Grupie Silhouette towarzyszymy w Małym Leksykonie właściwie od początku jej działalności (2004r.) relacjonując postępy tego holenderskiego zespołu, który z płyty na płytę rozwija się i muzycznie coraz bardziej dojrzewa.
24 listopada ukazał się czwarty w dorobku Holendrów album zatytułowany „Beyond The Seventh Wave”. Forma i poziom artystyczny Silhouette rósł z płyty na płytę i, o ile już w przypadku poprzedniego krążka, wydawało się , że Silhouette przekroczył muzyczny Rubikon (album „Across The Rubicon” ukazał się w 2012 r.), to z przyjemnością informuję, że nową płytę zespołowi znowu udało się trochę podnieść poprzeczkę.
„Beyond The Seventh Wave” to 62-minutowy koncept album, który jest najbardziej ambitnym – zarówno od strony tekstowej, jak i muzycznej – przedsięwzięciem zespołu. Treść historii opowiedzianej na tej płycie oparta jest na powieściach przygodowych pokroju „Papillon” Henri Charierre’a, w których niesłusznie skazani bohaterowie walczą o swoje prawo do wolności. Wplecione są w nią także osobiste wątki dwóch głównych kompozytorów w zespole – Briana de Graeve (v, g) i Erica Laana (v, k). Stylistycznie niewiele w Silhouette się zmieniło od poprzedniej płyty. Nadal jesteśmy w kręgu melodyjnej neoprogresywnej muzyki, która zebrana w ładne i zgrabne piosenki (praktycznie tylko dwie kompozycje posiadają wybitnie epicki wymiar – reszta to kilkuminutowe i bardzo melodyjne utwory). To efekt tego, że za nowy materiał odpowiedzialni są si sami ludzie (de Graeve i Laan). Za to otoczyli się oni całkowicie nowymi instrumentalistami. Daniel van der Weide gra na gitarach, Rob van Nieuwenhuijzen na perkusji, a nowy basista Jurjen Bergsma zastąpił w ostatniej chwili wieloletniego członka zespołu, Gerrita-Jana Bloeminka. Dodatkowo zatrudniono liczną rzeszę muzyków klasycznych, którzy swoją grą wzbogacili brzmienie, a także – i to spora niespodzianka – do nagrań zaproszono znanego z grup Camel i Kayak keyboardzistę Tona Scherpenzeela (wykonał on solo na minimoogu w wyróżniającym się utworze „Devil’s Island”).
W efekcie na płycie „Beyond The Seventh Wave” otrzymaliśmy bardzo przystępną i łagodnie sączącą się z głośników muzykę. To dojrzały i utrzymany na wysokim poziomie rock neoprogresywny, trochę może już trącący myszką, ale przecież nie sposób traktować tego jako zarzut. Gatunek ten ma akurat tyle samo wrogów, co i zwolenników, a zespoły specjalizujące się w takim właśnie stylu traktowane są w niektórych kręgach nieco z przymrużeniem oka. Niesłusznie. Zespół Silhouette po raz kolejny udowodnił, że neoprogress może brzmieć szlachetnie i dostojnie, wręcz dojrzale, czego dowodem jest przemyślany i świetnie skonstruowany nowy album. Rozwija się on pięknie i wspaniale – od prologu, instrumentalnego wstępu („Betrayed”), poprzez kilka prawdziwych punktów kulminacyjnych („Web Of Lies Part I i Part II”, „Lost Paradise”, „Devil’s Island”), kilka utworów, które śmiało mogłyby istnieć jako samodzielne piosenki (kompozycja tytułowa oraz przesiąknięta duchem twórczości Tony’ego Banksa – „In Solitary”), niezły instrumental („Escape”), aż po finał w postaci nagrania „Wings To Fly”, do którego akurat można by mieć najwięcej zastrzeżeń, gdyż nie dźwiga ono ciężaru gatunkowego, jakim obdarzona jest ta płyta. Być może za mało w tym utworze patosu, za mało nośnych melodii, za mało pompatycznych i epickich pejzaży. To praktycznie jedyny minusik, który stawiam po uważnym przestudiowaniu i przesłuchaniu tracklisty. Do reszty, moim zdaniem, nie ma się o co przyczepić.