Myślę, że wydany w 1970 roku „Home” to najbardziej ponury album w historii muzyki rockowej. Wyjątkiem na tle większości nagrań wypełniających program płyty jest dość odmienny w nastroju, bardziej rockowy utwór "Whisky Train". Zresztą to kompozycja Robina Trowera, a skomponował ten utwór pod wpływem piosenki "Mystery Train” Elvisa Presleya. Pomimo, że jakoś nie pasuje on do mrocznej atmosfery albumu, jest takim wytchnieniem od niesamowitej pompatyczności tej muzyki.
No bo weźmy taki kawałek "The Dead Man’s Dream". Panuje tu żałobna atmosfera, smutny jest tekst o śmierci, ale czy to zarzut? Absolutnie nie. Taka muzyka i takie myśli drążyły w tym czasie lidera Procol Harum, Gary Brookera. I wspaniałe jest to, iż do dziś nic a nic te rockowe nuty nie straciły na swojej czarownej mocy. W każdym utworze jest poruszany temat śmierci i strachu. Utwór "About To Die" opowiada o męce Chrystusa, z kolei "Barnyard Story" o pragnieniu śmierci, które ma być lekiem na zniechęcenie mroczną codziennością. Kiedy dziś się tego słucha, tekst jest chyba jeszcze bardziej aktualny niż w 1970 roku. Właściwie każdy utwór z tego zacnego wydawnictwa jest godny uwagi, choćby „Whaling Stories" - to zdecydowanie jeden z tych najbardziej niesamowitych utworów z całego dorobku grupy Procol Harum. Opisuje burzę i to, co po niej następuje. Wiele emocji jest w samej muzyce, ale i przejmujące, ponadczasowe teksty utworów to niewątpliwie kolejne atuty tego wydawnictwa. Kończący album utwór „Your Own Choice” przynosi najwięcej optymizmu: "Jest zbyt wiele kobiet, nie dość wina. Jest zbyt wielu poetów i nie dosyć rymów” - tak śpiewa Gary Brooker na sam koniec albumu „Home”. Albumu zaskakująco mrocznego, ale jakże przecież pięknego…