Sylwetkę Carla Verheyena przybliżyliśmy naszym Czytelnikom przy okazji recenzowanej pól roku temu na MLWZ.PL jego solowej płyty „Mustang Run”. Tym razem Carl przedstawia się jako artysta akustyczny, a na swoim albumie adekwatnie zatytułowanym „Alone” wykonuje w pojedynkę utwory z repertuaru innych artystów: m.in. Pata Metheny’ego, Petera Gabriela, Marka Knopflera, Eltona Johna, Beatlesów, a także parę (dosłownie parę, bo zaledwie dwa) kompozycji napisanych przez siebie. Oddać, grając samemu, klimat, a także zagrać linie melodyczne znanych nagrań nie jest łatwą sztuką, ale sztuka ta udała się Verheyenowi na „Alone” w stu procentach.
„Gdy miałem 11 lat i miałem za sobą ledwie kilkumiesięczny kurs gry na gitarze, do mojego pokoju wszedł ojciec i poprosił, bym dla niego coś zagrał. Zagrałem więc klasyczny riff do „Satisfaction” Rolling Stonesów. Lecz tata odparł: „Nie, zagraj mi jakąś piosenkę”. Gdy argumentowałem, że to przecież piosenka, tylko bez linii wokalnej, ojciec zapytał: „Ale gdzie jest melodia?” Odpowiedziałem, że to wokalista śpiewa melodię. Lecz ojciec znowu nie „kupił” mojej odpowiedzi i rzekł: „Powinieneś potrafić zagrać to tak, jakby to była kompletna piosenka”. Od tego czasu rozpocząłem aranżowanie i komponowanie muzyki w taki sposób, by każdy utwór był kompletny, nie tylko z dobrym riffem, ale i z głównym motywem melodycznym. Tę rozmowę z ojcem traktuję jako jedną z najważniejszych inspiracji dla mojej późniejszej działalności muzycznej” – wspomina Carl Verheyen.
Nic dziwnego, że na płycie „Alone” usiłuje on możliwie jak najwierniej oddać klimat i ducha tak znanych kompozycji, jak „Goodbye Yellow Brick Road”, „All You Need Is Love”, „Norwegian Wood”, „In My Life”, „Local Hero” czy „Mercy Street”. To jedne z ulubionych przez niego tematów muzyki rozrywkowej, którym usiłował dodać od siebie coś nowego. Udało mu się to o tyle, że płyty „Alone” słucha się naprawdę znakomicie. To niezwykle miła rozrywka, szczególnie gdy równocześnie jest się sympatykiem kojących brzmień akustycznej gitary. A że Carl Verheyen jest prawdziwym mistrzem w tej dziedzinie, to radość z każdej minuty spędzonej z jego nowym albumem jest w stu procentach gwarantowana.