9 kwietnia Progresja Music Zone zaprasza na wyjątkowe muzyczne przeżycie. Karma to Burn pojawi się w Warszawie na jedynym koncercie w Polsce.
Karma To Burn to zespół, dzięki któremu w 1995 roku instrumentalna muzyka rockowa na stałe zagościła na muzycznej mapie świata. Pochodzący z Appalachów, zdrowo pociągający tanią łychę i wódę z zatkniętych za pazuchą flaszek muzycy Karma To Burn rozpoczęli swoją podróż wyposażeni w zestaw riffów i niechęć do władzy. Po podpisaniu kontraktu z Roadrunner Records w 1997 roku, ukazał się ich pierwszy album. Wytwórnia nalegała, by na płycie znalazł się wokal, motywując to dotarciem do szerszego grona odbiorców. Grupa ostatecznie ustąpiła i znalazła wokalistę, jednak od początku było pewne, że to tylko tymczasowe rozwiązanie. Muzyka, którą tworzyli mówiła sama za siebie, nie potrzebowała dodatkowej treści w postaci wokalu. Szybko po wydaniu krążka, zrezygnowano z wokalisty, poświęcając całą uwagę pierwotnemu założeniu, czyli muzyce.
Konsekwentna wizja, utorowała im drogę, do stworzenia dwóch docenionych przez krytyków arcydzieł: ‘WILD WONDERFUL PURGATORY’ (1999) & ‘ALMOST HEATHEN’ (2001). Każda z tych płyt, przeszła do historii, jako klasyk, który do tej pory z powodzeniem przyciągają uwagę publiczności. Mimo ogromnego sukcesu muzycznego, kontrowersje i wewnętrzne napięcia doprowadziły do rozpadu grupy w 2002 roku. Siedem lat później KARMA TO BURN powtórnie zwarła swe szeregi w Los Angeles i wróciła do realizacji pierwotnej idei muzyki instrumentalnej. W L.A. zespół nagrał dwie kolejne płyty: ‘Appalachian Incantation’ (2010) and ‘V’ (2011), oba pod skrzydłami Napalm Records. Oprócz pracy nad nowym materiałem KARMA TO BURN, podjęła śmiałą decyzję ponownego wydania swojej debiutanckiej płyty, tym razem bez wokalu.
Dwa nowe krążki, to jednak projekty mocno eksperymentalne, ukazujące ich nowatorskie podejście do muzyki. Po raz pierwszy w historii, zespół zdecydował się nagrać covery, wzbogacone wyjątkowymi solówkami, a także, co zaskakujące partiami wokalnymi. Ten ruch był jasnym sygnałem, że Panowie dojrzewają jako muzycy i potrafią wyjść poza wcześniej założone ramy. Po 20 latach od zawiązania się grupy, wrócili z nagraniem, które demonstruje ich znakomitą formę. W 2014 Karma To Burn powróciło w góry, a krążek ‘ARCH STANTON’ (FABA Records/Deepdive Records), bez problemu zdobył uznanie fanów. Za niecały miesiąc (26.02) na rynku pojawi ich najnowsza EP-ka ’Mountain Czar’.
SONS OF MORPHEUS
Sons of Morpheus, to trio, reprezentujące szwajcarską scenę rocka psychodelicznego. W skład zespołu wchodzą: Manuel (gitara, wokal), Lukas (bass, wokal) i Rudy (perkusja).
Co sprawia, że ich zespół jest wyjątkowy? Utwory? Skandale? Wygląd? Wszystkie te odpowiedzi są błędne. To, co czyni ich muzykę wyjątkową, to tchnięte w nią życie. Czysta magia. “Połączyły nas wspólne przemyślenia i wspólne cele” – tłumaczy wokalista Manuel Bissig. “Nie potrzeba słów, by wyrazić to czym się zajmujemy. Wystarczy się wsłuchać, poczuć to.”
Ich debiutancki album, to mieszanka stonera, bluesa, rocka i lekkiej psychodelii. To, co łączy Sons Of Morpheus z bohaterami lat 60. i 70., to brudne riffy, pozbawione zbędnych upiększeń. Zespół jest doskonałym przykładem na to, że warto jamować, improwizować i ocierać się o różne gatunki muzyczne.
Główną osią ich muzycznych poczynań jest granie na żywo. “Jesteśmy live-bandem, więc z łatwością przychodzi nam nagrywanie” – podsumowuje Bissig. Współpraca z Jimem Watersem (Sonic Youth, Jon Spencer Blues Explosion), była nie tylko logicznym krokiem, ale także najlepszą decyzją jaką zespół mógł podjąć. Płyta jest niesamowicie żywa. Huczy, skrzypi, zupełnie jakby zespół grał w Twoim pokoju. “Kiedy nagrywamy na żywo, w tym jednym, magicznym momencie rodzi się coś, niezwykłego, emocje płyną prosto z nas. W tym momencie liczy się tylko muzyka…”