Choć płytę firmują dwa nazwiska, umówmy się, że wpis będzie w pierwszej części dotyczył głównie tego pierwszego. Później te proporcje się wyrównają.
Arjen Anthony Lucassen urodził się w 1960 roku i bardzo szybko związał się z muzyką.
Decyzję o tym, że chce grać na gitarze podjął zauroczony grą Ritchie Blackmore'a z Deep Purple, ponoć słuchając winylowej wersji albumu „Made in Japan”. W 1980 roku dołączył do holenderskiej grupy Bodine i to z nią po raz pierwszy oficjalnie pojawił się na płycie w 1982 roku. W latach 90. stanął na czele własnej grupy Ayreon. Przez lata otwierał i zamykał kolejne projekty, nagrywając ogromne ilości muzyki (niemal każdy album z jego udziałem to 2 CD wypełnione „po brzegi” dźwiękami), bardzo często też pojawiał się gościnnie na płytach innych artystów. Operował głównie w kategoriach progresywnego metalu i rocka, we wczesnych latach nie stronił od hard rocka i heavy metalu, a w tych późniejszych też od symfonicznego metalu czy rock-opery. Mimo tej sporej aktywności mam wrażenie, że w naszym pięknym kraju Arjen pozostaje nieco na uboczu, rzadko pojawiając się w programach internetowych stacji radiowych (dziś już tylko takie prezentują naszą ukochaną muzykę), nieczęsto też gości w muzycznych pismach czy na stronach blogerów i nielicznych portali. A przecież jego uśmiechnięta twarz od wielu już lat zdobi front kultowej strony ProgArchives, gdzie Arjen z dumą prezentuje firmową koszulkę z logo portalu. A teraz ten niezwykle zapracowany człowiek wydaje nową płytę kolejnego projektu, który firmuje razem z wokalistą Robertem Soeterboekiem, znanym choćby z płyt Ayreon czy Erika Norlandera. Tyle, że ten nowy projekt wcale nie jest nowy, liczy sobie bowiem - bagatela - 32 lata. Arjen spotkał i pierwszy raz usłyszał Roberta, kiedy ten na kilka koncertów dołączył do reaktywowanego przez dawnych kolegów (w 1992 roku) Bodine. Koniec końców Robert nie dostał angażu, ale Arjen zafascynowany jego głosem namówił go do współpracy. Tak wspomina Arjen tamte spotkanie: „Jego wokal naprawdę mi zaimponował, co jest rzadkością! Miał charyzmę i moc wokalistów, takich jak David Coverdale czy Robert Plant. A kiedy okazało się, że jest fajnym kumplem i dobrze się dogadujemy, postanowiliśmy dla zabawy nagrać kilka wspólnych utworów”. Soeterboek zaś dodaje: „Spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu, mieliśmy mnóstwo pomysłów i dużo dobrej zabawy”.
Plan Nine - bo tak nazwali wtedy swój projekt - został więc powołany do życia w 1992 roku. Panowie stworzyli sporo materiału, jednak aż do teraz pozostawał w wersach próbnych i niedokończonych.
Zapracowany Arjen nie miał wtedy czasu na dokończenie projektu i drogi obu muzyków nieco się rozeszły, choć Robert pojawiał się na płytach Ayreon, czy też innego projektu Lucassena - Star One. Stworzył też własną grupę The Cotton Soeterboek Band, znaną z jednej zaledwie płyty wydanej w 2008 roku. Aż całkiem niedawno zapragnął wydać swoją pierwszą płytę solową. „Miałem w głowie kilka nowych piosenek. Arjen był jak zwykle zajęty, ale kiedy się do niego odezwałem zgodził się od razu, a wznowiona po latach współpraca znów dała nam dużo radości. Nagraliśmy jeden utwór, a efekt był niesamowity i bardzo inspirujący. Wtedy też przypomnieliśmy sobie o starych demówkach. Tygodniami słuchaliśmy nasze stare kasety, odkrywając na nich wiele fantastycznych numerów. Wkrótce mieliśmy materiał na całą płytę”.
A do jej nagrania zaprosili m.in. gitarzystę Marcela Singora (Kayak, Samurai of Prog), basistę Roba van der Loo (Delain, Epica) czy znanych z występów w Ayreon klawiszowca Joosta van den Broeka i wokalistkę Irene Jansen.
Album zawiera 11 numerów inspirowanych melodyjnym hard rockiem lat 70. i 80. Nabywcy bonusowej wersji otrzymają też dodatkowy dysk z autentycznymi numerami przeniesionymi z dawnych demówek nagranych przez obu panów w latach 90.
„Jestem wdzięczny Arjenowi" - podsumowuje Robert Soeterboek - "Mimo rozlicznych projektów zrobił wszystko, żeby dokończyć ten pomysł. Obopólne czerpanie radości z tego przedsięwzięcia dużo dla mnie znaczy”.