Ostatnio wpadł w moje ręce krążek noszący miano albumu debiutanckiego o tytule „The River – Both Sides Of The Story”. Pomyślałam, że skoro debiutancki, to musi się za nim kryć jakaś osoba stawiająca pierwsze kroki na rynku muzycznym. Nic bardziej mylnego, mianowicie Marco De Angelis to bardzo doświadczony (urodzony w 1962 roku) artysta solowy, kompozytor, muzyk, inżynier dźwięku i jeden z niewielu Włochów grających na Chapman sticku. Do tej pory działał on jednak głównie jako inżynier dźwięku i producent dla najbardziej znaczących firm produkcyjnych (nazwy Endemol, Mediaset czy Universal Publishing i Sony Publishing to tylko niektóre z marek, które ma on w swoim porfolio). Muzyka Marco De Angelisa jest mocno zakorzeniona w brytyjskim prog rocku późnych lat 70.
Nie wiem, co spowodowało, że włoski muzyk postanowił wydać swój pierwszy album dopiero teraz, już jako dojrzały instrumentalista. Może spowodowały to lata doświadczeń i pracy od „drugiej” strony tej muzycznej machiny, a może chęć pokazania tego, jak on czuje i interpretuje muzykę? Dość powiedzieć, że chyba szkoda, że uczynił to dopiero teraz. W postaci krążka „The River – Both Sides Of The Story” otrzymaliśmy bowiem kawałek bardzo interesującej muzyki osadzonej w klimatach rocka progresywnego końcówki lat 70. i 80. Omawiany album nosi miano koncepcyjnego i pokazuje życie reprezentowane przez dobro i zło, kobiety i mężczyzn, dzień i noc, życie i śmierć… Stąd pewnie jego podtytuł „druga strona historii”. Całość materiału przedstawionego na tym wydawnictwie trwa blisko 70 minut - w moim odczuciu odrobinę za długo - i składa się na niego 12 kompozycji. Jeżeli szukacie Państwo brzmień inspirowanych twórczością Mike’a Rutherforda z czasów Mike And The Mechanics, Davida Gilmoura, Tony Levina, młodego Steve’a Hogartha i zespołu Pink Floyd, to z pewnością znajdziecie je na „The River…”. Pierwsza część albumu to bardziej dźwięki kojarzące się z Mikiem Rutherfordem, druga to już zdecydowanie wpływy pinkfloydowskie. Mnie najbardziej do gustu przypadły kompozycje zamieszczone w tej drugiej połowie wydawnictwa, a utworów oznaczonych indeksami 8 i 9, czyli „Regrets” i „Take It Away” słucha się wręcz wybornie i naprawdę trudno nie doszukiwać się w nich dźwięków znanych z płyt „The Division Bell” czy „The Final Cut”. Podsumowując, to naprawdę całkiem dobry album i nie pożałujecie Państwo, jak go posłuchacie, do czego serdecznie zachęcam.
W celu uzupełnienia informacji o wydawnictwie „The River – Both Sides Of The Stories” warto dodać, że Marco sam zagrał na nim na gitarach, Chapman Sticku, klawiszach i pianinie. Do współpracy zaprosił także wokalistę Marcello Catalano (świetna robota!) i Cristiano Micalizzi na perkusji. Ponadto w chórkach swojego głosu udzieliły: Désirée Petrocchi, Simona Rizzi, Fabiola Torresi, Susanna Stivali i Sara Berni. Zatrudnienie tych pań do nagrywania albumu nie było zupełnie przypadkowe, bowiem kilka lat temu Marco nagrał w swoim studio wokalny zespół gospel o nazwie Vocintransito. Ten zespół to nikt inny jak wymienione wyżej wokalistki.