Ten album ściął mnie z nóg, szczęka opadła na podłogę, huk rozległ się potężny. Bo oto zupełnie znikąd pojawia się nikomu nieznany zespół i na swojej płycie przedstawia materiał utrzymany na rewelacyjnym wręcz poziomie. Zagrany wspaniale, wyprodukowany bez zarzutu, ze świetnymi melodiami i jeszcze świetniejszymi wokalnymi liniami melodycznymi, z niesamowitymi niespodziankami, z fantastycznie brzmiącą muzyką.
Pojawia się taki zespół i nie daje o sobie zapomnieć. Słucham płyty po raz drugi, trzeci… Nie chce mi się wcale przestawać. Odkładam ją na chwilę na bok, a w uszach muzyka gra sama. Sama! Nie przestaje. Włączam więc ten album po raz kolejny skoro spokoju nie daje. I co? I odkrywam jeszcze więcej kruczków, jeszcze więcej smaczków, jeszcze więcej magicznych dźwięków i zaskakujących nut, brzmień, melodii… Drodzy Czytelnicy, mówię Wam: REWELACJA. Odkrycie wiosny AD 2007? Odkrycie roku? Pięciolatki? Dekady?...
Pojawia się taki zespół znikąd i spać nie daje. Budzę się rano, wychodzę z domu i bezwiednie pakuję ze sobą ten krążek, wsiadam do auta, w samochodzie słucham, w biurze (nie mówcie nikomu) płyta wędruje do szuflady komputera i umila codzienną pracę, wracam do domu – znowu czuję, że muszę jej posłuchać. Przy śniadaniu, przy obiedzie, przy kolacji. Gra do ucha gdy zasypiam, rano budzi swoimi magicznymi dźwiękami.
The Gourishankar – zespół znikąd. To znaczy z Rosji. Tak, tak… z Rosji. Z dalekiej Syberii. Nie dziwcie się, sam byłem zaskoczony. Okazuje się, że tam też potrafią grać doskonałego progresywnego rocka. Gdzie konkretnie? W małej miejscowości Syktyvkar, u podnóża gór Ural. Coś czuję, że i Wam szczęka powoli opada. Ja też nie wierzyłem. No bo widniejące na okładce nazwiska muzyków wyglądają tak jakoś nierosyjsko: Vlad MJ Whiner (śpiew), Doran Usher (instrumenty klawiszowe), Nomy Agranson (gitary), Cat Heady (perkusja i loopy). Może to tylko pseudonimy? Nazwiska gościnnie towarzyszących im muzyków nie budzą już żadnych wątpliwości: Vladimir Rastorguev (skrzypce, wiolonczele), Dmitry Ulyashev (saksofony, flety) i Alla Izverskaya (śpiew w chórkach). Rosjanie. Sam nie wierzyłem, że to możliwe. Nie wierzyłem dopóki nie nastawiłem płyty i nie zacząłem słuchać.
Włączam album i co słyszę? Doskonałą równowagę pomiędzy starym i nowoczesnym rockiem progresywnym, niesamowitą mieszankę różnorodnych klimatów i to zagraną z tak niebywałym polotem, że na próżno szukać takiej lekkości na jakichkolwiek innych płytach. Jeżeli lubicie takie zespoły jak Porcupine Tree, Dream Theater, Kansas, Gentle Giant, Marillion, Collage, Anglagard, Enchant, Rush, jeżeli w ogóle lubicie rock progresywny, to koniecznie powinniście sięgnąć po ten album.
Słuchanie krążka „2nd Hands” przypomina jazdę rollercoasterem. Góra, dół, dynamiczne zjazdy i chwile spowolnienia po to tylko, by zaraz rozpoczęła się kolejna szarża na łeb, na szyję z włosem rozwianym od niebywałej prędkości. Muzycy grupy The Gourishankar bawią się stylami i konwencjami, żonglują gatunkami począwszy od klasycznego symfonicznego rocka, poprzez prog metal, neo prog, muzykę elektroniczną, a przez chwilę nawet i reggae. Kiedy wreszcie zadajecie sobie pytanie, kiedy przestaną w końcu wodzić Was tak za nos i kiedy nareszcie uspokoją swoją grę, The Gourishankar czyni to dokładnie w tym momencie, gdy tego zapragniecie. Jak na zawołanie. Jak na zamówienie. Grają dokładnie tak, jak tego pragniesz, drogi Słuchaczu. A potem się dziwisz jak to w ogóle jest możliwe. Tych pozornie niemożliwych historii jest w muzyce tego zespołu zdecydowanie więcej. Na płycie „2nd Hands” niespodzianka goni niespodziankę.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje świetny wokal Vlada. Śpiewa on po angielsku bez cienia obcego akcentu, barwa jego głosu odrobinę przypomina Teda Leonarda (Enchant) oraz Breta Douglasa (Cairo). Vlad po prostu zachwyca pięknem i przejrzystością śpiewanych przez siebie melodii. W dodatku muzyka zespołu jest niezwykle przestrzenna, wysmakowana, nagrana bardzo dynamicznie, co nie jest bez znaczenia przy słuchaniu kolejnych nagrań, w których cisza sąsiaduje z potęgą brzmienia całego zespołu.
Płyta rozpoczyna się od 10-minutowego instrumentala „Moon7”, przywołującego na myśl skandynawskie brzmienia spod znaku Landberk, Anglagard i Paatos. Z tym, że The Gourishankar gra o wiele bardziej dynamicznie. Jakby z większym zębem, z zadziwiającą zaciekłością. Każdy kolejny utwór na płycie zachwyca słuchacza czymś innym. Nie sposób opisywać nagrań po kolei, gdyż każde – acz utrzymane w zbliżonym stylu – zachwyca innym rodzajem piękna. I gdybym miał wskazać który utwór podoba mi się najbardziej, to proszę mi wierzyć, nie potrafiłbym tego uczynić. No bo przecież i dynamiczny „Endless Drama”, i nieomal klasycznie progresywny „Queer Forest”, i balladowy „The Inexpressible Chagrin”, i kolejny mroczny instrumental „Syx”, aż po zachwycający każdą pojedynczą nutą „...End”, to najwyższa prog rockowa półka. Rozmiary wszystkich wymienionych utworów wahają się pomiędzy 7, a 11 minutami. A więc to nieomal książkowe wzorce. Ale zespół nie powiela ich na ślepo. On je modyfikuje, podaje po swojemu, zadziwia, intryguje i spokoju nie daje. Pisałem już: niespodzianka goni na tej płycie niespodziankę. Najlepszym tego przykładem jest końcówka albumu. Po robiącym wspaniałe wrażenie i zawierającym niespotykaną ilość patetycznych punktów kulminacyjnych nagraniu „...End” wydawać by się mogło, że to już koniec płyty. Wbrew tytułowi tego utworu mamy jednak na płycie „2nd Hands” jeszcze jedno finałowe nagranie. Jest nim monumentalne magnum opus albumu w postaci fenomenalnej (podkreślam: fenomenalnej) suity „Marvellous Choice”. Dla tej jednej kompozycji warto sięgnąć po ten album. A wszak to zaledwie 18 spośród 71 minut absolutnie pięknej muzyki. Muzyki, która nie daje przejść wobec siebie obojętnie. Piszę i słucham. Słucham i ilekroć kończę wiem, że nastawię ten album po raz kolejny. Niech gra muzyka. Wspaniała, natchniona, uduchowiona, pompatyczna, symfoniczna. Zapatrzona w przeszłość, ale i zabarwiona współczesnymi technicznymi akcentami w postaci sampli, loopów i innych elektronicznych przeszkadzajek. Łącząca tradycję z nowoczesnością.
Z całego serca życzę Rosjanom dalszych sukcesów w świecie progresywnego rocka. The Gourishankar bezwzględnie na nie zasługuje. Bo tak wspaniałych płyt jak „2nd Hands” nie słyszy się ostatnio zbyt często.
PS. Zaglądnąłem na stronę internetową zespołu i ze zdumieniem przeczytałem, że przed 5 laty ukazała się EP-ka pt. „Integral Symphony”, a w 2003r. pełnowymiarowy album „Close Grip”. Zdaję sobie sprawę, że z Uralu do Polski jest kawał drogi, ale dlaczego o muzyce tej grupy nikt w ogóle do tej pory nie słyszał?!!! Pora nadrobić te zaległości.