat. Całość doskonale oddaje ducha oryginałów, jest tylko trochę odświeżona, brzmi nowocześniej. Centralnym punktem wydawnictwa jest suita „Fand” z przedstawionego wyżej albumu „Aerie Faerie Nonsense”. Zaprezentowana jest tutaj w dłuższej i subtelniejszej wersji. Oprócz tego słyszymy m.in. kompozycję „Spring” robiącą wrażenie ilustracji dźwiękowej do pogodnej bajki rysunkowej oraz kolejny fragment urokliwej płyty „Aerie Faerie Nonsense” - „Childe Roland”, tutaj w wersji bardziej przejrzystej i z lepiej wyeksponowanym podniosłym finałem. Na krążku są też dwa utwory wokalno-instrumentalne. Mniej klasycyzujący i bardziej rockowy „Something Wicked This Way”, kojarzący się z dokonaniami The Alan Parsons Project, oraz „Mockingbird” - klasyk, jeden z najdoskonalszych utworów z repertuaru BJH, powstały przy udziale Roberta Johna Godfreya. Przedstawiony tutaj w zmienionej i bardziej orkiestrowej, czyli takiej, jakiej można było się spodziewać po The Enid, wersji. To kolejny dobry krążek w obszernym dorobku zespołu. Dla fanów miła niespodzianka, dla pozostałych idealny krążek do pierwszego kontaktu z muzyką zespołu. 

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!