Nie wiem, czy powinienem opisywać koncert zespołu, który w naszym kraju gościł już po raz siódmy. Jednak to dopiero druga, obfitująca w kilka koncertów trasa po naszym kraju. Można pomyśleć, iż w zasadzie RPWL zagrali już wszystko, co można było zagrać na żywo, włącznie z rejestracją ich występu w Teatrze im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, która to ukazała się na DVD. Więc czy warto po raz kolejny wracać do tematu koncertów RPWL w Polsce? Oczywiście, że warto, a nawet trzeba. Ta zachodnioniemiecka formacja cieszy się w naszym kraju ciągle rosnącą popularnością. Muzyka tego genialnego ze wszech miar zespołu jest przynajmniej dla mnie idealnym połączeniem wyszukanych i oryginalnych brzmień, mających solidny fundament w postaci fascynacji psychodelicznym fenomenem Pink Floyd, solidnego rockowego grania, jak również pełnych uroku melodii. Jednym słowem ideał. Lepszego powodu chyba być nie może, by udać się na koncert, a później o nim coś napisać. Jest jeszcze jeden ważny powód. Wyjątkowy, bardzo udany ostatni album „Beyond Man And Time”. Dla mnie jedna z najważniejszych płyt ostatnich lat. To wystarczające powody, dla których ciągle warto interesować się tematem RPWL.
Ten czwarty koncert na polskiej części trasy promującej ostatni album zespołu odbył się w Bielskim klubie Klimat. Ładne, czyste, przestronne i przyjemne miejsce z kompetentną i kulturalną obsługą. Piszę o tym, bo nie jest to bez znaczenia dla osób, które jeszcze tam nie były, a pewnie przyjdzie im kiedyś wybrać się do tego miejsca na jakieś ciekawe wydarzenie muzyczne. Klub usytułowany jest w sercu miasta. Łatwo dotrzeć do niego z dworców PKP i PKS i wrócić na nie.
Ostatni krążek grupy tak działa na moją wyobraźnię muzyczną, iż z wielką radością czekałem na moment, w którym usłyszę garść tych najnowszych kompozycji na żywo. Kilka minut po godzinie 19. Yogi Lang, Kalle Wallner, Werner Taus, Markus Jehle oraz Marc Turiaux wyszli na scenę. Trzeba pamiętać, że Yogi będący liderem i mózgiem zespołu wymienił sekcję rytmiczną na nową i zatrudnił jednego klawiszowca, ale za to na stałe. Więc zespół objawił nam się na scenie w odmienionym, świeżym i jak się szybko okazało doskonale zgranym składzie. To odmłodzone RPWL zabrzmiało jak dla mnie genialnie. Zespół zagrał profesjonalnie. I za to ich kocham, ot tak po prostu. Być może jestem nieobiektywny – no trudno ;-).
Kolejną nowością w programie koncertowym RPWL jest prezentowanie ostatniego dzieła w całości. Takie posunięcie jest teraz na fali, a poza tym nie wyobrażam sobie rozbicia zwartej muzycznej i literackiej myśli Yogi’ego Langa na części.
Album „Beyond Man And Time” jest wynikiem inspiracji Yogi’ego Langa notatką sporządzoną przez Nietzschego w 1881 r. odwołująca się do momentu olśnienia, którego doznał przeżywając i kontemplując widok potężnej skały o piramidalnym kształcie. Cała ta metafizyczna sytuacja miała miejsce podczas wędrówki alpejską doliną Engandyną w Szwajcarii nad jeziorem Silvaplana w regionie położonym 6000 stóp n.p.m. Stąd tytuł tej notatki „6000 stóp ponad człowiekiem i czasem”. Uściślając, olśnienie to odnosi się do idei „wiecznego powrotu”, która to idea pojawiła w „Wiedzy radosnej” i została rozwinięta w dziele „Tako rzecze Zaratustra”. Może za sprawą fascynacji i poszukiwań lidera RPWL ktoś sięgnie głębiej do filozofii Nietzschego. Yogi Lang od zawsze inspirował się filozofią, literaturą i najogólniej rzecz ujmując światem. Choćby płyta „World Through My Eyes” zainspirowana została jego podróżą do Indii.
Na koncercie RPWL dostaliśmy sceniczny obraz tego albumu. Yogi Lang połączył muzykę i warstwę słowną albumu z wizualizacjami na dwóch prostokątnych ekranach po bokach sceny związanych ściśle ze słowem i muzyką. Yogi wcielał się w postaci z albumu odpowiednio dobierając przebranie. Pierwsza część występu zasługuje na miano spektaklu teatralnego. A muzycznie materiał zagrany właściwie w 100% jak w studio poza jednym wyjątkiem. Siódma ścieżka z płyty zatytułowana „Somewhere In Between” na albumie jest krótką miniaturą muzyczną. Na koncercie zaś zespół pokusił się o rozbudowanie tego utworu i wyszedł z tego wczesno floydowy, psychodeliczny, fenomenalny kawał muzyki. Yogi wcielał się w każdą z postaci z albumu i był bardzo przekonywujący w swoich poczynaniach scenicznych. Wizualizacje uzupełniały treści płyty i nie wprowadzały dysonansu oraz przerostu formy nad treścią. Często tak bywa, że wizualna strona koncertu różni się od treści płyty i po prostu przeszkadza. Tu było idealnie. Mam nadzieję, że Yogi i spółka utrwalą tę sceniczną interpretacją „Beyond Man And Time” na DVD.
Po przerwie trwającej 15 minut ponownie zespół pojawił się na scenie. Druga część koncertu do tzw. „greatest hits”. RPWL zagrali kolejno: „Sleep”, „Breath In, Breath Out”, „Trying To Kiss The Sun”, „Roses” oraz swój sztandarowy temat otwierający debiutancki album „Hole In The Sky”, jednak w aranżacji ze składankowego, dwupłytowego krążka wydanego na dziesięciolecie istnienia zespołu „The Gentle Art Of Music”. Oczywiście, że można by narzekać na ten zestaw. A że banalny, że przewidywalny, że… itp., itd. Ja osobiście też wolałbym zamiast „Roses” utwór „3 Lights”. Takie utyskiwania są jednak zbyteczne, ponieważ trzeba uszanować to, że zespół przyjeżdża do nas ze swoją koncertową propozycją. Widać gołym okiem, że angażuje się w ten występ, więc uszanujmy proszę wybór utworów, jaki grupa przygotowała na spotkanie ze swoimi fanami. Magnum opus tego wieczoru był jednak bis. Ależ to była niespodzianka, prawdziwa uczta, miód i mleko z głośników płynące. Mianowicie na bis zespół przygotował własną interpretację tematu „Embryo” z repertuaru swoich idoli, czyli Pink Floyd. „Embryo” zostało zagrane brawurowo z fantazją, polotem, wyobraźnią oraz finezją. Po prostu genialnie. Wiem, teraz narażę się ortodoksyjnym fanom Pinka Floyda :-). Ale Yogi i jego koledzy grają o wiele lepiej tematy pochodzące ze zmurszałej i pradawnej historii Floydów. Świadczy to tylko o potencjale, jaki niesie ze sobą dorobek tego jednego z najważniejszych zespołów świata. Odniosłem wrażenie, że podczas wykonywania „Embryo” zespół oscylował wokół tematu „Atom Heart Mother”.
Bielski koncert RPWL był dla mnie niezwykłym wydarzeniem obfitującym w olbrzymią gamę doznań muzycznych. Życzyłbym sobie i wam więcej takich koncertów. Ostatnio przy kawie mój kolega zapytał mnie z nutką ironii, czy potrafię wymienić choćby jeden zespół, który powstał po 2000 roku i zapisał się na dłużej niż sezon w pamięci fanów. Przyznaję, mam z tego typu pytaniami problem, ale RPWL to nazwa, która przychodzi mi jako pierwsza i jedyna na myśl. I chyba mam rację, bo to zespół najwyższej próby, o ogromnym potencjale twórczym i wykonawczym. Zasługujący na uznanie, podziw i szacunek. Czuję, że „Beyond Man And Time” to nie ostatnie słowo zespołu, że wielkie, muzyczne dokonania, oparte na solidnej bazie literackiej jeszcze przed nimi. A omawiane dzieło studyjne i trasa koncertowa potwierdzają tylko moją opinię o tym zespole. Polecam z całego serca płytę zespołu, a także koncerty. Przecież teraz to nie problem zobaczyć swoich ulubieńców nawet po za granicami kraju. RPWL rules!!!