Grupa Brother Ape, a właściwie jej lider Stefan Damicolas, niczym nie zaskakuje. Wydany przed kilkoma dniami przez Progress Records album „Force Majeure” jest kontynuacją tego, co doskonale znamy z poprzednich płyt tego szwedzkiego zespołu, a więc wydanej przed trzema laty „A Rare Moment Of Insight” czy jeszcze wcześniejszych „Turbulence” i „III”. Tych płyt w dorobku Brother Ape jest już bodaj sześć, i wszystkie, choć jedne z nich zawierają lepszy, a niektóre słabszy materiał, utrzymane są w sumie w dość podobnym stylu.
Dlatego na „Force Majeure” nie spodziewajcie się żadnych rewolucji. Ani repertuarowych, ani brzmieniowych, ani formalnych, ani tym bardziej też stylistycznych. Znajdziecie za to 10 utworów utrzymanych w piosenkowym, bezproblemowym i radosnym klimacie. To taki „wakacyjny prog”, który łączy w sobie wdzięczną melodyjność z nieczęsto spotykaną przystępnością, a wszystko to osadzone jest w ciepłym i lekkim klimacie, w którym utrzymane są wszystkie kompozycje umieszczone na nowej płycie.
Trzeba przyznać, że panowie Stefan Damicolas, Gunnar Maxén i Max Bergman tworzą zwarte, dobrze zgrane i świetnie współpracujące ze sobą trio. Na albumie „Force Majeure” delikatnie romansują z melodyjnym prog popem i wyraźnie puszczają oko w stronę wyznawców stylistyki spod znaku Coldplay, Suede czy Keane. Ich nowe dzieło rozpoczyna się ambitnie od dwóch (jedynych dwóch w tym zestawie) utworów instrumentalnych („Entry” – to zgodnie ze swoim tytułem wstęp, a tytułowy i bardziej rozbudowany „Force Majeure” – to rzecz skutecznie wprowadzająca odbiorcę w klimat całej płyty), ale na tle innych wyróżniają się one tylko tym, że… nie słyszymy w nich śpiewanego przez Damicolasa tekstu.
Reszta to już zestaw lekkostrawnych, bezproblemowych, ale i przy tym też trochę bezbarwnych piosenek. Jak dla mnie płyta rozpoczyna się na dobre dopiero w… 39 minucie, gdy na wyświetlaczu pojawia się cyferka 8 oznajmiająca początek utworu „A Hundred Voices”, który swoim zapadającym w pamięć refrenem oraz quasi-orkiestrową instrumentacją zdecydowanie podnosi poprzeczkę jakości. Nagranie to, wraz z następującymi po nim bezpośrednio „The Spanish Prisoner” oraz „After Rain”, to trzy najmocniejsze punkty programu tego wydawnictwa. Takiego Brother Ape chciałoby się słuchać jak najczęściej. Ale to w sumie ledwie 20 minut muzyki. Trochę mało, by „Force Majeure” określić mianem płyty udanej. Choć tak myślę sobie, że może ona stanowić naprawdę niezły „wstęp” do słuchania progrockowej muzyki dla tych słuchaczy, którzy na co dzień gustują w prostym i bezproblemowym pop rocku…