Coria - Teoria splątania

Paweł Świrek

ImageZaledwie po roku istnienia zespół Coria wydał swój debiutancki album zatytułowany „Teoria splątania”. Na uwagę zasługują na nim przede wszystkim głos i charyzma wokalisty Tomasza Mrozka (znanego z programów X-Factor i Must Be The Music) oraz liczne ciekawe riffy gitarowe. Tomek śpiewa w naszym ojczystym języku, co właściwie obecnie coraz rzadziej się zdarza w polskim rocku (wiele zespołów nagminnie sięga po język angielski z myślą o zachodnim rynku zbytu), ale w przypadku tej płyty i tego zespołu poczytuję to za spory plus.

Co jeszcze zapiszemy po stronie plusów? Wśród zaprezentowanych na albumie utworów trafiają się łatwo wpadające w ucho, chwytliwe kompozycje (jak na przykład „Nie pozwól mi” będąca czymś w rodzaju wyznania miłosnego czy „Sen boga”, a przede wszystkim „Efuzja”), ale nie wszystko jest tak całkiem idealnie. Czas trwania płyty (nieco ponad 75 minut wraz z dodatkowymi utworami) to stanowczo za długo. Moim zdaniem idealny czas trwania płyty to około 45 minut (tyle wynosi standardowy czas płyty winylowej), zaś dłuższe albumy generalnie dzisiaj już męczą słuchacza. Tak też jest w tym przypadku. Muzyki na „Teorii splątania” jest po prostu za dużo, a już upakowane na końcu radiowe wersje zamieszczonych wcześniej utworów można było sobie darować, bo działa tutaj efekt muzycznego przeładowania. I tak, chociaż niektóre kompozycje zawierają sporo piękna, to jednak na dłuższą metę zaczynają nużyć i męczyć (tak jest na przykład w „Drodze”, w której dopiero pod koniec zaczyna się coś interesującego dziać).  Momentami mamy też średnio udane próby wykreowania przeboju na siłę (np. „Osiem” czy „Niepokój”). W utworze „Inny świat”, a ściślej w jego refrenach, da się zauważyć jeden poważny mankament – riff gitarowy całkowicie nie współgra z wokalem, tak jakby gitarzysta sobie, a wokalista sobie. Czasem mam wrażenie, że niektóre kompozycje zespół powydłużał nieco na siłę i słuchając całej płyty od A do Z można chwilami ziewać z nudów.

Moim zdaniem zespół trochę porwał się trochę z motyką na słońce. Młodzi i ambitni muzycy odrobinę za szybko wydali tą płytę. Powinni lepiej dopracować kompozycje, by uniknąć potknięć aranżacyjnych. Taki ostry i bardziej dynamiczny utwór „Defibrylacje” dużo traci przez błędy aranżacyjne. Dopełnienie płyty do 75 minut z hakiem wraz z wersjami radiowymi trzech utworów moim zdaniem było absolutnie zbytecznym krokiem. Wydłużanie utworów na siłę?… Też niepotrzebny to zabieg. Szczególnie razi to w „Czerni i bieli” oraz w „Drodze”. Niestety, ale do grania dłuższych form trzeba dojrzeć, a nie porywać się na coś takiego w debiucie. W efekcie tego nie wszystkie kompozycje się kleją… Na koniec nutka optymizmu. Usprawiedliwieniem wszelakich mankamentów tej płyty jest fakt, iż mamy do czynienia z albumem debiutanckim. Pozostaje mieć nadzieję, że Coria wyeliminuje tendencję do błędów aranżacyjnych i kolejne płyty będą już zdecydowanie lepsze.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!