Oficjalna premiera najnowszej płyty „Weather Systems” zespołu z Liverpoolu miała miejsce 16 kwietnia tego roku, a już kilka dni później mogliśmy się przekonać jak kompozycje z tego albumu brzmią na żywo. Występy zespołu można było zobaczyć w naszym kraju w dwóch miastach: w Krakowie i Poznaniu. Zainteresowanie nimi było ogromne, o czym świadczy fakt, że już na kilkanaście dni przed koncertem wyprzedano wszystkie bilety. Dzięki Małemu Leksykonowi Wielkich Zespołów otrzymałem zaproszenie na to wyjątkowe - nie tylko dla mnie - spotkanie z muzyką bardzo piękną, majestatyczną, wielowarstwową i odmienną. Wszystko to również za sprawą występu grupy Amplifier, która tym razem supportowała gwiazdę tego wieczoru.
Jadąc do Krakowa zastanawiałem się jak będzie wyglądał ten koncert, co zagrają główni bohaterowie tego wieczoru, czym i w jaki sposób zaskoczą i poderwą swoich fanów, jakimi emocjami wzruszą nasze serca, czy wywołają łzy wzruszenia przy słuchaniu tak wspaniałych utworów z ich dotychczasowej twórczości? Oczywiście w moim samochodowym odtwarzaczu nie zabrakło ich najnowszej płyty, której brzmienie tak bardzo mnie pochłonęło, że słucham jej bardzo często.
Koncert rozpoczął się punktualnie o godzinie 20:00, co zazwyczaj rzadko się zdarza na takich imprezach. Jako support wystąpił zespół Amplifier. Miałem już kiedyś okazję uczestniczyć w ich koncercie, a było to 28-07-2011, gdy grali w katowickim Spodku, przed grupą Dream Theater. Nie był to długi występ, o czym już pisałem w swojej relacji z tamtej imprezy. Tym razem nadarzyła się okazja do dłuższego kontaktu z ich muzyką, kapela grała około 50 minut dając widzom mocną dawkę gitarowych dźwięków i wprawiając ich w swoisty trans. Panowie ubrani w czarne koszule i krawaty z białym logo z płyty "Octopus" zamienili gitarowy „jazgot” w psychodeliczne, pełne ekspresji melodyjne brzmienie, dzięki niesamowitemu głosowi gitarzysty i wokalisty Sela Balamira. Kapelę reprezentowali również: basista Neil Mahony i perkusista Matt Brobin. Muzyka w wykonaniu Amplifier przepełniona była niesamowita rockową energią. Siła ich kompozycji przyciągała uwagę nie tylko miłośników ich utworów, ale również tych, którzy spotkali sie z nimi po raz pierwszy. W moim odczuciu zagrali bardzo interesujący koncert, doskonale wypełniając czas i rozgrzewając bardzo licznie zgromadzoną publikę w krakowskim Klubie Studio. Z każdym występem tej formacji i jej muzyką odczuwam przychylne nastawienie do tego typu kompozycji, które wykonują. Na setlistę koncertu złożyły się następujące utwory: „Continuum”, ”Panda”, ”Motorhead”, ”The Wave”, ”Interglacial Spell”, ”Interstellar” i „Neon”. Po koncercie można było spotkać członków zespołu przy stoliku z płytami, gdzie chętnie podpisywali swoje albumy.
Po przerwie technicznej, około godz. 21:20, przy dźwiękach muzyki zespołu Pink Floyd z płyty „A Momentary Lapse Of Reason”, na scenę wyszli bracia Cavanagh i rodzeństwo Douglas. Fani przywitali ich bardzo gorąco, a już pierwsze dźwięki kompozycji otwierającej ich najnowsze dzieło sprawiły ogromną radość i wywołały olbrzymi aplauz zgromadzonej publiczności. Trudno jest opisać tak wspaniałe momenty, a jeszcze trudniej dobrać odpowiednie słowa, które oddałyby emocje towarzyszące słuchaczom podczas tego koncertu. Dużym, pozytywnym zaskoczeniem, chyba nie tylko dla zespołu, była znajomość kompozycji z najnowszego, dopiero teraz promowanego albumu. Wspólny śpiew wytworzył niewidoczną więź łączącą zespół ze zgromadzoną publicznością, rodzaj pozytywnej energii wytworzonej pod sceną, pozwalającej na przełamanie barier i budowanie wzajemnych relacji. Ta muzyczna chemia dodawała odwagi i pewności obydwóm stronom uczestników tego widowiska. Dało się wyczuć oraz zobaczyć jak publiczność żywiołowo reaguje na piękno głosów i brzmienie instrumentów, którymi posługują się muzycy Anathemy.
Jak wielkim przeżyciem dla samego zespołu był ten występ, można się było przekonać, gdy coś nie tak zabrzmiało, a trema nieco sparaliżowała. Publiczność potrafiła wtedy dodać otuchy i cierpliwie poczekać, aż wszystko zagra tak jak powinno. Komentarz samego Vincenta Cavanagha do tej sytuacji wyrażony był na bardzo polski sposób, jednym z najbardziej powszechnych przekleństw wypowiedzianym w naszym ojczystym języku ;-).
Najważniejsza pozostała jednak muzyka, która potrafiła zaciekawić, zauroczyć, należycie dawkować emocje i nastrój elementami melancholii. Wyrażanie myśli poprzez mocniejsze fragmenty w muzyce Anathemy pozwala przekazać ich wartość i stwarza kontrast pomiędzy dwoma muzycznymi obliczami zespołu. Z jednej strony słuchamy progresywno-rockowych utworów, z drugiej urocze stonowane kompozycje, które pozwalają słuchaczowi na moment wytchnienia i refleksji podczas koncertu.
Zespół Anathema podczas tego wieczoru zaprezentował nagrania z płyt: „Weather Systems”, ”We’re Here Because We’re Here”, ”Judgement”, ”A Fine Day To Exit” i „A Natural Disaster”. Kompozycje zostały tak dobrane i zagrane w takiej kolejności, że pozwoliły publiczności na żywiołową, bardzo energiczną reakcję. Kapela każdorazowo podrywała fanów muzyką pełną silnego przekazu. Wszyscy reagowali znakomicie i wykazywali pełne zaangażowanie, nie tylko balansowaniem ciała, podskokami czy gorącymi owacjami, ale i wspólnym z zespołem, głośnym śpiewem. Doskonale swoją rolę rockowego „wodzireja” odegrał Daniel Cavanagh podrywając wszystkich gestami i grą na gitarze do wspólnej zabawy. Tak rozgrzana widownia mogła chwilami odetchnąć za sprawą przeuroczych, spokojnych kompozycji, które zaśpiewane w pięknym duecie Vincenta i Lee pozwoliły na niezapomniane duchowe przeżycie. Bardzo mistyczne uczucie ogarnęło mnie w trakcie ich wspólnego śpiewania, patrząc jak bardzo emocjonalnie podchodzą do tych utworów zostałem głęboko wzruszony i nie wstydzę się powiedzieć, że w moich oczach pojawiły się łzy. Tak pięknego koncertowego wieczoru nie sposób w pełni sobie wyobrazić, niełatwo go również opisać. To trzeba osobiście przeżyć, zanurzyć się w tych dźwiękach, zostać porwanym pod scenę, być na wyciągniecie ręki od zespołu. Taki kontakt pozwalał zobaczyć jak Vincent Cavanagh patrzył swoim wzrokiem, czasami przeszywającym nas na wylot, a czasami nieobecnym.
W mojej ocenie był to bardzo dobry koncert obfitujący w piękne chwile, które mogłem przeżyć w klubie Studio wraz z licznie zgromadzoną publicznością. Zespół powiedział, że uwielbia grać swoje koncerty dla tak żywo reagującej widowni. Czas szybko mija, a jeszcze szybciej podczas takich muzycznych wydarzeń. Blisko dwu i półgodzinny występ Anathemy dobieg końca. Nie odczuwałem zmęczenia, pomimo tego, że ponad cztery godziny spędziłem w pozycji stojącej. Do takich koncertów bardzo często wraca się w swoich wspomnieniach, które pozostają w naszym sercach, a każdy usłyszany utwór z ich repertuaru ponownie przywołuje tamte obrazy i emocje.
Kolejne koncerty Anathemy w naszym kraju już na początku października. Wydaje się, że to odległy czas. Radzę jednak nie zwlekać z zakupem biletów, bo taki koncert trzeba koniecznie zobaczyć! Ja mam zamiar jeszcze raz przenieść się w inną rzeczywistość koncertową…
Anathema podczas tego występu zagrała: “Untouchable Part 1“, “Untouchable Part 2“, “Lightning Song”, “Thin Air”, “Dreaming Light“, “Everything”, “Deep”, “Emotional Winter”, ”Wings Of God“, “A Simple Mistake“, “Storm Before The Calm”, “The Beginning And The End”, ” Universal“, ”Panic”, “The Lost Child”, “Internal Landscapes”, “Closer”, “A Natural Disaster”, ”Flying” i ”Fragile Dreams”.
„Untouchable Part 2” – Anathema
Why I should feel this way
Why I should feel the same
Something I cannot say
Something I can't explain
I feel you outside
At the edge of my life
I see you walk by
At the edge of my sight
Why I should follow my heart
Why I should fall apart
Why I should follow my dreams
Why I should be at peace
I feel you outside
At the edge of my life
I see you.. walk by
At the edge of my sight
I had to let you go
To the setting sun
I had to let you go
And find a way back home
I had to let you go
To the setting sun
I had to let you go
And find a way back home
(When I dream, I see you)
I've never seen a light that's so bright
Blinded by the light that's inside
Blinded by the light that's inside you
I had to let you go
To the setting sun
I had to let you go
And find a way back home