Ostatnie lata dla zespołu Asia nie były łatwe. Albumy „Omega” i „XXX” nie stały się światowymi hitami, zresztą nie miały takiego potencjału. Potem z zespołu odszedł Steve Howe. Wydawało się, że grupa chwieje się w posadach i na kolejny album, który miał nosić początkowo tytuł „Valkyrie”, przyjdzie nam jeszcze długo poczekać. Ale do zespołu dokooptowany został 26-letni Sam Coulson, gitarzysta nieznany szerszej publiczności. Wydawać by się mogło, że odbije się to nieco na jakości najnowszego wydawnictwa zespołu. A jednak „Gravitas” zaskakuje. Nie ma w tym albumie wiele świeżości, ale znacznie bliżej mu do bardzo dobrego „Phoenix” niż dwu poprzednim płytom.
W ogóle „Gravitas” jest zaskakująco delikatne, otwiera go spokojna, rockowa ballada „Valkyrie”, gdzie dominuje powtarzany wielokrotnie tytuł i melodyjny głos Johna Wettona. Brzmi to jak wiele starych nagrań Asii, czy to w oryginalnym składzie czy późniejszych, a muzyczne przywodzi też na myśl trochę „Never Tear Us Apart” INXS. Dopiero w drugiej części utworu pojawia się bardziej drapieżny riff gitarowy, którym Sam Coulson pokazuje całkiem spore umiejętności.
Jako drugi utwór na płycie znajduje się najdłuższy, tytułowy „Gravitas”, który raczy nas dwuminutowym wstępem, krótkim riffem i delikatnym tłem podłożonym pod głos Johna Wettona. Nie ma co ukrywać, że jest to utwór, w którym przez większość czasu dzieje się niewiele. A potem znowu dano się wykazać Coulsonowi i trzeba przyznać, że ten chłopak wykorzystuje każde swoje 5 sekund. Za to „The Closer I Get” to na pewno dzieło Johna Wettona. To, że lubi delikatne, akustyczne utwory wiadomo nie od dziś i w tej piosence daje temu pełny wyraz. Utwór ten to właściwie głos basisty, ledwie mrucząca gitara i delikatne pianino z wstawkami smyczkowymi – oczywiście na klawiszach. Niby niewiele różni ten kawałek od pozostałych, a jednak jest on zupełnie inny.
Strach przed ciemnością, czyli „Nyctophobia” jest z kolei utworem, który dla mnie próbuje uniknąć jakichkolwiek klasyfikacji. Niby spokojny, ale jednak z zaraźliwą dynamiką, niby chaotyczny, ale z hipnotyzującym rytmem. Ukrywa się przed zmysłami słuchacza, tak jak nocne strachy, aby wyskoczyć z ukrycia w najmniej spodziewanym momencie. Kolejny utwór to z pewnością znowu dzieło Wettona. Tym razem daje wyraz swojej fascynacji Rosją. „Russian Dolls” to przejmująca, ciepła ballada o miłości w czasach zimnej wojny. Słuchając jej można mieć wrażenie, że to jakaś kontynuacja „Leningrad” Chrisa De Burgha. Dla mnie bez wątpienia najlepszy utwór na płycie.
„Heaven Help Me” to ciekawy, orkiestrowy wstęp, ale potem niestety szybowanie w dół. Mi kojarzy się jednoznacznie z „XXX”, może i tymi lepszymi, ale nadal dość przeciętnymi w porównaniu do najlepszych dokonań Asii. I nie ratują tego utworu ani solówki Sama Coulsona, ani spokojne fragmenty wrzucone gdzieniegdzie w tym utworze. Kolejna piosenka, „I Would Die For You” to utwór typowo singlowy, z wpadającym w ucho wstępem, powtarzalnym i wyrazistym refrenem, no i tekstem o miłości ponad wszystko. Nic nadzwyczajnego, ale utrzymuje dość wysoki poziom tego albumu.
Przedostatni utwór, „Joe DiMaggio's Glove” opowiada o baseballiście New York Yankees, jednym z rekordzistów ligi, a także mężu Marylin Monroe. Ballada o miłości i sporcie, nie wyróżnia się niczym szczególnym spośród pozostałych utworów na płycie. Za to „Till We Meet Again” zaczyna się brzmieniami orientalno-marszowymi, które powtarzają się przez cały utwór. Całość kojarzy się z jakąś rock operą. Tym razem tekst nie jest o miłości, a o przyjaźni i jest całkiem zgrabnym zakończeniem albumu. Również w warstwie instrumentalnej bardzo dobrze podsumowuje całość. Wersja deluxe zawierać ma jeszcze utwory „The Closer I Get” i „Joe DiMaggio's Glove” w wersji akustycznej.
Podsumowując, „Gravitas” to płyta dość równa, a przede wszystkim lepsza niż dwie poprzednie. Odejście Steve Howe'a nie spowodowało spadku wartości instrumentalnej, ale wygląda na to, że przez to wzrosła dominacja Johna Wettona przy komponowaniu nowych utworów, ale w żadnym wypadku nie jest to wada. „Gravitas” warto posłuchać więcej niż raz, bo z każdym kolejnym odsłuchaniem sporo zyskuje i staje się coraz lepsza. Wygląda na to, że Asia wróciła na dobrą drogę.