BluesBones, The - Saved By The Blues

Andrzej Barwicki

ImageMuzycy zespołu The BluesBones zadebiutował w 2012 roku płytą „Voodoo Guitar”, którą odnieśli spory sukces, potwierdzając to dużą ilością koncertów na różnych festiwalach, gdzie spotykali się z entuzjastycznym odbiorem swojej muzyki. W grudniu ubiegłego roku weszli do studia, aby zarejestrować materiał na nową płytę, w efekcie czego pod koniec lutego 2015 roku pojawił się ich drugi studyjny album zatytułowany „Saved By The Blues”.

Podekscytowany brzmieniem pierwszej płyty nastawiłem ucha i od razu powitała mnie szybka, rytmiczna i melodyjna gra w postaci bardzo elektryzującej i przebojowej kompozycji pt. „Find Me A Woman”. Blues z domieszką funky, a do tego znakomite gitarowe zagrywki wpasowujące się w klubową atmosferę mamy w „I’m On The Road Again”. Następnie do naszych uszu dociera pięknie wykonana ballada „I Try”, w której znalazło się miejsce zarówno na gitarowe solo, jak i ujmujące klawisze. To coś nowego, wzbudzającego dodatkowe muzyczne emocje ze strony The BluesBones. Utwór „Devil’s Bride” pochodzi z repertuaru kanadyjskiego gitarzysty i wokalisty Matta Andersena - tutaj zagrany został ostrzej, bardziej energicznie. Warto również zwrócić uwagę na wokalną stronę tej kompozycji – ma ogromną siłę przebicia - a na koniec na dialog gitarowo–klawiszowy. Bardzo przejmujące jest nagranie „I’m Still Your Man” - niesie za sobą życiowe, bardzo emocjonalne przesłanie, a jakby tego było mało zawiera fascynujący dialog dwóch gitar, spomiędzy których słychać dźwięki organów. Muzycy rewelacyjnie odgrywają swoje partie, dając imponujący efekt oraz wielką satysfakcję ze słuchania takich kawałków. Tytułowy utwór to jeszcze jedno pozytywne i miłe w odbiorze nagranie, z ładnie prezentującymi się trąbkami. Akustycznym akcentem rozpoczyna się „Moonshine”, by po kilkudziesięciu sekundach wybrzmieć elektryczną gitarą i zmienioną barwą głosu lidera The BluesBones. Z trochę surowego chwilami fragmentu - jakby z początku lat 60. - ukazuje się nam w pełnym, inspirowanym południowym bluesem klimacie. Z nagrania „Crazy” na pewno utkwi nam w pamięci brzmienie organów, podszyte doorsowskim stylem grania, jak i gitary basowej - jest cudownie i odjazdowo, a przy tym nawiązująco do znakomitych wzorców. To kawałek wart kilkukrotnego przesłuchania. Kolejny popis gitarowego kunsztu dotrze do naszych uszu podczas odsłuchiwania numeru „Call Me” - nogi miękną, gdy się tego słucha. „Runaway” to ukłon w stronę pewnego legendarnego gitarzysty i jego instrumentu - po kilku frazach gitary z łatwością rozpoznamy komu poświęcone jest to nagranie. Album kończy utwór „Wrong” z orkiestrową aranżacją.

Dla mnie The BluesBones to pierwsza liga bluesa, co zespół udowodnił swoim kolejnym płytowym wydawnictwem. „Saved By The Blues” nagrali w trochę odmienionym składzie, który obecnie prezentuje się następująco: Nico De Cock (vocals), Stef Paglia (guitar), Roland Burssens (bass), Dominique Christens (drums), Edwin Risbourg (Hammond) i Tim Janssens, który nie tylko prezentuje się jako producent, ale również wspiera zespół instrumentalnie.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!