Kenny Mitchell to pochodzący z Glasgow brytyjski multiinstrumentalista, który komponuje ilustracyjną muzykę, po części dla potrzeb filmów i programów telewizyjnych, po części do szuflady, a po części dla szerszej publiczności. Tak właśnie jest z ukończonym w tym roku albumem zatytułowanym „Voyager”. Składa się on z dwóch długich instrumentalnych tematów (każdy trwa ponad 25 minut!) zatytułowanych odpowiednio: „Voyager Pt 1” i „Voyager Pt 2”.
Muzyka Mitchella to melodyjny, przestrzenny i plastyczny rock progresywny z wyraźnym posmakiem minionych czasów, brzmień lat 70., czy jak kto woli utrzymany w stylu retro. Słychać w nim dźwięki będące echem dawnego brzmienia Yes, Genesis, Pink Floyd, Rush, a przede wszystkim Camel. Ten ilustracyjny dźwiękowy spektakl, który trwa 2x25 minut to prawdziwa uczta dla uszu fanów uwielbiających romantyczne, a przy tym nieco tajemnicze brzmienia. To muzyka idealna wręcz do marzeń. Nadająca się do słuchania w skupieniu, z zamkniętymi oczami, przy blasku świec rozświetlających pokój, do kontemplowania. Zapewniam, że nadaje się do podróżowania w czasie i przestrzeni. Jeżeli tylko się chce. Jeżeli tylko pozwoli jej się porwać i przenieść do innego wymiaru.
Ogromna w tym zasługa tego utalentowanego muzyka i kompozytora. Aż trudno uwierzyć, że tą muzykę, w której tak wiele się dzieje, stworzył zaledwie jeden człowiek. Bo to Kenny Mitchell zagrał na wszystkich instrumentach, to on zaprogramował komputery i sequencery, on sam nagrał te dźwięki w swoim domowym studiu i wreszcie to on w pojedynkę wyprodukował ten album. Jak na domową robotę jednego człowieka, efekt końcowy budzi szacunek.
Jeżeli ktoś nie ma cierpliwości do tak długich, marzycielskich i ilustracyjnych utworów, albo przed dokonaniem zakupu chciałby posłuchać fragmentów płyty „Voyager”, zachęcam do odwiedzenia strony internetowej artysty http://www.kennymitchell.bandcamp.com/ . Można tam wysłuchać krótkiej dźwiękowej „pigułki” muzyki, która wypełnia tę niezwykłą płytę…
