Minęło już kilka miesięcy od wydania tego albumu. W międzyczasie pojawiło się kilkanaście ważnych płyt oraz wydarzeń koncertowych, o których trzeba było pisać na bieżąco. Ten dwupłytowy zapis występu zespołu Eloy zostawiłem sobie na później, myśląc, że materiał i tak jest doskonale znany naszym czytelnikom, a zatwardziali orędownicy talentu Franka Bornemanna już dawno mają ten album, gdyż był on szeroko anonsowany przez zespół w sieci. Kilka dni temu pomyślałem, że o tym koncertowym wydawnictwie mało się mówi i pisze w internecie, więc sięgnąłem po tę muzykę, by przybliżyć ją tym, którzy z różnych powodów nie natknęli się na ten album. Dla mnie samego muzyka Eloy jest tak oczywista i powszednia, że nie zauważyłem upływu czasu, jaki dzieli ten tekst od premiery albumu. Zanim zabiorę was w podróż do wyjątkowego pod każdym względem mikrokosmosu wykreowanego przez Franka i jego przyjaciół, przybliżę kilka faktów z ostatnich lat istnienia zespołu.
Po wydaniu albumu „Visionary” w 2009 roku Frank Bornemann, będący mózgiem tego muzycznego przedsięwzięcia zwanego Eloy od zarania jego dziejów, postanawia godnie pożegnać się ze sceną. Cóż, lata lecą, wiek robi swoje. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z podłoża takich decyzji. Ostatni studyjny album ukazuje się dokładnie w czterdziestą rocznicę wydania debiutanckiego krążka, więc jest to znakomita okazja do tego, by podsumować dotychczasową działalność i godnie pożegnać się z fanami. Eloy rusza w dość długą trasę koncertową obejmującą Niemcy, ale i wiele krajów świata. Pojawia się na wszystkich liczących się festiwalach skupiających wielbicieli i wykonawców z gatunku progresywnego rocka. Publiczność zgromadzona na festiwalu w Loreley, na NEARfest czy Burg Herzberg Festival ma okazję przeżyć na żywo to muzyczne misterium w wykonaniu Eloy. Wiem, co piszę, drogi czytelniku, gdyż miałem okazję przeżyć taki występ Eloy i wywarł on na mnie niezatarte wrażenie. Pod powiekami noszę wciąż obrazy z występu pod Górą Serca w Niemczech, a w uszach nadal słyszę tę muzykę. Gdy ta pożegnalna runda koncertowa dobiegała końca wiosną 2012 roku, Frank Bornemann doznał niegroźnego w skutkach wypadku. Jadąc na rowerze został potrącony przez mijający go samochód. Wypadek na szczęście dla Franka oraz wielbicieli jego talentu okazał się być na tyle lekki, iż ten doszedł szybko do siebie, sprawność jego ręki nie ucierpiała i tournee można było dokończyć. Bilety na odwołane koncerty nie straciły ważności i kilka z nich odbyło się jesienią 2012 roku, m.in. odwołany marcowy koncert w Berlinie, na który zamierzałem się wybrać.
Po tej sporych rozmiarów światowej wyprawie muzycznej Frank oddaje w nasze ręce dwa wydawnictwa dokumentujące tę pożegnalną trasę. Pierwsze z nich to DVD zatytułowane „Live Impressions”. Na jego repertuar składa się obszerny, zarejestrowany w 2012 roku w Mainz koncert oraz zapisany i umieszczony w formie bisów fragment występu zarejestrowanego na Loreley Festival w 2011 roku. Drugim dźwiękowym zapisem tamtych niezapomnianych chwil z Eloy jest doskonały dwupłytowy album „Reincarnation On Stage”. To wydawnictwo jest tym bardziej cenne, że w dyskografii Eloy istnieje tylko jedna oficjalna płyta koncertowa „Live” z 1978 roku, będąca zapisem trasy promującej album „Ocean”. Jest jeszcze DVD „The Legacy Box” zawierające dwie płyty. Na jednej z nich przepięknie opowiedziano historię Eloy, a na drugiej zamieszczono fragmenty różnych koncertów, które odbyły się na przestrzeni lat. Są tam fragmenty programów telewizyjnych, koncertów z klubów, jak też z większych sal koncertowych. To jednak mało jak na tak bogaty dorobek fonograficzny zespołu. Patrząc na dyskografię Deep Purple czy King Crimson odnieść można wrażenie, że zespoły te posiadają więcej wydawnictw koncertowych niż albumów studyjnych. Nie, nie narzekam na taki stan rzeczy, wręcz przeciwnie. Jednakowoż uważam, iż Eloy udostępnił zbyt mało zapisów koncertowych swoich nagrań. Jest to dla mnie niezrozumiałe, ponieważ zespół na koncertach wypadał zawsze nie najgorzej. Dlatego też tym bardziej „Reincarnation On Stage” jest rarytasem.
Na repertuar albumu złożyły się utwory pokazujące zespół bardzo przekrojowo. Mamy tu brawurowo i z rozmachem wykonany prawie cały materiał z „Ocean”, mianowicie genialnie i z olbrzymim rozmachem godnym tej kompozycji zagrany „Poseidon’s Creation”, a także całą stronę B winylowej wersji, czyli „Decay Of Logos” oraz „Atlantis’ Agony At June 5Th – 8498, 13 P.M. Gregorian Earthtime”. „The Apocalypse” wykonane przez Alexandrę Seubert zapiera dech w piersiach. Nie brakuje też na tym albumie takich hitów jak „Time To Turn”. Gorzkie jest to, że w Polsce ten utwór bardziej kojarzony jest z nagraniem Budki Suflera „Noc komety”.
Zespół Eloy na tym koncertowym albumie proponuje słuchaczom wyprawę w inne obszary swojej przebogatej dyskografii, sięgając do materiałów z albumów „Dawn” czy „Power And Passion”. Mnie osobiście ujmuje zawsze koncertowe wykonanie tytułowego tematu z płyty „The Tides Return Forever”. Tu również mamy do czynienia z brawurowym popisem wokalnym pani Alexandry. Frank Bornemann odwiedza też albumy „Planets”, „Time To Turn”, „Colours”, „Metromania” czy ostatnie dzieło „Visionary”. Ku mojemu ogromnemu zadowoleniu do repertuaru pożegnalnych koncertów zespół Eloy włączył materiał z „Ocean 2 – The Answer”. Album ten wydany został nakładem wytwórni GUN Records we wrześniu 1998 roku. Jest on niejako odpowiedzią na treść płyty „Ocean”. Szkoda, że ten genialny krążek nie zdobył szerszego uznania wśród fanów. To jednak temat na zupełnie inny tekst. Tak, wiem – zaraz podniosą się głosy, że zespół nie gra tego lub owego. Zawsze tak jest, na każdym koncercie oglądanym na żywo, płycie DVD czy koncertowym zapisie audio. Za każdym razem czegoś zabraknie. Dyskografia Eloy jest dosyć obszerna. Do repertuaru z pierwszych trzech albumów Eloy Frank Bornemann nie sięga od dawien dawna. Materiał z płyt „Ra” oraz „Destination” niestety został pominięty. Poprzez lata pogodziłem się z myślą, iż to nie ja – słuchacz, lecz zespół wybiera utwory na koncert. Przyjmuję z pokorą i ogromną radością to, co artyści mają mi do zaproponowania. A że czasem braknie tego lub innego utworu – trudno.
Bardzo ważne jest to, iż „Reincarnation On Stage” jest albumem niezwykle spójnym, jednolitym w swoim brzmieniu. Jeśli ktoś myśli, iż Eloy wykonuje swoje kompozycje na żywo w mechaniczny sposób, odgrywając je jedna za drugą tak, jak zostały zarejestrowane na płytach studyjnych, to jest w głębokim błędzie. Materiał na ten dwupłytowy koncertowy album został starannie wyselekcjonowany, ponownie zaaranżowany i zagrany z rozmachem oraz olbrzymią fantazją. Poszczególne kompozycje migoczą tysiącem smaczków, eksplodują przebogatą paletą barw, które składają się na bogate tło kreowane przez instrumenty klawiszowe, a także skrzy się w nich od fantastycznych pasaży gitarowych w wykonaniu samego mistrza ceremonii Franka Bornemanna. „Reincarnation On Stage” jest rejestracją na żywo jednego z koncertowych wieczorów, jakich na trasie było kilkadziesiąt. Dynamiczny zapis tamtych chwil oddaje w stu procentach nastrój oraz magię występu Eloy, ukazując słuchaczowi pełen muzyczny obraz zespołu. Bardzo klarownie nagrany i genialnie zmiksowany koncert zachowuje wszystkie cechy rockowego przedstawienia. Udało się bezbłędnie przenieść atmosferę koncertu na płytę. Rzadko się to obecnie zdarza. Słucha się tej płyty z ogromną satysfakcją, czystą przyjemnością, zapartym tchem i łzami w oczach. Album ten jest zatem niezwykłą pamiątka dla fanów po zespole, który nosi się z zamiarem zawieszenia działalności. Dla mnie prywatnie to bardzo osobista, pełna emocji płyta do wielokrotnego przesłuchania. To swego rodzaju wehikuł czasu pozwalający słuchaczowi być wraz z innymi na koncercie Eloy.
Frank Bornemann zebrał niezłą orkiestrę na to pożegnalne tournee, więc trudno się dziwić, że zespół osiągnął na żywo brzmienie tak przejrzyste i wyraziste na wielu poziomach. Oto cała załoga, która utrwaliła tak dobry wizerunek zespołu na „Reincarnation On Stage”: Frank Bornemann – gitary, śpiew, Michael Gerlach oraz Hannes Folberth – instrumenty klawiszowe, Klaus-Peter Matziol – gitara basowa, Bodo Schopf – instrumenty perkusyjne. Tyle jeśli chodzi o skład podstawowy. Czas teraz na gości: Alexandra Seubert – genialny śpiew, Tina Lux oraz Anke Renner – chórki, a Steve Mann wspomagał mistrza Franka grając na drugiej gitarze.
Uważam album „Reincarnation On Stage” za dzieło niezwykle udane pod każdym względem. Wiernie oddaje klimat koncertu, prezentuje bardzo przekrojowo dorobek fonograficzny zespołu oraz stanowi pewien rodzaj pożegnania z publicznością. Wysoka jakość techniczna i merytoryczna materiału stawia ten krążek wśród grona najciekawszych albumów koncertowych w historii muzyki rockowej. Życzę wielu wykonawcom takiego aranżacyjnego rozmachu, który w żaden sposób nie męczy słuchacza oraz kompozytorskich zdolności do wymyślania genialnych w swej prostocie melodii, jakie nosi w sobie Frank Bornemann. Prywatnie dla mnie to bardzo ważny album. Zamykając się w swoim świecie, do którego nie wpuszczam absolutnie nikogo, sięgam po tę muzykę niezwykle często. Ona natomiast zabiera mnie w rzeczywistość, której nie potrafię zdefiniować. Polecam wszystkim – spróbujcie tego samego co ja, a satysfakcja gwarantowana.