Serca fanów Genesis na całym świecie musiały zabić szybciej, gdy przed paroma miesiącami w Internecie pojawiła się pewna elegancka fotografia – członkowie klasycznego pięcioosobowego line-upu, w przyjacielskiej pozie, uśmiechnięci, w tak zaskakujący sposób reklamujący zapewne coś wyjątkowego. Nadzieja na reaktywację grupy w składzie Gabriel/Banks/Hackett/Rutherford/Collins dawno nie była tak silna, wieloletnia plotka o trasie koncertowej z „The Lamb Lies Down On Broadway” dawno nie była tak bliska urealnienia, zwłaszcza że rzeczone zdjęcie pojawiło się w roku 40. jubileuszu wydania tegoż arcydzieła. Szybko jednak wielbiciele grupy zostali sprowadzeni na ziemię – brak planów koncertowych, brak planów na nowy materiał. Promocyjna sesja zdjęciowa zapowiadała jedynie dwa powiązane ze sobą przedsięwzięcia dalekie o lata świetlne od skrytych marzeń sympatyków Genesis. O ile jednak pomysł wydania składanki przebojów grupy i solowych dokonań jej członków, zatytułowanej „R-Kive”, rozczarowywał, o tyle krok następny, czyli autoryzowany dokument filmowy z udziałem całej klasycznej piątki dyskutującej ze sobą w jednym pomieszczeniu, mógł stać się pewnego rodzaju nagrodą pocieszenia.
Nadzieje na solidny dokument mogły być duże, wszak koprodukowała go (i pierwotnie wyświetlała na swojej antenie pod tytułem „Together And Apart”) stacja BBC, która wielokrotnie już opowiadała o rozmaitych zakamarkach historii rocka w sposób doprawdy pasjonujący. Jednak już po październikowej premierze telewizyjnej nie mogło być wątpliwości, że coś nie poszło, jak trzeba – a informacja dotarła z pierwszej ręki, od samego Steve’a Hacketta, który publicznie skrytykował materiał za tendencyjność i odmówił dystrybucji wydawnictwa przez swoją stronę internetową. Gorycz gitarzysty niestety okazuje się w pełni uzasadniona. Film, który w myśl idei wyrażonej w swoich tytułach, miał traktować tak o muzyce Genesis, jak i o solowej pracy jej członków, warunek ten spełnia jedynie w przypadku 4/5 zespołu. Rola Hacketta w tym sentymentalnym spotkaniu zdegradowana została do czystego marketingu – nie dostajemy ani sekundy materiału na temat solowych dokonań gitarzysty, ba, nawet wywiady dodane jako bonus na płycie, przeprowadzane są również bez jego udziału.
Na tym jednak zarzuty wobec filmu absolutnie się nie kończą. Wyobraźmy sobie, że w trakcie półtoragodzinnego materiału ani razu nie pada nazwisko, bądź co bądź, istotnej postaci w historii grupy – Raya Wilsona. Co więcej, laicy próbujący zaznajomić się z zespołem dzięki temuż dokumentowi, nie mają szansy dowiedzieć się, że kiedykolwiek powstała płyta pod tytułem „Calling All Stations”, chyba że znajdą maleńką wzmiankę o albumie w książeczce dołączonej do DVD, lub posiadają wspomniany „R-Kive”, gdzie znalazło się miejsce dla tytułowego nagrania z tej interesującej płyty. Mało tego! – swojej prezentacji w filmie nie doczekał się również i album przez wielu uważany za przepiękne zakończenie progrockowego etapu kariery zespołu – „Wind & Wuthering”. Grający w tle „Your Own Special Way” nie wskazuje w żaden sposób, aby pomiędzy „A Trick Of The Tail” i „And Then There Were Three” cokolwiek się ukazało… Cóż, to nie współczesne MTV, żeby tak zuchwałe cięcie było jedynie efektem ignorancji.
Uchybienia te w moim przekonaniu są na tyle perfidne, że w zasadzie dyskredytują dokument jako całość. A szkoda, bo ma on parę zachęcających atutów, by wspomnieć możliwość obejrzenia wspólnej dyskusji muzyków po latach, ładne wplatanie historii grupy w kontekst kulturowy, niesłyszane wcześniej anegdoty czy fragment występu z Anthonym Phillipsem w składzie – po raz pierwszy oficjalnie dostępny. To jednak za mało, stanowczo za mało, by odratować film.
Krytyka niniejsza może brzmieć niczym głos fana rozgoryczonego niespełnieniem nadmuchanych ekstra-oczekiwań. Bynajmniej jednak w moim przypadku tak nie jest – wizja powrotu Genesis z Gabrielem i Hackettem zawsze wydawała mi się najbardziej atrakcyjna w postaci legendy, romantycznej mrzonki, za to opcja otrzymania najbardziej solidnego, najbardziej aktualnego, najbogatszego w archiwalia dokumentu wydawała mi się całkiem apetyczna. W ostateczności film „Sum Of The Parts” daleki jest od standardów rzetelnego, obiektywnego, satysfakcjonującego fana dokumentu.
PS. Tych mniej i bardziej zawiedzionych dokumentem posiadaczy odpowiedniego sprzętu zachęcam do zainteresowania się przeznaczoną na iPady aplikacją „I Know What I Like”, autorstwa wieloletniego fotografa Genesis, Armando Gallo, przedstawiającą historię grupy w latach 1967-1980. To rzecz stworzona przez reportera i fana w jednym, pozbawiona ambicjonalnych obciążeń, szczera, dogłębna i wciągająca.